Pomimo złych regulacji, które zostały wprowadzone, sytuację ratują kreatywność urzędników stanu cywilnego oraz dobra współpraca z placówkami medycznymi – mówi Monika Derecka, prezes Stowarzyszenia Urzędników Stanu Cywilnego RP Oddział w Lublinie, ekspert Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych.

Pod koniec roku alarmowali państwo o zagrożeniach związanych z wprowadzanymi na ostatnią chwilę nowymi wzorami kart urodzeń i zgonów. Z czym zetknęli się państwo na początku stycznia?

Zostaliśmy zaskoczeni informacją, że zmiany wchodzą od 1 stycznia. Pierwsze pismo w tej sprawie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji dostaliśmy dopiero w drugiej połowie grudnia. Wprowadzono zupełnie inne rozwiązania niż te z projektu nowej ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych, nad którym pracowaliśmy dwa lata w poprzedniej kadencji Sejmu (ostatecznie ustawy nie uchwalono – red.). Elektroniczne karty urodzeń i zgonów miały być przesyłane bezpośrednio do Systemu Rejestrów Państwowych. Dziś mamy wprawdzie elektroniczne karty urodzenia i martwego urodzenia, ale są one przesyłane do urzędów stanu cywilnego z placówek medycznych przez ePUAP.

Jak dokładnie to wygląda?

Karty urodzenia i martwego urodzenia z elektronicznej skrzynki podawczej wyłapuje sekretariat. Dalej są przesyłane do kierownika odpowiedzialnego za referat urodzeń, który weryfikuje prawidłowość podpisu elektronicznego. Cały czas się zastanawiamy, jak usprawnić ten proces, szczególnie w dużych miastach, gdzie jest dużo urodzeń. Na ten moment zakładamy foldery zatytułowane dniem wpływu karty. Nie oznacza on jednak daty urodzenia, więc odszukanie karty jest pracochłonne. Katalogowanie po datach urodzenia rozwiązałoby ten problem, ale wtedy to kierownik musiałby dokładnie sprawdzać dzień urodzenia dziecka przy okazji weryfikowania podpisu.

MSWiA i Centralny Ośrodek Informatyki – a za nimi Ministerstwo Zdrowia, które wcześniej było sceptyczne – dopuszczają również przekazywanie kart na zewnętrznych nośnikach – pendrive’ach, co budziło dużo kontrowersji. Czy spotkała się pani z taką sytuacją?

Z moich informacji wynika, że nikt tego nie praktykuje. Szpitale też podeszły do tego w rozsądny sposób. Chodziło o bezpieczeństwo danych – ktoś musiałby przywieźć do nas ten nośnik, a finalnie nie wiadomo nawet, czy moglibyśmy go podłączyć do komputera w urzędzie.

Zamieszanie z nowymi kartami wpłynęło na jakość dokumentów przekazywanych przez szpitale?

Odsetek błędnie wypełnionych kart – na starych wzorach albo na nowych, ale np. z niepełnymi danymi – sięgnął w pierwszych dniach stycznia 70 proc. W tej chwili jest już lepiej, placówki medyczne przystosowują się do nowych obowiązków. W kontakcie z urzędami stanu cywilnego udało się zorganizować dobrą współpracę, ale nadal zdarzają się pomyłki i ludzie są odsyłani do szpitali. Mam na myśli głównie karty zgonu, które pozostały w formie papierowej, chociaż wzór się zmienił. W przypadku elektronicznych kart urodzenia staramy się rozwiązywać problemy, kontaktując się z placówkami medycznymi telefonicznie. Zdarza się również, że sami lekarze dzwonią do USC z prośbą o pomoc. Mieliśmy sytuację, w której medyk wystawił papierową kartę martwego urodzenia i prosił o zarejestrowanie, zapewniając, że jak tylko zorganizuje możliwość elektronicznego przesłania, to natychmiast to zrobi. W trosce o pacjentkę chciał to załatwić jak najszybciej.

Jak państwo to rozwiązali, biorąc pod uwagę, że od 1 stycznia nie możecie przyjmować papierowych kart urodzenia?

Musieliśmy odmówić, ale zaproponowaliśmy rodzinie, która przecież znalazła się w tak przykrej sytuacji, że porozumiemy się ze szpitalem i zorganizujemy elektroniczną kartę najszybciej, jak to możliwe. Problemem było też to, że lekarz wystawił papierową kartę, ale na starym wzorze.

