Przeciwko możliwości bezprzetargowego zlecania spółkom komunalnym przez gminy m.in. odbioru śmieci protestowała we wtorek w Warszawie branża odpadowa. Uważa ona, że proponowane zmiany w prawie doprowadzą do upadku 200 polskich firm i utraty pracy przez 18 tys. osób.

Protest rozpoczął się przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, następnie manifestanci przeszli przed siedzibę Ministerstwa Rozwoju i w końcu przed Sejm. Demonstracja zakończyła się po godzinie 14.

Według służb porządkowych na ulicach Warszawy protestowało ok. 1,5 tys. osób m.in. kierowcy śmieciarek, czy pracownicy sortowni odpadów. Protestujący mieli ze sobą transparenty z napisami: "Nie zniszczyły nas koncerny, zniszczy nas polski rząd", używają trąbek i gwizdków. Skandowali: "Zabijacie firmy rodzinne, żeby karmić monopole gminne", "Polskie firmy za nic mają, mieli dbać a zabijają".

Wiceprzewodniczący Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami Leszek Zagórski wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami, że wtorkowa manifestacja jest spowodowana procedowanymi w Sejmie, szkodliwymi - zdaniem branży odpadowej - przepisami, które umożliwią samorządom bezprzetargowe zlecanie m.in. zadań związanych z gospodarką odpadami, spółkom komunalnym. Chodzi o tzw. małą nowelę Prawa zamówień publicznych.

"Te przepisy mogą wyrugować polskie przedsiębiorstwa z rynku gospodarki odpadami. Pozwala wszystkim miastom, wszystkim gminom zlecać większość zadań zwianych z gospodarką odpadową bezprzetargowo swoim spółkom. Obawiamy się, że powstaną monopole gminne, że samorządy potworzą własne spółki, którym zlecą te zadania" - podkreślił Zagórski.

Jego zdaniem, projektowane przepisy dotkną ok. 200 polskich firm branży odpadowej, zatrudniających 18 tys. osób. Zagórski ocenił, że narażonych na utratę pracy osób może być więcej, ponieważ nowe prawo wpłynie też na inne branże np. budowlankę.

Prezes Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami Witold Zińczuk mówił do protestujących, że wolny rynek zamieni się w gospodarkę centralnie planowaną o niskiej jakości usług. Jak przekonuje organizacja, in-house (bezprzetargowe zlecanie zadań przez samorządy własnym spółkom) w gospodarce odpadami przełoży się też na wzrost cen, o ok. 40 proc. w ciągu 2-3 lat.

"Protest ma charakter ostrzegawczo-zapobiegawczy. Liczymy na refleksję, liczymy na dobrą zmianę. Czujemy się zdradzeni i upokorzeni, że moje państwo mówi do mnie, polskiego przedsiębiorcy: nie będziesz już potrzebny" - podkreślił Zińczuk.

Wtórował mu prezes Związku Gospodarki Odpadami Sławomir Rudowicz. "Doczekaliśmy się, że nie konkurencja zagraniczna, nie złe zarządzanie naszymi przedsiębiorstwami, tylko własna pseudo demokracja próbuje zabić naszą przedsiębiorczość. My nie damy się zabić. Będziemy walczyć do upadłego" - zapowiedział.

Biuro prasowe resortu środowiska w stanowisku przesłanym PAP wyjaśniło, że przygotowane przez rząd przepisy mają na celu wdrożenie przepisów UE w zakresie zamówień publicznych. Dotyczy to m.in. odbioru odpadów komunalnych.

"Rozszerzono katalog instrumentów prawnych pozostających w dyspozycji gmin o nowe narzędzie, możliwość realizacji zadań własnych gminy za pomocą kontrolowanego przez siebie podmiotu (tzw. in–house). Gmina będzie mogła, a nie będzie zmuszona, do organizacji przetargu" - zwrócono uwagę.

Według MŚ w zdecydowanej większości państw europejskich, które osiągają najlepsze wyniki w zakresie gospodarki odpadami, stosowany jest właśnie in-house, a odpowiedzialność i realizacja zadań w zakresie usług w tej dziedzinie jest po stronie wspólnot lokalnych.

W niedawnym wywiadzie dla PAP wiceminister środowiska Sławomir Mazurek mówił, że nowe przepisy pozwolą uwolnić potencjał gmin i skuteczniej walczyć z szarą strefą.

Resort przekonuje, że niedoskonałości obecnego systemu gospodarki odpadami prowadzi do szeregu patologii. "Odpady zamiast do miejsc przeznaczania, w wyniku źle pojętej "optymalizacji kosztów", trafiają do lasu lub na dzikie wysypiska. Nowy instrument wzmocni kontrolę nad przemieszczaniem i zagospodarowaniem odpadów, co wpłynie na skuteczność walki z patologiami i szarą strefą" - zaznaczono w stanowisku.

MŚ przekonuje ponadto, że obecny system obsługiwany przez firmy prywatne jest droższy. "Stawka opłaty za odpady zbierane selektywnie w przypadku podmiotu prywatnego wynosiła 8 zł/ osobę, natomiast spółki gminnej 7,05 zł/osobę" - wskazano w stanowisku.

Według danych ministerstwa (ankieta przeprowadzona w kwietniu br., na którą odpowiedziało 2176 gmin, co stanowi ponad 87 proc. gmin w Polsce): w 1309 gminach (60 proc.) odpady komunalne po przetargu odbiera podmiot prywatny; w 313 gminach (14 proc.) śmieci po przetargu odbiera spółka gminna; w 201 gminach (9 proc.) odpady komunalne po przetargu odbiera konsorcjum podmiotów prywatnych; w 80 samorządach (4 proc.) odpady odbiera konsorcjum podmiotu prywatnego i spółki gminnej, a w 273 gminach (13 proc.) śmieci są odbierane przez inne podmioty.

Ministerstwo przekonuje też, że lepszy efekt ekologiczny uzyskiwały gminy obsługiwane przez spółki gminne (33,96 proc.) lub konsorcja podmiotu prywatnego ze spółką gminną (33,78 proc.), niż podmioty prywatne (30,85 proc.).