Tak twierdzi regionalna izba obrachunkowa. Niektóre samorządy znają to stanowisko, ale go nie przestrzegają. Twierdzą, że periodyk musi być ciekawy, przekazywać informacje, ale i zarabiać na siebie
– Stanowiska regionalnych izb obrachunkowych z Wrocławia i z Łodzi jednoznacznie wskazują, że lokalna prasa nie powinna sprzedawać reklam ani wydawać płatnych dodatków. Jednak, jak wynika z naszych rozpoznań, po prawie roku od tych orzeczeń możemy stwierdzić, że nic się nie zmieniło – mówi Ewa Barlik ze Stowarzyszenia Prasy Lokalnej. Dodaje, że nawet trudno o twarde dane. Wiadomo, iż gminne, czyli urzędowe gazetki funkcjonują, ale zazwyczaj nie są one zarejestrowane w Związku Kontroli i Dystrybucji Prasy. Nie wiadomo więc, jaki jest ich nakład ani czy są rozdawane, czy sprzedawane. Ponadto są też inne media samorządowe. Gminna TV, lokalne radio. Pole dla reklamodawców wydaje się cały czas otwarte.
Zaspokajać zbiorowe potrzeby
RIO przy ocenie, czy gmina może, i w jakiej formie, wydawać lokalną gazetę, czy może zamieszczać ogłoszenia, i czy może być płatna, powoływały się na ustawę z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. 2013 r. poz. 594 ze zm.). Wynika z niej, że do zadań gminy należą wszystkie sprawy publiczne o znaczeniu lokalnym. A przez zadania publiczne, jak mówi ustawa, należy rozumieć te, które mają na celu korzyść ogółu. Wydawanie urzędowej gazety wydaje się w takiej sytuacji problematyczne. Czy bowiem głównym zamierzeniem jest rzeczywiście zaspokajanie potrzeb mieszkańców, czy też publikacje służą konkretnym osobom fizycznym w gminie. Dodatkowo, co podkreślały stanowiska RIO, wydawanie gazety to przecież koszty.
– Gminy twierdzą, że ich biuletyny nic nie kosztują. A to nieprawda. Przecież wydawca korzysta z gminnego sprzętu, choćby komputera, pomieszczenia, w którym dziennikarz pracuje. Prywatna gazeta lokalna musi za to wszystko zapłacić – mówi Ewa Barlik.
RIO przypomina, że gmina dysponuje pieniędzmi publicznymi, czyli „wszystkich mieszkańców” (stanowisko kolegium RIO we Wrocławiu z 7 maja 2014 r.). Nie może ich więc wydawać dowolnie. Dlatego wolność prasy gminnej może istnieć tylko w granicach treści, która zaspokaja potrzeby wszystkich mieszkańców. Powinien to być biuletyn, który informuje m.in. o zamierzeniach władz, nowych aktach prawa miejscowego czy akcjach, imprezach organizowanych przez gminę.
– Tak właśnie u nas jest – mówi Małgorzata Badalska, burmistrz Kozienic, gdzie jest wydawana „Nasza Gmina”. Przekonuje, że taka prasa jest potrzebna. – To format A3, rozdawany bezpłatnie. Nie ma żadnych reklam, tylko informacje urzędowe. Za informacje odpowiadają dyrektorzy poszczególnych wydziałów. Są też informacje o uchwałach rady. Pojawiają się miniatury plakatów informujących o imprezach, ale tylko samorządowych, w mieście.
Pochwały i krytyka
Redaktorami gminnych pism są zazwyczaj pracownicy urzędu, ale często też dziennikarze. Prasa samorządowa budzi czasem, choć nie zawsze, kontrowersje wśród samych pracowników. Dziennikarze mają niekiedy świadomość, że piszą nie to, co chcieliby przekazać mieszkańcom. – Okazuje się, że nie zawsze możemy pisać prawdę. Bo przecież nie możemy krytykować pryncypała, wydawcy – mówią nieoficjalnie.