Czyli z danymi statystycznymi dla Głównego Urzędu Statystycznego, których USC nie powinny już otrzymywać?

Tak, i poinformowałam o tym lekarza. Wskazałam, w którym rozporządzeniu jest nowy wzór, i wytłumaczyłam, jak przesłać do nas prawidłowo kartę. Wcześniej nie miał świadomości, że są nowe karty i nowy sposób ich przekazywania. Teraz szpitale już to wiedzą, ale bywają problemy z przychodniami podstawowej opieki zdrowotnej czy gabinetami prywatnymi. Lekarze nie mają kwalifikowanego podpisu elektronicznego, który jest wymagany. Ta sytuacja to też duży problem właśnie dla GUS. Mieliśmy kontakt z pracownikiem statystyki publicznej i okazuje się, że w styczniu na 475 aktów urodzeń zarejestrowanych w Lublinie do GUS dotarły ze szpitali dane o zaledwie 159 urodzeniach. Są duże obawy o rzetelność statystyki za ten rok i są już przymiarki, żeby jednak to USC znowu zajmowały się przekazywaniem tych informacji.

A jak to wygląda w przypadku kart zgonu? Z jednej strony dane statystyczne elektronicznie do GUS mają przekazywać szpitale, a z drugiej – MSWiA zobowiązało USC do przesyłania ich w formie papierowej.

Wiele kart statystycznych – III część karty zgonu – w ogóle nie jest wypełnianych w formie papierowej, ponieważ część lekarzy uważa, że przesłanie danych elektronicznie do GUS jest wystarczające.

Być może słusznie. Po co dublować te dane?

Zgadzam się, ale do przekazania oryginału III części karty zgonu do GUS – wraz z kopią I części, na podstawie której jest wystawiany akt zgonu – zobowiązuje USC rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie programu badań statystycznych statystyki publicznej na rok 2024. Zalecenia są takie, żeby spinać te karty ze sobą, ponieważ w części statystycznej jest przyczyna zgonu, ale nie ma danych osobowych. Zresztą nawet jeśli papierowa III część jest uzupełniona, to często nie w całości. Lekarze w kontakcie z nami czy osobami, które odsyłamy po prawidłową kartę, twierdzą, że nie będą wypełniać danych innych niż medyczne – może poza miejscem zamieszkania. Mają sporo racji, bo tylko do takich informacji mają dostęp. My też uważamy, że przekazywanie statystyki publicznej do GUS powinno nadal spoczywać na urzędach, ponieważ jesteśmy w stanie zweryfikować te dane.

Tylko w okresie przejściowym czy również docelowo, już po zsynchronizowaniu systemów elektronicznych szpitali, GUS i USC?

Docelowo – styczeń zweryfikował pomysł, aby robiły to placówki medyczne. Nawet jeżeli będzie to wpadało bezpośrednio do bazy usług stanu cywilnego, to nadal lekarze czy ratownicy medyczni nie będą mieli dostępu do niektórych danych. Podam prosty przykład. Rodzina przekazuje informację, że osoba zmarła była wdową, ale tylko USC – na podstawie Bazy Usług Stanu Cywilnego i PESEL – może zweryfikować, że jednak była rozwiedziona.

Mimo tych wszystkich problemów z danych Ministerstwa Cyfryzacji wynika, że w styczniu nie było paraliżu, jeśli chodzi o sporządzanie aktów urodzenia czy zgonu – liczby rok do roku są bardzo zbliżone.

Paraliżu nie ma, bo mamy duże doświadczenie i radzimy sobie z tą sytuacją, ale jest to dla nas bardzo uciążliwe. To nie jest tak, że nowe przepisy powodują sprawną obsługę obywateli. Pomimo złych regulacji, które zostały wprowadzone, sytuację ratuje kreatywność urzędników stanu cywilnego oraz dobra współpraca z placówkami medycznymi, co pozwala na terminowe i efektywne załatwianie spraw. ©℗

Odsetek błędnie wypełnionych kart – na starych wzorach albo na nowych, ale np. z niepełnymi danymi – sięgnął w pierwszych dniach stycznia 70 proc.

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski