Choć pieniędzy ma być tyle, ile nigdy dotąd, to wciąż nie wiadomo, kiedy ruszą unijne programy.
Przede wszystkim regionalne programy operacyjne, które dla samorządów i ich mieszkańców są szansą na nowe inwestycje. Nie tylko w przemysł czy infrastrukturę, ale i w ludzi. Dla większości województw negocjacyjne opóźnienia są wytłumaczeniem na to, że nie ma jeszcze ogłoszonych harmonogramów konkursów. To oznacza, że nie wiadomo, jakie projekty należy przygotowywać na drugi, a jakie na kolejne kwartały roku (pierwszy dla RPO wydaje się stracony). Ale nie wszędzie. Dwa spośród 16 województw zdecydowały, że przygotują i opublikują wstępne harmonogramy. To, moim zdaniem, działanie godne pochwały. Wprawdzie może się okazać, że jeden czy drugi program nie wystartuje w założonym terminie, ale przyszli beneficjenci zyskują szansę, by spokojnie przygotować się do pozyskania wsparcia. A to w skali kraju ponad 30 mld zł. I w następnej perspektywie na takie kwoty szans raczej mieć nie będziemy. Warto więc, by w konkursach startowały dopracowane pomysły. I by wygrali najlepsi, a nie ci, którzy dzięki nieformalnym układom o planach dowiedzą się przed innymi.