Gminy przekraczają czerwoną linię, jeśli chodzi o dokładanie pieniędzy do systemu gospodarki odpadami, a RIO to akceptują. System powinni finansować mieszkańcy, ale sankcji za dopłacanie do niego w ustawie nie ma.
Gminy przekraczają czerwoną linię, jeśli chodzi o dokładanie pieniędzy do systemu gospodarki odpadami, a RIO to akceptują. System powinni finansować mieszkańcy, ale sankcji za dopłacanie do niego w ustawie nie ma.
Wydatki na gospodarkę odpadami rosną szybciej niż wpływy z opłat za śmieci. Te obserwacje z ubiegłych lat (m.in. z kontroli RIO w latach 2016–2017) potwierdzają doświadczenia ostatniego okresu. Konsekwencje są takie, że gminy coraz częściej i w coraz większym wymiarze finansują gospodarkę odpadami z dwóch źródeł: opłat wnoszonych przez mieszkańców oraz bezpośrednio z budżetu gminy.
Spójrzmy na budżet odpadowy Pułtuska. Miasto poinformowało, że mieszkańców prawdopodobnie czekają podwyżki opłat. W ubiegłym roku luka w budżecie na odpady wyniosła bowiem 4 mln zł, a w tym roku bez podniesienia stawki sięgnie 5 mln zł. Koszty systemu oszacowano na 10 mln zł, a więc mieszkańcy – bez podwyżki – sfinansowaliby zagospodarowanie odpadów zaledwie w połowie. Już teraz gmina dopłaca sporo. Mieszkaniec Pułtuska płaci miesięcznie 20 zł, a miasto dorzuca każdego miesiąca kolejne kilkanaście złotych do odbioru odpadów od każdej osoby.
Kolejny przykład to Tarnów. Już w ubiegłym roku miasto włożyło do systemu 7,5 mln zł. W ostatnich dniach radni zablokowali usprawiedliwioną rosnącymi kosztami podwyżkę o 5 zł. Choć nawet po niej opłata (29 zł) nie zbliżyłaby się nawet do maksymalnej, która zgodnie z najnowszymi, podanymi wczoraj danymi GUS, wynosi 38,38 zł. To często powtarzający się schemat: opłaty śmieciowe są wykorzystywane do politycznych potyczek.
Z podwyżek dla mieszkańców tłumaczy się za pomocą plakatów informacyjnych Warszawa (od kwietnia opłata będzie naliczana od zużycia wody, co dla części mieszkańców oznacza, że opłaty znacznie wzrosną). Wyjaśnia, że w ubiegłym roku luka w budżecie na odpady wyniosła blisko pół miliarda (dokładnie 457 mln zł).
Granice prawa i zdrowego rozsądku
Trzy miejscowości i trzy różne przypadki. Najpierw o tym, co je łączy. Wszystkie podkreślają, że podwyżki są potrzebne, bo system powinien się bilansować z opłat mieszkańców. Jednocześnie jednak do niego dopłacają, nie przestrzegając tej reguły.
Co je różni? Warszawa do uchwały wpisała stawkę maksymalną. Mówiąc wprost, więcej z mieszkańców nie jest w stanie wycisnąć. Tarnów dopłaci tylko pozornie więcej niż Pułtusk. W przeliczeniu na osobę (i optymistycznym założeniu, że za śmieci płacą wszyscy mieszkańcy), będzie to dopłata zbliżająca się szacunkowo do 1,5 zł miesięcznie. Pułtusk natomiast dopłacając kilkanaście złotych miesięcznie, zdaje się przekraczać czerwoną linię.
Jeśli gmina może pokrywać połowę kosztów, to co stoi na przeszkodzie, by granicę przesunąć jeszcze dalej, a mieszkańcy płacili za odpady przysłowiową złotówkę? Kolejne pytanie, które się nasuwa, to dlaczego dopłacanie do systemu gospodarki odpadami jest akceptowane przez regionalne izby obrachunkowe?
Prawnicy zaznaczają, że w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1439 ze zm., dalej: u.c.p.g.) nie ma wprost sformułowanego zakazu: gmina nie może dopłacać do systemu. – Czy taki zakaz da się wyinterpretować z całości ustawy? W mojej ocenie tak, aczkolwiek zakaz ten nie będzie miał charakteru bezwzględnego, gdyż możliwe są określone wyjątki – mówi Maciej Kiełbus, z Kancelarii Prawnej Krystian Ziemski & Partners.
I podkreśla, że przede wszystkim należy pamiętać o ustawowych przesłankach ustalania opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, które powinny być weryfikowane przez RIO. Po drugie – jak przypomina – że do 2015 r. możliwość dopłat była wyrażona wprost w ustawie, a obecnie jej nie ma. – Po trzecie, mamy wyraźną podstawę do dopłacania ze środków ze sprzedaży surowców wtórnych – gdyby regułą było dopłacanie z dowolnych środków, w tym ze sprzedaży surowców wtórnych, to po co byłby ten wyjątkowy przepis? – argumentuje.
Także Mateusz Karciarz z Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy uważa, że problem wynika z wadliwego odczytywania ustawy, zarówno przez gminy, jak i przez RIO, a konieczność samobilansowania systemu wynika z konstrukcji art. 6r u.c.p.g.
Dlaczego RIO nie reagują? Przedstawiciel z jednej z regionalnych izb obrachunkowych zgadza się z tym, że w ustawa zakłada, iż system gospodarki odpadami powinien się samobilansować. – Założenie jest, ale nie ma normy sankcyjnej, która pozwalałaby na zdecydowaną ingerencję nadzorczą – podkreśla.
Płynne granice
Jakie są więc granice, w których mogą poruszać się samorządy? Czy możliwe są do zaakceptowania dopłaty w wysokości bliskiej 100 proc.? – Żadna gmina tego nie wytrzyma. Oczekujemy, że system będzie finansowany z opłat mieszkańców – mówi nasz rozmówca z RIO.
A co według prawników wynika z ustawy? – Gmina powinna dopłacać do systemu, jeżeli wprowadza zwolnienia socjalne lub prorodzinne oraz by pokrywać ubytki w systemie związane z brakiem pełnej ściągalności opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi – uważa Maciej Kiełbus.
Może do ustawy należałoby wpisać wprost zakaz? Według Mateusza Karciarza mogłoby się to okazać wielce problematyczne. – Ustawa nie wymusza bowiem, aby system samobilansował się co do grosza, bowiem jest to po prostu niemożliwe – zaznacza. Chodzi o sytuacje incydentalne, gdy okaże się jednak, że wpływy przekraczają koszty lub nie wystarczają na ich pokrycie. – To sygnał, że konieczne jest ponowne przeliczenie wysokości opłaty uiszczanej przez mieszkańców – mówi prawnik.
Praktyka jest jednak inna, co dobitnie pokazuje przykład Pułtuska.
Śmieci: coraz więcej i coraz drożej
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama