Coraz więcej osób w Ukrainie, zwłaszcza na terenach odizolowanych od ośrodków miejskich zgłasza zapotrzebowanie na pomoc psychologiczną – mówi DGP rzeczniczka prasowa Polskiej Akcji Humanitarnej Helena Krajewska.

Jak wyglądają obecnie możliwość dostarczania pomocy humanitarnej w Ukrainie?

Sytuacja ciągle jest bardzo napięta. Udaje się częściowo odbudowywać zniszczoną infrastrukturę, w przeciwieństwie do okresu z marca czy kwietnia sklepy i restauracje powracają do prowadzenia działalności, naprawiane są budynki mieszkalne, w tym np. w rejonie Buczy. Z drugiej strony jednak do ataku może dojść każdego dnia i cały wysiłek idzie na marne. Bardzo trudno jest dokonywać z dnia na dzień kompleksowych napraw zwłaszcza sieci ciepłowniczych czy podstacji elektrycznych, które są szczególnie atakowane. W niektórych dzielnicach Kijowa i w małych miasteczkach prąd jest dostępny czasem 2-3 godziny w ciągu dnia i ta sytuacja będzie się pogarszać w kolejnych miesiącach, bo sieci, jak wspomniałam, nie są gruntownie naprawiane i są przeciążone. Bardzo źle wygląda zwłaszcza kwestia napraw we Lwowie i obwodzie odeskim. Szczególnie problematyczne jest w takiej sytuacji utrzymanie funkcjonowania szpitali, szkół czy ośrodków dla osób z niepełnosprawnościami, domów spokojnej starości, domów dziecka, bo w tych miejscach prądu po prostu nie może zabraknąć.

Jaka jest w tej sytuacji rola organizacji pomocowych? Nie naprawiacie raczej sieci wodno-kanalizacyjnych, ale jakiego rodzaju pomocy oczekują od was teraz Ukraińcy?

Organizacje humanitarne rzeczywiście nie naprawiają infrastruktury, to jest zazwyczaj po stronie władz lokalnych czy dużych organizacji międzynarodowych, natomiast my skupiamy się od wielu miesięcy na naprawie budynków czy dostarczaniu materiałów budowlanych. Wiele budynków zostało uszkodzonych, a w miejscu tych całkowicie zniszczonych zapewniamy domy modułowe. Poza tym jest stałe zapotrzebowanie na piecyki grzewcze, opał, generatory prądu zarówno do indywidualnego użytku, jak i dla administracji lokalnej, która tworzy punkty cieplne dla ludności cywilnej, zwane teraz punktami niezłomności. Do tego z racji warunków pogodowych konieczne jest dostarczanie ciepłych ubrań, koców oraz, jak zawsze w przypadku pomocy humanitarnej, żywności, wody pitnej, artykułów higienicznych. Wyspecjalizowane organizacje zajmują się także niesieniem pomocy medycznej i dostarczaniem leków. PAH od wielu lat świadczy w Ukrainie także wsparcie psychospołeczne. Coraz więcej osób, zwłaszcza na terenach odizolowanych od ośrodków miejskich zgłasza zapotrzebowanie na pomoc psychologiczną, są organizowane zajęcia grupowe, jak i indywidualne, a także zespoły mobilne, w ramach których pracownik społeczny lub psycholog dojeżdża bezpośrednio do osób w potrzebie.

Dostrzegacie, że te potrzeby zmieniają się jakoś, ewoluują wraz z trwaniem konfliktu czy są właściwie stałe?

