- Już dziś mamy najwyższe dodatki w Polsce. Dodatek motywacyjny dla nauczyciela może wynieść 1,2 tys. zł, a dodatek funkcyjny dla dyrektora – do 3 tys. zł. Za wychowawstwo również płacimy rekordowo dużo, bo aż 380 zł miesięcznie - mówi Renata Kaznowska, zastępca prezydenta m.st. Warszawy

Czy obawia się pani wojny?
Oczywiście, że tak. Obawy związane z wojną w Ukrainie towarzyszą nam od dnia jej wybuchu. Docierają do nas informacje, że kolejne miejscowości są przez armię ukraińską odbijane, ale nikt nie wie, co się wydarzy dalej. Obawiamy się też nadchodzącej zimy, która możne wywołać kolejną falę uchodźców. U naszych sąsiadów atakowane są bowiem cele cywilne i cała infrastruktura. Może to się przełożyć na funkcjonowanie również naszego miasta.
Czy macie prognozy, ilu uchodźców może się pojawić?
Nie może być mowy o jakichkolwiek prognozach, bo jest zbyt wiele niewiadomych. Ten najtrudniejszy czas mamy jednak za sobą. Wojna w Ukrainie była dużym zaskoczeniem dla wszystkich samorządów, wszystkiego musieliśmy się błyskawicznie uczyć i organizować. W pierwszych tygodniach wojny byliśmy sami, tylko z naszymi mieszkańcami, którzy okazali wielkie wsparcie i pomoc. Szybko włączyły się też organizacje obywatelskie. Kiedy zaczęły napływać pierwsze fale uchodźców, działaliśmy na ślepo. Mieliśmy np. informację, że jedzie pociąg z uchodźcami, ale nie wiedzieliśmy, ilu ich jest, jakie są to grupy wiekowe, w jakim są stanie. Dopiero po paru tygodniach, kiedy rząd włączył się w pomoc, udało nam się wypracować m.in. współpracę z PKP. Otrzymywaliśmy informację, że w pociągu jedzie np. 600 lub 1,2 tys. osób, ilu jest wśród nich chorych i z niepełnosprawnością, którym należy zapewnić specjalistyczną opiekę i transport. Te doświadczenia sprawiły, że w przypadku podobnej sytuacji jesteśmy w stanie szybko się zorganizować.
A czy pojawienie się dużej liczby ukraińskich uczniów odbiło się na jakości edukacji?
ikona lupy />
Renata Kaznowska, zastępca prezydenta m.st. Warszawy / Dziennik Gazeta Prawna
Mam nadzieję, że nie. Uczniów z Ukrainy jest 18 tys. na 280 tys. wszystkich uczęszczających do miejskich szkół i przedszkoli. W Warszawie powstało wiele oddziałów przygotowawczych, ale wielu ukraińskich uczniów chodzi też do klas ogólnych. To olbrzymie wyzwanie dla dyrektorek/dyrektorów szkół i przedszkoli, nauczycieli oraz uczniów i uczennic. Cieszy nas, że mimo tych trudności warszawscy maturzyści wypadli najlepiej w kraju pod względem zdawalności matur w pierwszym terminie i najlepszych wyników z poszczególnych przedmiotów egzaminacyjnych.
A czyja to jest zasługa?
Bezwzględnie jest to praca zbiorowa - poczynając od uczniów i uczennic, rodziców, nauczycieli i nauczycielek oraz dyrektorów placówek oświatowych i samorządów.
A ja myślałem, że głównie rodziców, którzy często wydają krocie na korepetycje.
Oczywiście są rodzice, których stać na korepetycje. Doskonale jednak wiemy, ile rodzin korzysta z pomocy społecznej w naszym mieście, jest też bardzo duża grupa uczniów, którzy otrzymują darmowe posiłki. Nie jest więc zasadą, że sukcesy uczniów uzależnione są od korepetycji. Również my, jako miasto, zorganizowaliśmy w okresie ferii zimowych i wakacji darmowe zajęcia wyrównujące poziom wiedzy i przygotowujące do egzaminu. Skorzystały z nich tysiące dzieci.
Czy nauczyciele otrzymywali za to wynagrodzenie?
