Samorządy miały nadzieję, że koronerzy przejmą obowiązek stwierdzania zgonów. Wszystko wskazuje jednak na to, że pozostanie to przede wszystkim w gestii lekarzy rodzinnych.
Samorządy miały nadzieję, że koronerzy przejmą obowiązek stwierdzania zgonów. Wszystko wskazuje jednak na to, że pozostanie to przede wszystkim w gestii lekarzy rodzinnych.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami zgon powinien stwierdzić lekarz leczący w ostatniej chorobie, w praktyce są z tym jednak problemy. Alternatywą jest „inna osoba powołana przez starostę”. Ale przepisy nie precyzują zasad powoływania czy wynagradzania takich osób. W nielicznych powiatach funkcjonują koronerzy, ale samorządowcy liczyli, że doczekają się przepisów, które te procedury doprecyzują i uproszczą. Czekali na to również lekarze rodzinni, którzy chcieliby, żeby koronerzy zdjęli z nich ten uciążliwy obowiązek.
Na to się jednak nie zanosi. Owszem, regulacje dotyczące koronerów są szykowane, ale nadal będą oni jedynie wspomagać lekarzy z przychodni. Procedowany projekt nowej ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych (która w całości ma zastąpić obecnie obowiązującą ustawę z 1959 r.) nie wprowadza rewolucji - ani w kwestii stwierdzania zgonów, ani pochówków, ani żadnej innej. Pierwotny projekt ukazał się w drugiej połowie 2021 r., wywołując z jednej strony entuzjazm ze względu na wizję zmiany zupełnie nieprzystających do rzeczywistości przepisów, z drugiej - odrobinę niedosytu związanego z brakiem wprowadzenia nowoczesnych rozwiązań (pisaliśmy o tym m.in. w tekście „Konkubina zafunduje grób rodzinie konkubenta”, DGP nr 222/21). Mimo długich konsultacji projekt znacząco się nie zmienił.
Jeśli chodzi o procedury stwierdzania zgonu, pozostanie to domeną lekarzy. W pierwszej kolejności ma to robić lekarz podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) z przychodni, do której zapisany był zmarły (jeśli zgon nastąpił na obszarze jej działań i w czasie jej pracy), albo lekarz z placówki udzielającej ambulatoryjnych świadczeń zdrowotnych, jeśli tam nastąpił zgon. Ponadto będzie to mógł być lekarz z hospicjum domowego lub zespołu długoterminowej opieki domowej dla pacjentów wentylowanych mechanicznie, lekarz nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej (NiŚOZ) czy lekarz z podmiotu niewykonującego działalności leczniczej, jeśli to tam nastąpił zgon.
Wyjątek od „lekarskiej reguły” projekt przewiduje dla kierownika zespołu ratownictwa medycznego (którym może być np. ratownik) - będzie mógł stwierdzić zgon, o ile nastąpił on podczas wykonywania czynności ratunkowych albo gdy pacjent zmarł, zanim pomoc dotarła. Zaś wyjątek od wyjątku to sytuacja, w której zgon będą mogli stwierdzić pielęgniarka systemu lub ratownik - w tych samych okolicznościach, jednak wyłącznie w przypadku lotniczych zespołów ratownictwa medycznego.
Jak podkreśla Wojciech Labuda, pełnomocnik premiera ds. reformy regulacji administracyjnych związanych z ruchem naturalnym ludności i ochrony miejsc pamięci, zgon powinien stwierdzać ten, kto rzeczywiście zna przypadek danego pacjenta. - Stwierdzenie zgonu to nie tylko potwierdzenie faktu, że dana osoba zmarła, ale również określenie przyczyny. Jest to bardzo istotne również z punktu widzenia systemu opieki zdrowotnej. Dzięki tej informacji będziemy wiedzieć, na poziomie statystycznym, na co umierają Polacy. To z kolei pozwoli np. określić, jakie obszary ochrony zdrowia należy doinwestować - wyjaśnia.
