Rozmawiamy w rocznicę obowiązywania nowych przepisów ustawy o utrzymywaniu porządku i czystości w gminach. Jak pan ocenia ich funkcjonowanie?
Jeszcze nie mamy oficjalnej statystyki, dopiero za kilkanaście dni do resortu środowiska spłyną informacje o skuteczności nowego systemu od marszałków województw. Ale chyba najlepszym świadectwem, że się on sprawdza, jest to, że samorządy proszą, aby go nie zmieniać. Oddanie w ręce gmin zarządzania odpadami było udanym pomysłem. Wymaga on jednak drobnych korekt.
Jakie pojawiły się problemy?
Na przykład w zakresie cen za usługi odbioru odpadów. Rozpiętości stawek w Polsce były bardzo duże. Często ustalone ceny okazywały się zbyt wysokie – zaczęły powstawać nieplanowane oszczędności. Albo zbyt niskie – wtedy gmina musiała z czegoś zrezygnować, przeważnie z częstego odbioru śmieci. Stąd powstały nieakceptowalne sytuacje, typu wywożenie odpadów raz na kwartał. Inne gminy wprowadziły bardzo wyśrubowane wymogi, np. żądając segregacji na wiele frakcji, więcej aniżeli wymagane prawem cztery. To również miało wpływ na złożoność systemu i koszty z tym związane. Generalnie oceniając po roku system od strony finansowej, nie znam przypadku, aby któryś z jego uczestników – samorząd czy przedsiębiorstwo, które wygrało przetarg na odbiór odpadów – zbankrutował. Niektóre gminy musiały do odpadów dopłacić, ale są też takie, zwłaszcza duże miasta, które miały wielomilionowe oszczędności. Bazując na doświadczeniach roku ubiegłego, gminy starają się wypracować złoty środek w postaci cen korzystnych przede wszystkim dla mieszkańców.
Rząd musi jednak w ustawie określić własne stawki. Kiedy wprowadzi maksymalne limity za odbiór śmieci?
Właśnie trwa opracowywanie ekspertyzy w tej sprawie. Zdążymy w czasie określonym przez Trybunał Konstytucyjny (do maja 2015 r. – red.).
Czy spowodują one komplikacje w samorządach?
Nie sądzę. Maksymalna stawka powinna być adekwatna do wysokiej jakości usług odbioru śmieci i nie powinna być wyższa od maksymalnych cen obecnie obowiązujących w kraju. Licząc ją, założymy wysokie parametry jakościowe, jakie chcielibyśmy osiągnąć, czyli częsty odbiór odpadów, segregację zgodną z założeniami (plastik, szkło, metal, organiczne), bogatą edukację ekologiczną, kolorowe pojemniki na śmieci – czyli, powiedzmy sobie, idealny model, którego w Polsce tak naprawdę jeszcze nie ma.
Po co zatem wprowadzać nierealne stawki?
Musimy stosować się do wyroku TK z 28 listopada 2013 r., który wskazał, że muszą zostać one określone w ustawie. I ja to rozumiem. To troska o dobro obywateli, aby zbyt aktywne samorządy nie zaczęły narzucać nierozsądnych cen. Aby ogólne koszty za odbiór odpadów i oczyszczanie ścieków nie przekraczały 3–4 proc. dochodu gospodarstwa domowego.
Co oprócz stawek trzeba zmienić?
Konieczne zmiany umownie należy podzielić na dwie grupy – dolegliwości urzędnicze oraz niekonsekwencje organizacyjno-technologiczne. Do pierwszej zaliczam np. to, że obowiązujące wzory deklaracji muszą być składane przez mieszkańców przy każdej zmianie danych. Uważam, że aktualizację powinna robić gmina bez szczególnego angażowania swoich obywateli. Przecież wie, kto się wymeldowuje, zameldowuje.
Jakie jeszcze inne zmiany w najbliższym czasie czekają samorządy?
Mała nowelizacja ustawy, właśnie procedowana, będzie obejmować około 20 zmian w stosunku do prawa obecnie obowiązującego. Są one w większości kosmetyczne, czyszczące i usprawniające obowiązujący system. Bo tak przecież można nazwać przesunięcie egzekucji należności z gminy do służb skarbowych. Uznaliśmy też, że trzeba podnieść dyscyplinę w kwestii częstotliwości wywozu śmieci przez samorząd. Na etapie opracowywania ustawy liczyliśmy na to, że załatwi to za nas inspekcja sanitarna, która nie zaakceptuje gminnych regulaminów utrzymania porządku w gminach, jeśli np. latem samorząd będzie organizować odbieranie odpadów z zabudowy wielorodzinnej raz na miesiąc. Mamy przypadki z ubiegłego lata, że odpady organiczne nieraz zaczynały żyć swoim życiem, niekoniecznie poprawiając komfort zapachowy otoczenia.