Wszelkie zajęcia dodatkowe są dodatkowo opłacane. To samo dotyczy naszych akcji z obszaru edukacji, jak chociażby „Lato w mieście” i „Zima w mieście”.
Zagląda pani do szkół i przedszkoli?
Bardzo regularnie. Zaglądam na budowy i modernizacje placówek przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego, okrągłych rocznic związanych z funkcjonowaniem szkół i innych wydarzeń oświatowych. Szkół i przedszkoli mamy ok. 800 w Warszawie. Trudno być w każdej.
Takie wizyty - określane potocznie jako gospodarskie - niewiele wnoszą. Miałem raczej na myśli bezpośrednie spotkania z nauczycielami, bez udziału dyrektora i wicedyrektora, by można było swobodnie porozmawiać o ich problemach.
To byłoby niezwykle trudne. Mamy ponad 31 tys. nauczycieli i nauczycielek. Tyle miejsc liczy stadion Legii. Co roku mamy spotkania z dyrektorami, z którymi omawiamy sprawy edukacji. Z nauczycielami i nauczycielkami widujemy się przy różnych okazjach, wiele spotkań odbywa się na poziomie dzielnic. Ufamy naszym szefom placówek oświatowych. Ale jeśli nauczyciele mają jakieś problemy lub zastrzeżenia, mogą pisać do biura edukacji, dzielnicy i do mnie bezpośrednio.
I piszą?
Tak, a my staramy się na bieżąco reagować na ich uwagi i spostrzeżenia.
Musiała więc pani słyszeć, że nauczyciele narzekają na biurokrację. Dyrektorzy ich zmuszają do wypełniania bezsensownych dokumentów, bo np. spodziewają się oceny pracy przez kuratora, a wtedy lepiej mieć więcej papierów niż mniej. Czy miasto nie mogłoby wpłynąć na swoich dyrektorów?
Biurokracja wciąż jest obecna w szkołach. Nie pomogą tu nawet wytyczne resortu edukacji dotyczące tego, czego nie musi wykonywać nauczyciel, skoro wizytator będzie się tego domagał. Nasz urząd wspólnie z Uniwersytetem Warszawskim przeprowadził badania w ramach programu Erasmus+ dotyczące „wypadania” nauczycieli z zawodu. Pytaliśmy, co nauczycieli uwiera w pracy. W punkcie pierwszym znalazły się niskie płace, w drugim - zła współpraca z rodzicami, a w trzecim biurokracja właśnie. W punkcie czwartym wskazano utratę prestiżu zawodu nauczyciela - tu nie pomogła fala hejtu, który wylał się na nich podczas strajku generalnego w 2019 r. Efekt? Brakuje nam nauczycieli, a 48 proc. badanych rozważa zmianę zawodu. To bardzo groźne dla edukacji.
Minister Czarnek w rozmowie z DGP mówił, że za kilka lat będzie problem nie braku nauczycieli, ale ich nadmiaru. Uważa, że dziś mamy do czynienia ze zwykłymi ruchami kadrowymi.
Nie zgadzam się z ministrem Czarnkiem, że są to zwykłe ruchy kadrowe. Jeśli chodzi o liczbę uczniów w szkołach ponadpodstawowych, duża zapaść nastąpi w latach 2027 i 2028, kiedy wyjdą z nich podwójne roczniki, a jednocześnie trafi do nich mniej dzieci. Problem ten będzie jednak bardziej widoczny w miastach powiatowych, gdzie jest mniej uczniów, a więcej nauczycieli. Może to dotyczyć też szkół wiejskich, bo w Polsce spada liczba urodzeń. Nie spotka to jednak Warszawy, bo u nas wciąż rodzi się sporo dzieci, wiele rodzin się też tu przeprowadza. W tym roku do szkół ponadpodstawowych zapisało się aż 34 proc. uczniów spoza stolicy. To zjawisko dotyczy większości dużych miast w Polsce.
Minister miał radę dla Warszawy, by zwiększyła wynagrodzenia nauczycieli...
