Przywrócenie do użytku zdegradowanych działek po byłych państwowych zakładach chemicznych zakłada projekt ustawy przygotowany przez resort klimatu. Problem w tym, że obejmie ona tylko cztery takie tereny, a sposób finansowania remediacji budzi obawy samorządowców.

Lista miejsc, których dotyczy ustawa o wielkoobszarowych terenach zdegradowanych, jest krótka i określa ją załącznik do projektu. Chodzi o tereny po dawnych Zakładach Chemicznych Zachem w Bydgoszczy, Zakładach Chemicznych „Organika-Azot” w Jaworznie, Zakładach Chemicznych „Tarnowskie Góry” w Tarnowskich Górach oraz Zakładach Przemysłu Barwników ,,Boruta” w Zgierzu.
Ewentualne rozszerzenie listy będzie wymagać nowelizacji ustawy i wcześniejszej aprobaty ministra właściwego do spraw klimatu. - Kwalifikowanie nowych lokalizacji do wpisania ich do załącznika do ustawy będzie opierało się na prowadzonej przez głównego inspektora ochrony środowiska ewidencji - czytamy w ocenach skutków regulacji.

Czterech wybrańców

Ograniczenie nowych przepisów tylko do czterech ściśle określonych obszarów wzbudza wątpliwości. - Ta ustawa jest epizodyczna, punktowa. Chcieliśmy szerszego rozwiązania, a zakończyło się na tych czterech miejscach. Zresztą dyskusyjne jest również to, dlaczego akurat na tych. Na liście nie znalazła się np. Dąbrowa Górnicza, która jest chyba najbardziej zdegradowanym obszarem w Polsce - podkreśla Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Ustawodawca zdefiniował wielkoobszarowy teren zdegradowany jako teren o powierzchni przynajmniej 10 ha, na którym stwierdzono istotne zagrożenie dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska, wynikające z obecności składowiska lub miejsca gromadzenia historycznych odpadów przemysłowych.
Paweł Silbert, prezydent Jaworzna, na którego terenie znajduje się jeden z zakładów z listy, podkreśla, że problem jest ogromny.
- Borykamy się z dziedzictwem kilkudziesięciu lat funkcjonowania olbrzymich zakładów azotowych, w których produkcja trwała do późnych lat 80. ubiegłego wieku, a nawet trochę dłużej. Świadomość ekologiczna była wówczas bardzo słaba - nie tylko w Polsce, lecz także na świecie. Nie zdawano sobie sprawy z tego, że deponowanie takich odpadów bezpośrednio w ziemi, często w miejscach przemywanych później przez wody, będzie miało groźne następstwa - podkreśla.

A co z innymi?

Hanna Milewska-Wilk, ekspertka ds. mieszkalnictwa Instytutu Rozwoju Miast i Regionów, podkreśla, że problem usuwania starych odpadów i zanieczyszczeń z terenów, które kiedyś były wykorzystywane w celach produkcyjnych i przemysłowych, nie jest jeszcze dobrze rozpoznany. - Nie ma np. jasnych zasad, jak przeprowadzać remediację, czyli oczyszczenie terenu i neutralizację zanieczyszczeń, oraz kto ma weryfikować efektywność takich działań - tłumaczy.
Ekspertka zwraca uwagę, że zanieczyszczonych terenów jest sporo. - W mniejszych miastach mogą to być działki np. po garbarniach z odpadami po obróbce skór albo warsztatach lakierniczych, w większych tereny po przemyśle specjalistycznym, gdzie wykorzystywano szkodliwe substancje chemiczne. Te działki są często atrakcyjnie położone, można je wykorzystać pod większe budynki handlowe, osiedla mieszkaniowe, ale nie wiadomo, jak przywrócić je do stanu używalności - tłumaczy Hanna Milewska-Wilk.

Samorządy, a nie Skarb Państwa

Projekt ustawy wskazuje, że organami właściwymi do realizacji działań związanych z poprawą stanu środowiska na zdegradowanych terenach mają być wójt, burmistrz albo prezydent miasta. Już na etapie założeń do projektu upadł pomysł powołania spółki celowej Skarbu Państwa, która miałaby się tym zająć. Ustawodawca wskazał, że jej powołanie byłoby „czasochłonne i kosztochłonne”, a „zróżnicowanie poszczególnych terenów utrudniłoby sprawne i efektywne zarządzanie planowanymi działaniami przez podmiot centralny, który nie znałby ich specyfiki tak dokładnie, jak będące najbliżej problemu władze lokalne”.
ikona lupy />
Odnowa zniszczonych terenów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Paweł Silbert uważa, że to dobre rozwiązanie, ale pod jednym warunkiem - że będzie zapewnione finansowanie i samorządy nie zostaną obciążone zbyt wielkimi kosztami przedsięwzięcia. - Musi być to do udźwignięcia - apeluje prezydent Jaworzna.
Finanse mogą stanowić największy problem (przynajmniej na razie), ponieważ spora część pieniędzy ma pochodzić z programu B.3.2.1. „Inwestycje w neutralizację zagrożeń oraz odnowę wielkoobszarowych terenów zdegradowanych i Morza Bałtyckiego” zapisanego w Krajowym Planie Odbudowy. Planowane jest również wykorzystanie pieniędzy m.in. z Programu Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko 2021-2027 i regionalnych programów operacyjnych. Do kieszeni być może będą musiały sięgnąć również gminy w ramach wkładu własnego.
- Byłbym rad, gdyby było tak, jak zrobiono we wschodnich landach w Niemczech. Jeżeli zakład był państwowy, to właśnie państwo poczuwało się do tego, żeby pomóc w likwidacji problemu. Bo tak naprawdę to problem nie tylko Jaworzna, ale całej zlewni Przemszy - mówi Paweł Silbert.
Hanna Milewska-Wilk podkreśla, że są potrzebne regulacje na większą skalę, bo na poziomie samorządu nie sposób poradzić sobie z problemami wymagającymi bardzo specjalistycznej wiedzy. - Odpady, zanieczyszczenia i śmieci poprzednich pokoleń właśnie zaczynają być naszym problemem - podsumowuje ekspertka.©℗
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach