Postulat uchwalenia nowych przepisów w zakresie utrzymania porządku i czystości w gminach od bardzo dawna wybrzmiewał w głosie samorządów, zmagających się coraz mocniej z problemem nielegalnego wyrzucania śmieci, powstawania coraz liczniejszych dzikich wysypisk śmieci i chaosu organizacyjno-prawnego w tym zakresie

Dlatego z ulgą przyjęliśmy zapowiedzi pracy nad nową ustawą w tym względzie, która weszła w życie 1 lipca 2013 r. Jej zapisy wprowadzały generalną zasadę obowiązku zapłaty przez mieszkańca opłaty z tytułu odbioru i zagospodarowania odpadów komunalnych. Ustawa różnicowała także katalog wariantów, według których opłatę można było naliczać, jednak – jak pokazało życie – zdecydowana większość gmin, zwłaszcza w początkowym okresie, podjęła decyzję o wprowadzeniu system opłat „od mieszkańca”.

Śmieci na wolnym rynku

Zapisy ustawy śmieciowej były jednak w wielu aspektach mocno kontrowersyjne. Największy błąd polegał na tym, że obligowała gminy do organizowania przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Zapis ten w konsekwencji doprowadził do monopolizacji rynku przez duże przedsiębiorstwa śmieciowe, które podzieliły rynek między siebie. Mechanizm był bardzo prosty: w pierwszych latach obowiązywania ustawy oferty w przetargach składane były poniżej kosztów, co powodowało upadek i wycofanie z rynku małych firm oraz spółek komunalnych bądź zakładów budżetowych, o których istnieniu wielu współcześnie zapomina, a która to forma organizacji jest jeszcze często spotykana w samorządzie. Nie trzeba było być prorokiem, żeby przewidzieć, że po dwóch–trzech latach na rynku nie będzie żadnej realnej konkurencji i ceny poszybują drastycznie w górę, osiągając w wielu miejscach zastraszające poziomy. W efekcie w wielu regionach Polski rynek śmieciowy funkcjonuje niczym w południowych Włoszech. Dopiero w ostatnim czasie, dzięki nowelizacji ustawy, ograniczono ten szaleńczy wzrost cen, wprowadzając cenę maksymalną opłaty od mieszkańca.

Nie tylko przetargi

Ustawa zawierała także inne błędy, których skutki znacznie osłabiały siłę wprowadzanych przepisów. Przede wszystkim nie pomyślano, choć było to już wtedy mocno sygnalizowane, o kwestiach odpowiedzialności producentów opakowań oraz towarów, którzy generują przecież ogromny strumień odpadów, a nie ponoszą za to żadnej finansowej odpowiedzialności. Nie zadbano także o szczelność systemu. Kiedy ustawa wchodziła w życie, niedługo wcześniej znikł obowiązek meldunkowy mieszkańców. Tym sposobem wielu unikało opłat poprzez brak skutecznej weryfikacji miejsca pobytu i składania opłaty za odpady. System nie pozwalał również objąć szczelną kontrolą osób prawnych, które co do zasady miały tylko obowiązek posiadać podpisaną umowę z firmą odbierającą odpady. Zabrakło natomiast instrumentów weryfikacji ilości oddanych śmieci. W rezultacie nagminne stało się podrzucanie śmieci z działalności gospodarczej do odpadów komunalnych lub też wprost pozbywanie się tych odpadów gdzie popadnie. I tak dzikie wysypiska śmieci ponownie zagościły w naszym krajobrazie, a ceny dla mieszkańców rosły jak szalone w konsekwencji drastycznego wzrostu strumienia odpadów odbieranych przez firmy w danej gminie.

Grzech zaniechania

Trzeba o nim wspomnieć w tym miejscu, aby być wewnętrznie uczciwym przy opisywaniu tego tematu. Zbyt słabo bowiem nasze samorządowe środowisko protestowało przeciw krzywdzącym nas i mieszkańców rozwiązaniom. Zbyt łatwo poddaliśmy się procesowi monopolizacji rynku. Jestem przekonany, że gdyby nasz głos wtedy był choć w połowie tak mocny jak teraz, kiedy większość z samorządowych związków i korporacji otwarcie uczestniczy w politycznej walce, będąc w sojuszu z opozycją przeciw rządowi, sytuacja wyglądałaby inaczej. Zbyt wielu moich kolegów wójtów i burmistrzów zastosowało najprostszy matematyczny mechanizm podzielenia kwoty (wynikającej często z jedynej oferty w przetargu) na swoich mieszkańców, tłumacząc, że nic się nie da zrobić i rynek jest taki, jaki jest. W gminie Spytkowice (powiat wadowicki) pokazaliśmy, że można zrobić więcej, i dalej to robimy. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu.

Co dalej z tą ustawą?

Jestem przekonany, że istniejącej ustawy nie da się nowelizować w nieskończoność. W mojej ocenie jest ona nienaprawialna. Kolejne poprawki skomplikują niełatwe już teraz zapisy. Ustawę trzeba po prostu napisać od nowa. Rzetelnie, zrozumiale, przejrzyście i co najważniejsze – skutecznie. Miarą tej skuteczności będzie likwidacja dzikich wysypisk śmieci i tego wszystkiego, co składa się na smutną rzeczywistość systemu odpadowego w Polsce. Czas również na stworzenie w Polsce katalogu usług publicznych, do których gospodarka odpadami powinna bezdyskusyjnie należeć, za których realizację odpowiedzialne będą samorządy, aby w przyszłości już nigdy nikomu nie przyszło do głowy, aby je sprywatyzować. ©℗

Największy błąd polegał na tym, że ustawa obligowała gminy do organizowania przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Zapis ten w konsekwencji doprowadził do monopolizacji rynku przez duże przedsiębiorstwa śmieciowe, które podzieliły rynek między siebie