Przepisy te mają co do zasady uregulować obecny bałagan kompetencyjny. Choć jak wynika z rozmów z lekarzami, nierozwiązanym problemem pozostaną choćby zgony w podróży czy poza miejscem zamieszkania. W ich przypadku w dalszym ciągu wzywani będą lekarze z najbliższej placówki POZ, którzy nic nie wiedzą o danym pacjencie. A takiego scenariusza projekt nie przewiduje.
Samorządowcy mają z kolei wątpliwości co do obciążania tym obowiązkiem lekarzy z NiŚOZ (a te często funkcjonują np. przy szpitalach powiatowych). - Rozwiązanie to budzi najwięcej kontrowersji ze względu na dostępność do tych świadczeń. Ryzykujemy, że tam po prostu lekarza nie będzie, bo właśnie wyjechał w teren, by stwierdzić zgon - mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Wskazuje, że często to przynajmniej dwie godziny nieobecności. - Obawiamy się, że jeśli na nocnej pomocy nie będzie lekarza, to pacjenci przeniosą się na szpitalne oddziały ratunkowe, a wtedy może dochodzić do ich jeszcze większego obłożenia - argumentuje. Poza tym lekarze NiŚOZ również nie znają swoich pacjentów, bo udzielają im pomocy w sytuacjach awaryjnych.
Wojciech Labuda odpowiada, że akurat w tym przypadku zadecydowały kwestie praktyczne. Oprócz tego odzwierciedla to przyjęty na poziomie systemowym podział zadań pomiędzy POZ a NiŚOZ.
Dużym rozczarowaniem jest propozycja uregulowania kwestii koronerów. Bowiem zgodnie z projektem obowiązek stwierdzenia zgonu koroner przejmie dopiero wtedy, gdy nie będzie lekarza właściwego do stwierdzenia zgonu lub wezwany lekarz będzie miał wątpliwości co do jego przyczyn.
Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP przyznaje, że samorządy miały nadzieję, iż instytucja koronera rozwinie się tak, by stanowił on pierwszą instytucję stwierdzającą zgon. - Można byłoby skorzystać ze wzorców, które istnieją w innych krajach, wykorzystując ze względu na obecne braki kadr np. lekarzy emerytów - podkreśla.
Tymczasem w projekcie kryteria dla kandydatów na tę funkcję zostały tak mocno wyśrubowane, że może być problem ze znalezieniem spełniających je osób. Zarezerwowano ją dla specjalistów czterech dziedzin (anestezjologia i intensywna terapia, medycyna ratunkowa, medycyna sądowa i patomorfologia), z co najmniej trzyletnim stażem pracy i po szkoleniu w zakładzie medycyny sądowej uczelni medycznej (staż podyplomowy nie wlicza się do tego okresu). Dopuszczeni do zawodu koronera będą również rezydenci powyższych dziedzin po ukończeniu drugiego roku szkolenia specjalizacyjnego i uzyskaniu zgody kierownika specjalizacji.
Wojciech Labuda przekonuje, że tak rygorystyczne określenie kompetencji daje większą szansę na dokładne określenie przyczyny zgonu, nawet jeśli pacjent jest lekarzowi nieznany. Obaw o problemy związane z brakiem chętnych nie ma, ponieważ, jak wskazuje, zgonów, za których stwierdzanie odpowiedzialni byliby koronerzy, jest statystycznie ok. 20 tys. rocznie. - Dlatego uważamy, że liczba specjalistów jest adekwatna do liczby przypadków. Naszym zdaniem proponujemy również dość atrakcyjne stawki wraz ze zwrotem kosztów dojazdów, dlatego mamy nadzieję, że chętni na te stanowiska się znajdą. Oczywiście, jeżeli będzie inaczej, będziemy modyfikować to podejście - deklaruje.
Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, uważa jednak, że jest to wprowadzenie dodatkowych ograniczeń do i tak już niedostępnej funkcji koronera. - Naszym zdaniem koronerem powinien być po prostu lekarz. Stwierdzanie zgonów to zawsze przykry obowiązek, ale naprawdę znaleźliby się ludzie, którzy podjęliby się tych zadań na odpowiednich warunkach i za odpowiednim wynagrodzeniem. Ale moim zdaniem nie będą to specjaliści z anestezjologii czy medycyny ratunkowej - komentuje.©℗
/>
Etap legislacyjny
Projekt po konsultacjach
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama