Blisko 25 mld zł nakładów inwestycyjnych wymaga gospodarka odpadami – wynika z analizy Instytutu Ochrony Środowiska. Bez dodatkowych instalacji nie ma szans na osiągnięcie restrykcyjnych poziomów odzysku.

Niezbędne są instalacje: sortowanie odpadów, recyklingu surowców wtórnych, papieru, bioodpadów oraz PSZOK-i, czyli punkty selektywnej zbiórki odpadów komunalnych (patrz: infografika).
Analizę, będącą podstawą zmian w Krajowym Planie Gospodarki Odpadami na 2022 r., udostępniła w ostatnich dniach Gabriela Lenartowicz (KO), która dostała ją w odpowiedzi na interpelację poselską do Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Wymagający recykling
W raporcie przygotowanym przez Instytut Ochrony Środowiska-Państwowy Instytut Badawczy (IOŚ) na zlecenie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przyjęto, że z roku na rok będzie rosła ilość wytwarzanych odpadów komunalnych. Eksperci prognozują jednak jednocześnie, że ten wzrost wyhamuje dzięki ograniczeniom związanym m.in. z zakazem wprowadzania do obrotu produktów jednorazowych z plastiku i zmieni się ich struktura dzięki zastępowaniu opakowań z tworzyw sztucznych szkłem, papierem i opakowaniami wielomateriałowymi. Tę korektę uwzględniono w obliczeniach. Przykładowo w 2035 r. (w oparciu o dane urzędów marszałkowskich) jeden mieszkaniec średnio będzie wytwarzał 528 kg odpadów, a po uwzględnieniu korekty mamy wynik niższy: 455 kg. Przyjęto (po korekcie), że w 2028 r. wytworzymy ponad 16 mln ton odpadów komunalnych, a w 2034 r. – 16,7 mln ton.
Wyzwaniem będzie też nowy sposób obliczania poziomów recyklingu (od całej masy odpadów, a nie tylko zebranych do czterech pojemników) oraz coraz wyższe wymagania unijne w tym zakresie. Gminy w 2021 r. muszą osiągnąć pułap 20 proc. (sprawozdania złożą w 2022 r.), ale w 2025 r. poprzeczka zostanie podniesiona już do 55 proc. W kolejnych lata ścieżka będzie coraz bardziej stroma, bo w 2030 r. cel to 60 proc. odpadów, które mają znaleźć się u recyklera, a w 2035 r. już 65 proc. Za ich niedotrzymanie grożą kary finansowe.
W dodatku możliwe, że gminy będą musiały zebrać selektywnie więcej odpadów niż wymagane poziomy. Odpady wymagają bowiem jeszcze doczyszczenia. Innymi słowy w zebranych surowcach są resztki, które do recyklingu się nie nadają. Recyklingowy pułap będzie obliczany po doczyszczeniu odpadów w sortowni i uwzględnieniu strat.
Samorządy muszą też postawić na poprawienie selektywnej zbiórki. Kluczowe jest oddzielanie odpadów kuchennych, które, jeśli trafią do pojemników na surowce, skutecznie brudzą inne frakcje, m.in. papier. W analizie podkreślono, że bez zwiększenia recyklingu bioodpadów nie ma możliwości uzyskania tak wysokich poziomów, nawet przy wysokich wskaźnikach recyklingu odpadów surowcowych.
Luki inwestycyjne
Samorząd nie osiągnie ekologicznego celu, jeśli odpady nie trafią do instalacji, które zapewnią recykling. Z analizy wynika natomiast, że luka inwestycja, gdy mowa o mechanicznym sortowaniu, wynosi 4 mln ton rocznie (w perspektywie 2028 r.) i 4,6 mln ton (perspektywa 2034 r.). Oznacza to, że należy wybudować ok. 200 sortowni o przepustowości 10 tys. ton rocznie lub część instalacji doposażyć. Koszt przygotowania tej infrastruktury to w krótszej perspektywie blisko 5 mld zł, a w dłuższej prawie 6 mld zł.
Potrzebne są także PSZOK-i oraz punkty naprawy i wymiany rzeczy używanych. Eksperci obliczyli, że w skali kraju potrzeba 2714 PSZOK-ów, a zatem należy wybudować 814 nowych i zmodernizować obecnie funkcjonujące (ok. 30 proc. z nich). Przyjmując średni koszt budowy na poziomie 3,69 mln zł oraz koszt modernizacji na poziomie 2,46 mln zł, nakłady wyniosą łącznie ok. 4,4 mld zł.
W przypadku bioodpadów instalacje mają wolne mocne przerobowe, które wynoszą około 0,5 mln ton rocznie, ale wynika to z tego, że poziom zbiórki tej frakcji jest niski. W perspektywie siedmiu lat (2028 r.) trzeba zbudować instalacje, które przyjmą dodatkowe 1,7 mln ton rocznie, a w perspektywie 13 lat 2,1 mln ton (2034 r.), a ich łączny koszt to ponad 5 mld zł.
Sprawa tworzyw sztucznych jest bardziej złożona. Konkretnych danych o zdolnościach przerobowych instalacji do recyklingu tych odpadów w Polsce nie ma. Te uzyskane ze sprawozdań marszałkowskich nie są pewne, gdyż ich analiza prowadzi do wniosku o dość swobodnym zaliczaniu do procesów recyklingu również przygotowania do niego. Ponadto nie wiadomo, skąd pochodzą odpady przetwarzane w danej instalacji: czy są z Polski, czy ze strumienia odpadów komunalnych, czy też np. z marketów.
Szacunki mówią o 600 tys. tonach rocznie. – Przetworzonych jest tylko część odpadów, a na placach magazynowych zalegają wysegregowane, przygotowane do przekazania odpady, co oznacza, że wydajność instalacji recyklingu tworzyw sztucznych nie jest wystarczająca dla pokrycia obecnego zapotrzebowania – zaznaczają eksperci. Wydajność jest też za mała, gdy mowa o prognozach na przyszłe lata: 1,25 mln ton w 2028 r. i 1,45 mln ton w 2034 r. Ilu i jakiego rodzaju instalacji brakuje? Ok. 20–25 o przepustowości 40 tys. ton na rok dla różnych frakcji.
Skąd pieniądze?
Prawie 19 mld zł w najbliższych siedmiu latach i około 6 mld zł w kolejnych pięciu to niebagatelne sumy. – Niewątpliwie część nakładów zostanie poniesiona przez inwestorów prywatnych, szczególnie w tych obszarach, gdzie oczekiwane są szybkie zwroty i dodatni bilans finansowy funkcjonowania inwestycji – podkreślają eksperci IOŚ. Zastrzykiem pieniędzy do systemu będzie rozszerzona odpowiedzialność producentów, którzy wkrótce będą płacić za zagospodarowanie wprowadzonych na rynek opakowań.
Co z pozostałymi frakcjami? Jak podkreślają autorzy analizy, większość instalacji komunalnych oraz kompostowni należy do instytucji samorządowych. Niezbędne będzie więc zewnętrzne finansowanie, w tym z programów unijnych, NFOŚiGW i banków.