Cóż za cenna rada. Miasto nie ma już pieniędzy, by zwiększać wynagrodzenia zasadnicze nauczycielom. Oświata to największa pozycja budżetowa. Już mamy najwyższe dodatki w Polsce. Dodatek motywacyjny dla nauczyciela może wynieść 1,2 tys. zł, a dodatek funkcyjny dla dyrektora - do 3 tys. zł. Za wychowawstwo również płacimy rekordowo dużo, bo aż 380 zł miesięcznie. W 2023 r. na wydatki edukacyjne przeznaczymy prawie 6,2 mld zł, a subwencja ma wynieść ok. 3,3 mld zł. Pan minister niech zwiększy finansowanie oświaty w Polsce i niech jego rząd przestanie zabierać nam pieniądze z podatków. Taką ja z kolei mam radę dla pana ministra.
Czyli nie posłucha go pani?
Nie. Domagamy się sprawiedliwego podziału i naliczenia subwencji oświatowej na 2023 r. Jakoś sobie radzimy, bo nauczyciele i nauczycielki pracują nawet na półtora etatu i w godzinach ponad wymiarowych - ma je 6 tys. z nich. Pensje nauczycieli muszą być powiązane ze średnią krajową, co postuluje od dawna Związek Nauczycielstwa Polskiego. Byłoby to dobre rozwiązanie, bo związkowcy nie szarpaliby się co roku o podwyżki, a wchodzący do zawodu nauczyciel wiedziałby, jak będzie się kształtować jego płaca.
Czy będzie pani wspierać ministra Czarnka w likwidacji Karty nauczyciela?
Nie będę dyskutować, czy Karta nauczyciela powinna zostać zlikwidowana, czy zmieniona. Z badań związków zawodowych wynika, że nauczyciel pracuje ok. 47 godz. tygodniowo i na tym trzeba się skupić.
A czy gdyby była pani ministrem, zwiększyłaby pani nauczycielom pensum?
Tu rodzi się pytanie, czy chodzi o pracę nauczyciela, czy tylko o wysokość pensum. Są kraje na świecie, gdzie nauczyciel nie zabiera prac do domu i spędza w szkole 40 godz. tygodniowo.
A w Warszawie byłyby stanowiska pracy dla takich nauczycieli, czyli biurko i komputer?
W jednej szkole tak, w innej niekoniecznie. Na przykład w szkołach ponadpodstawowych, aby przejść przez reformę minister Zalewskiej - kiedy w jednym roku do klas pierwszych ponadpodstawowych poszli absolwenci klas ósmych szkół podstawowych i absolwenci klas trzecich gimnazjów - na sale dydaktyczne przerabialiśmy niemal każde wolne pomieszczenie. Dlatego stwierdzenie, że likwidujemy Kartę nauczyciela, wydaje się płytkie i powierzchowne.
Co więc trzeba zrobić po wyborach parlamentarnych?
Odbiurokratyzować edukację. A ustawa lex Czarnek 2.0 ją zwiększa, np. trzeba będzie sporządzać stos dokumentów, by zaprosić do szkoły organizację pozarządową. Każde zajęcia dodatkowe będą musiały być opisane w programie niemal z numerem kołnierzyka prowadzącego. Wyjątkiem są te organizowane przez harcerstwo i programy wskazane przez MEiN. My organizujemy dziś tysiące zajęć w szkołach, ale obawiam się, że po nowym roku szkoły zamilkną i nie będą decydować się na taką współpracę. Dzieci nie będą mieć dodatkowych zajęć z ochrony klimatu, praw zwierząt, konstytucji, a nawet sportowych, jeśli nie uzyskają one pozytywnej opinii kuratora.
Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, w jednym z wpisów w internecie namawiała, aby wyrzucić do kosza bzdury o klimacie. Czyli szanse na takie lekcje będą chyba niewielkie…
Zastanawiam się czasami, czy pani Nowak ktoś się nie włamuje na konto, bo aż trudno wierzyć, że ona osobiście wypisuje takie bzdury.
Czyli mówiąc oględnie, nie jest pani zwolenniczką lex Czarnek 2.0?