Do jakiej zmiany państwo się przychylają?
Chcemy, aby obowiązkowe częstotliwości odbiorów były nie rzadsze niż raz na dwa tygodnie, żeby zarządy wspólnot i spółdzielni mogły ustalać częstsze opróżniania pojemników. Chcemy dopuścić, aby z kolei na obszarach wiejskich, gdzie ilość odpadów jest mniejsza, były możliwe odstępstwa od tych zasad. Czyli – elastycznie.
A na czym będą polegały zmiany organizacyjno-technologiczne?
Gospodarka odpadami musi się odbywać w regionach. Jednak należy ją dopasować do istniejących tam rodzajów instalacji przetwarzania odpadów. Poprzez nowelizację ustawy o odpadach, która odbywa się z inicjatywy Senatu, chcemy zdjąć wymóg 120 tys. obywateli jako minimalnej liczby osób zamieszkujących region gospodarki odpadami. Oznacza to, że mniejsze zakłady przetwarzania będą mogły objąć mniej zaludniony obszar. Musimy też dopilnować, aby spalarnie, które właśnie powstają, miały co spalać. Trzymając się tylko regionów w dotychczasowych wielkościach, odpadów może być zbyt mało. A to mogłoby oznaczać, że byłby kłopot z trwałością projektu i że musielibyśmy nawet oddawać środki UE, za które zostały one sfinansowane. Aby temu zapobiec, wprowadzamy przepis, zgodnie z którym spalarnie nie będą ograniczone do regionów. Stwarzamy możliwość, aby do nich jechały odpady spoza tego terenu.
Kiedy te zmiany zostaną przyjęte?
Prace parlamentarne nad nimi powinny się zakończyć w czasie wakacji.
Ministerstwo zapowiadało własną reformę. Kiedy poznamy założenia tych zmian?
Myślę, że będziemy gotowi z tym dokumentem na przełomie lipca i sierpnia.
Co w nim znajdziemy?
Będzie w nim uwzględnione głębsze podejście do systemu zarządzania odpadami w Polsce. Zastanawiamy się np. czy odstąpić od procedury przetargów na odbiór odpadów. Czy zasada in house może być stosowana.
Wymaga to również zmiany prawa zamówień publicznych.
Tak, oczywiście. Jestem zwolennikiem dość liberalnego podejścia w tym zakresie. Uważam, że samorządy mogą stosować zasadę in house, ale powinno to dotyczyć tylko tych sytuacji, gdy ich przedsiębiorstwa będą spełniały wysokie standardy przetwarzania odpadów. Trzeba mieć jednak na uwadze, że to dość delikatna materia. Oprócz firm samorządowych, w Polsce funkcjonuje wiele odpadowych przedsiębiorstw prywatnych, które mają odpowiednie kontrakty i nabyły wiele praw. Trzeba będzie je uszanować.
Co jeszcze znajdzie się w rządowej reformie?
Określimy w projekcie nowej ustawy także to, jak w ogóle ma wyglądać model gospodarowania odpadami. Obecny system, który zakłada, że część odpadów będzie poddawana mechaniczno-biologicznej obróbce, a część będzie spalana, idzie w dobrym kierunku. Pozwala odzyskiwać surowce i jednocześnie w pewnym zakresie stosować odzysk energetyczny. Przecież nie zawsze jest możliwe, aby w każdym mieszkaniu, szczególnie w blokowiskach, znajdowało się kilka pojemników do selektywnej zbiórki. Dlatego odpady podzielone na suche-mokre muszą być przetwarzane mechanicznie w dobrze wyposażonych fabrykach odpadów. W domach jednorodzinnych z kolei jest możliwa pełna segregacja na miejscu, co prowadzi do uzyskania frakcji odpadowych bardzo dobrej jakości. W dużej nowelizacji będziemy musimy dookreślić powyższe rozwiązania, mając na uwadze narzuconą przez UE oraz zadeklarowaną przez Polskę hierarchię postępowania z odpadami, z której musimy się wywiązać.