– Jeśli gazeta jest wydawana przez jednostkę w jakiś sposób podległą urzędowi, to jest to prasa samorządowa. Nie jest niezależna – mówi Barbara Mąkosa-Stępkowska z Zakładu Prawa Prasowego Instytutu Dziennikarstwa UW. Przypomina, że prasa ma służyć rzetelnej informacji, jawności i kontroli. – Trudno, by urząd kontrolował sam siebie – mówi Mąkosa-Stępkowska i dodaje, że zgadza się ze stanowiskami RIO. – Istnieje pewien zgrzyt między rolą samorządu a wydawaniem przez urząd własnej prasy, w jakiejkolwiek formie by to nie było.
Jednak w wielu przypadkach gazety samorządowe to zwykłe biuletyny. Nie można władz posądzać o chęć zarobku. – Urzędnicy piszą, co dzieje się w gminie. Wójt promuje swoje decyzje. Ale to jego prawo. W większości biuletynów w naszym regionie reklam nie ma. Gazetki urzędowe są informacyjne. Nie ma artykułów polemicznych, dziennikarskich – mówi redaktor naczelna „Gazety Kociewskiej”, lokalnego tygodnika, który istnieje od 25 lat. Dodaje, że te samorządowe informatory nie są konkurencją dla jej gazety. – Ale w Tczewie jest gazeta samorządowa, która zamieszcza ogłoszenia. To profesjonalny periodyk, w którym są artykuły problemowe, wywiady. To już konkurencja.
– Nie można odmówić prawa chwalenia się, ale też nie można odmówić prawa krytyki – mówi Włodzimierz Chorązki, szef wydziału zarządzania i komunikacji społecznej w Krakowie. Dodaje, że o stronniczość można posądzać nie tylko gazety samorządowe, lecz także te lokalne. – Często prezentują opcje wydawcy, a ten bywa w opozycji do władzy. Dlatego nie zawsze możemy mówić o niezależności prywatnej prasy lokalnej.
Wspólne czytanie
– Naszą zaletą jest to, że docieramy z tygodnikiem do każdej, nawet najmniejszej wioski – mówi Anna Czyżewska. – W dużych miastach lokalne gazety nie są atrakcyjne. Jest internet. Poza tym ludzi często nie interesuje, co dzieje się w mieście, bo jest zbyt duże. W małych ośrodkach lokalne media mają pole do popisu.
Jak wynika z badań Instytutu Prasy Lokalnej, jeden wydrukowany egzemplarz czyta przeciętnie siedem osób. W przypadku egzemplarza kupionego jest to jeszcze więcej, bo czytają go całe rodziny, w małych miejscowościach często wielopokoleniowe. Jednak badania pokazują też, że rynek prasy, zarówno lokalnej, jak i samorządowej, nie jest jednorodny. Są tytuły stabilne, wydawane od 1989 r., np. „Tygodnik Zamojski”, „Kontakty”. Ale są też całkiem duże ośrodki, np. Radom czy Nowy Sącz, gdzie takiego tytułu w ogóle nie ma. Są też efemerydy, które wydają kilka numerów i znikają.
– Dlatego jestem za tym, by samorządowych publikatorów nie likwidować. Ważne, by były bezpłatne, nie miały reklam, a jedynie formułę informatora – mówi Włodzimierz Chorązki z Krakowa.
Tymczasem lokalna prasa rośnie w siłę, zwłaszcza w mniejszych gminach i w powiatach. Gazety mają po kilkadziesiąt stron i po kilka stron ogłoszeń lokalnych. Także tytuły samorządowe nie pozostają w tyle. A chcąc obejść stanowiska RIO, wydają periodyki przez swoje spółki czy agendy. Mogą to być zakłady wodociągowe, biblioteka, dom kultury. Bywa że gazetę wydaje ktoś z rodziny urzędnika z gminy.
– Mamy swój biuletyn, „Nasz Przemyśl”, wydawany przez Centrum Kultury i Nauki „Zamek” – mówi prezydent miasta Robert Choma. Ale jak podkreśla redaktor naczelny periodyku Krzysztof Fil, to miesięcznik historyczno-kulturalny. – Wypełniamy lukę. Nie ma u nas polityki, afer, morderstw. Reklamy są, ale sporadycznie. Pojawia się szkoła albo informacja o wydarzeniu kulturalnym. Dla lokalnych gazet nie jesteśmy konkurencją. A mamy czytelników, miłośników naszego miasta – mówi redaktor Fil.
200 tyle tytułów prasy lokalnej jest wydawanych w Polsce