Podam panu taki przykład. Mamy w mieście zespół interwentów kryzysowych składających się z psychologów i pedagogów, którzy niemal od razu wchodzą do szkoły, gdy coś się złego w niej wydarzy. Gdy w dzielnicy Wawer uczeń na oczach innych parę lat temu zabił rówieśnika, już po kilku godzinach mieliśmy na miejscu grupę wsparcia. Po wejściu w życie lex Czarnek 2.0, trzeba będzie czekać trzy miesiące na taką możliwość - bo program zajęć musi trafić do kuratorium dwa miesiące przed wejściem do szkoły, a kurator ma jeszcze 30 dni na jego przeczytanie i zaopiniowanie. Absurd.
Co jeszcze powinno się zmienić po wyborach?
Pilnie trzeba uporządkować i odchudzić podstawy programowe, aby dzieci miały czas na zajęcia dodatkowe, na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań.
Minister Czarnek też chce po wyborach odchudzać podstawy programowe.
Ma jeszcze rok. Po co marnować czas? I nie mówię tylko o odchudzaniu podstaw, ale też o ich uporządkowaniu.
Jak wyglądają inwestycje edukacyjne w stolicy?
Tylko w ostatniej kadencji wybudowaliśmy 35 placówek oświatowych, szkół i przedszkoli. W ubiegłym tygodniu podpisaliśmy umowę na budowę kolejnej szkoły. Budują się cztery szkoły i pięć przedszkoli. A kolejnych 10 inwestycji jest planowanych.
Skąd bierzecie na to pieniądze, skoro narzekacie, że rząd wskutek obniżenia podatków i wprowadzenia Polskiego Ładu ograbił samorządy z dodatkowych wpływów?
Wiele inwestycji było już wcześniej zaplanowanych i są kończone. A obcinanie dochodów samorządu terytorialnego jest krótkowzroczne.
Już widzę, że jak inni samorządowcy zacznie pani teraz narzekać…
Pracuję w samorządzie od 1994 r. i nigdy tak źle nie było. Dziś samorządy są demontowane. Nie da się ich zlikwidować, bo Europejska karta samorządu terytorialnego na to nie pozwala, ale można pozbawiać je zadań i funduszy. I to się niestety dzieje, z krzywdą mieszkańców, bo mniej pieniędzy to mniej inwestycji, remontów, pieniędzy na pomoc społeczną, ochronę środowiska, edukację. Naszym zadaniem jest zaspokajanie potrzeb wspólnoty, a ograniczanie dochodów z odpisu od podatków prowadzi do zubożenia usług publicznych.
Trochę się to nie klei. Z jednej strony mówi pani o inwestycjach, a z drugiej - że miasto jest grabione z dochodów...
Budżety inwestycyjne są konstruowane na wiele lat. Nasz jest do 2030 r., a nawet dłużej. Choć w trakcie realizacji podlega modyfikacjom, jest to wieloletnia prognoza finansowa. Budżet samorządu składa się z dwóch filarów - inwestycyjnego i wydatków bieżących. Do tej pory sporo pieniędzy pozyskiwaliśmy z budżetu unijnego - budując metro, linie tramwajowe, drogi, kupując autobusy, tramwaje. Niestety właśnie dobiega końca obecna perspektywa, a budżet unijny na kolejne lata jest wciąż niepewny. Na to nakłada się tzw. Polski Ład, który radykalnie obniża dochody miasta. Olbrzymi ubytek dochodów nastąpi od przyszłego roku i potrwa przez kolejne lata. Samorządy nie negowały obniżenia podatków dla obywateli, wręcz przeciwnie, cieszymy się, że podatki zostają w portfelach mieszkańców. Domagaliśmy się jednak zwiększenia udziału samorządów w PIT, którego się nie doczekaliśmy. Warszawa od 2019 r. do 2023 r. straci 7,5 mld zł.
Ale przecież premier przyznał wam rekompensaty…
Za utracone 7,5 mld zł mamy dostać 1,3 mld zł. Czy to oby na pewno jest rekompensata? Po prostu zabierają Warszawie mniej, niż pierwotnie zakładali. Za to, co nam zabrano, można by wybudować niemal 80 szkół.
Czy wierzy pani, że przyjdą lepsze dni dla edukacji?
Tak. W trosce o polską szkołę, jakość edukacji, dobro uczniów i uczennic, nauczycieli i nauczycielek mam nadzieję, że szybko to nastąpi. ©℗
Rozmawiał Artur Radwan