Te potrzeby cały czas zmieniają się, w zależności od tego, jaka sytuacja panuje w danym regionie. Choć oczywiście mamy przykłady takich miejsc, gdzie brakowało absolutnie wszystkiego jak pod Kijowem w marcu i kwietniu. Na początku potrzebna była pomoc natychmiastowa, ratująca zdrowie i życie - żywność, woda pitna, leki czy artykuły higieniczne, a teraz równie ważna jest pomoc psychologiczna czy finansowa, jak i odbudowa domów. Potrzeby zmieniają się tak, jak zmienia się sytuacja militarna. Organizacje humanitarne muszą działać dość dynamicznie i przekierowywać swoje wysiłki z miejsca do miejsca. Teraz jest nieco łatwiej, bo mogliśmy od jakiegoś czasu zacząć kupować wszystko na miejscu, w Ukrainie, co znacznie zmniejszyło koszty, głównie transportu i magazynowania. Kupujemy na miejscu, zatrudniamy ludzi na miejscu, magazynujemy i rozwozimy, a to głównie dzięki temu, że wiele miejsc zostało rozminowanych, wiele mostów i dróg naprawiono, więc można dotrzeć do lokalizacji, do których wcześniej nie można było dotrzeć w ogóle.

PAH pomaga w Ukrainie od 2014 roku – naszym obszarem działań był głównie wschód kraju. W ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy otworzyliśmy kolejne biura w Ukrainie, teraz otwieramy czwarte w Charkowie i mamy nadzieję ponownie otworzyć nasze biuro w obwodzie donieckim. Zatrudniamy jeszcze więcej pracowników, głównie lokalnych i mamy nadzieję, że dzięki wsparciu Polaków i biznesu oraz dostępnym grantom od instytucji – w tym Unii Europejskiej - będziemy mogli jeszcze lepiej odpowiadać na potrzeby Ukraińców.

Ilu osobom szacunkowo udało wam się pomóc od początku trwania konfliktu w tym roku?

Od 24 lutego tego roku pomogliśmy od 200 do 300 tys. osób. To dość szeroka rozpiętość, bo dane spływają w tych warunkach czasami po kilku miesiącach, po zakończeniu całego projektu. Szacujemy, na podstawie dostępnych teraz danych, że wiele z tych 200-300 tys. osób skorzystało kilkakrotnie z różnych rodzajów wsparcia, jakie oferujemy – np. z pomocy finansowej, dystrybucji żywności czy usług psychologa. To dobrze, bo wsparcie powinno być jak najbardziej kompleksowe. Ze zbiórki od osób prywatnych i firm zebraliśmy ponad 220 mln zł, a do tego dochodzą oczywiście dotacje instytucjonalne od UE czy ONZ i innych donatorów międzynarodowych. Teraz ważne jest utrzymanie tego wsparcia, bo jeśli na świecie wydarzy się kolejny kryzys, w kraju utrzyma się wysoka inflacja, to niestety mniej osób będzie w stanie wspierać mieszkańców Ukrainy. W takich sytuacjach kluczowe jest wsparcie strukturalne, instytucjonalne i długoletnie partnerstwa z dużymi przedsiębiorstwami. Pomaganie to maraton, nie sprint.

Dostrzegacie, że to zainteresowanie dalszego niesienia pomocy ze strony społeczności międzynarodowej słabnie z powodów gospodarczych?

Jest dostrzegalny spadek zainteresowania zarówno ze strony społeczności międzynarodowej, jak i polskiej. Wiąże się to po prostu z tym, że mamy ograniczone możliwości do tego, by cały czas funkcjonować w napięciu i oczekiwaniu na wiadomości z Ukrainy, reagować na nie. W każdym państwie europejskim dziś ludzie muszą zmagać się z inflacją, kryzysami różnego rodzaju, dlatego tym bardziej cenne jest to obecne zaangażowanie. Ważne jest jednak to, że wiele osób deklaruje, że jeśli sytuacja się nagle pogorszy, to zaangażują się ponownie w pomoc. W tym momencie ta pomoc indywidualna, oddolna jest faktycznie mniejsza i siła do niesienia tej pomocy także jest mniejsza, co jest naturalne. Jeśli dojdzie jednak do sytuacji skrajnej, to jestem przekonana, że polskie społeczeństwo zmobilizuje się do działania - tak jak w lutym i marcu.