- Likwidacji nielegalnych składowisk nie przerzucimy w całości na samorządy. To będzie wymagało wsparcia finansowego - mówi Wiesław Leśniakiewicz, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, w latach 2008–2015 komendant główny Państwowej Straży Pożarnej.
Wraz z ministrem Tomaszem Siemoniakiem zrobiliśmy pogłębioną analizę z udziałem komendantów policji i Państwowej Straży Pożarnej, podczas której sprawdziliśmy te najgłośniejsze pożary. Obecnie nie dostrzegamy związku przyczynowo-skutkowego między zdarzeniami, które miały miejsce w różnych miejscach naszego kraju. Te pożary nie są ze sobą powiązane. Analiza pokazuje, że w ubiegłych latach w tym czasie mieliśmy podobną liczbę pożarów. To statystycznie nie odbiega od normy, mimo że w maju tego roku jest tego trochę więcej, ale to wynika głównie z tego, że jest ciepło i sucho, a w wielu regionach mamy już trzeci stopień zagrożenia pożarowego w lasach. Ale nie ma większej liczby pożarów innego rodzaju.
Na ten moment nie możemy wykluczyć żadnej z przyczyn, nadal trwają czynności dochodzeniowo-śledcze prowadzone przez policję. Są powołani biegli, którzy weszli tam jeszcze tego samego dnia, kiedy miał miejsce pożar – oni szukają śladów. Nic nie jest wykluczone – to mogło być zwarcie, zostawienie np. jakiejś grzałki czy podpalenie. Analizy robi się w ten sposób, że wyklucza się poszczególne przyczyny. Na razie nie wykluczyliśmy niczego. Biegli potrzebują czasu – to może potrwać nawet kilka tygodni.
Chcę jednak podkreślić, że na Marywilskiej system ostrzegawczy zadziałał – firma ochroniarska próbowała ugasić pożar, ale nie dała rady. Prawidłowo zadziałała też straż pożarna, która była na miejscu po 11 minutach, a np. przy pożarze w Siemianowicach po 7 minutach i tam założono np. tamy sorpcyjne.
W zajezdni w Bytomiu jest wiele przesłanek wskazujących na to, że tam było podpalenie. Ale czynności wciąż trwają. Z kolei w liceum w Grodzisku pożar rozpoczął się w miejscu, gdzie była zainstalowana fotowoltaika, ale też jest jeszcze za wcześnie, by przesądzać o przyczynach.
Od razu po przyjściu do ministerstwa, na początku roku uznaliśmy, że to jest poważny problem, i już wtedy podjęliśmy pewne działania zaradcze. Próbujemy ustalić, ile takich miejsc jest. Poprosiliśmy wojewodów o listy, które mają powstać we współpracy z samorządami. W sejmie swego czasu mówiono o 331 nielegalnych składowiskach, ale najpewniej jest ich więcej.
Nie, to nie tak. Dostaliśmy te listy i wysłaliśmy strażaków, by dokładnie sprawdzili, co tam jest. Te składowiska są już pod nadzorem, straż pożarna sprawdza te miejsca, sposoby składowania odpadów. Rozmawiamy z ekspertami na temat sposobu utylizacji tych materiałów, ale to wymaga odpowiednich środków finansowych i czasu. Na przykład w Siemianowicach Śląskich była składowana tzw. czerwona woda, czyli odpad powstający w wyniku produkcji prochu w Nitrochemie. Wiadomo, że ta woda jest składowana w tym miejscu od 2018 r. i że przez ten czas niczego z tym nie zrobiono. A np. w Olkuszu jest składowisko, które zidentyfikowano w 2019 r. i z którym też niczego nie zrobiono. Teraz tworzymy plan, jak to zmienić.
Chcemy zlikwidować je skutecznie, a nie tylko o tym mówić, jak to było w poprzednich latach. Rozmawiamy z chemikami, jak te składowane substancje utylizować – sprawdzamy, czy są technologie, które możemy wykorzystać na miejscu, bez przewożenia ich np. do spalarni śmieci. Na pewno nie przerzucimy tego zadania w całości na samorządy, to będzie wymagało wsparcia finansowego. ©℗