Administracja rządowa chce bardziej otworzyć się na ekspertów z rynku, którzy nie mają doświadczenia urzędniczego, ale posiadają określone kompetencje
Administracja rządowa chce bardziej otworzyć się na ekspertów z rynku, którzy nie mają doświadczenia urzędniczego, ale posiadają określone kompetencje
Sejm odrzucił na ostatnim posiedzeniu senackie weto w sprawie nowelizacji ustawy o działach administracji rządowej. Tym samym jest już pewne, że do korpusu służby cywilnej włączeni zostaną wiceministrowie w randze podsekretarza stanu. Z kolei premier zyska szybką ścieżkę do wydzielania niektórych wydziałów lub departamentów ze stosowania wobec zatrudnionych tam osób przepisów o służbie cywilnej. Senat uzasadniał swój sprzeciw wobec tych zmian przede wszystkim brakiem przejrzystego sytemu awansu i gwarancji apolityczności służby cywilnej.
W myśl uchwalonych właśnie przepisów podsekretarze stanu będą zobowiązani do złożenia premierowi, w terminie 30 dni od wejścia w życie ustawy, pisemnego oświadczenia o spełnianiu wymagań określonych w art. 53 ust. 1 ustawy o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1889 ze zm.). W efekcie wystarczy, że potwierdzą, iż mają wyższe wykształcenie oraz kompetencje kierownicze, a także nie byli karani. Dodatkowo muszą pisemnie zrzec się mandatu radnego (jeśli taki wykonują), zrezygnować z członkostwa w partii politycznej i zaprzestać pełnienia funkcji związkowych, nie mogą zasiadać też w radach nadzorczych lub komisjach rewizyjnych spółek (z wyjątkiem spółek Skarbu Państwa). W przeciwnym razie stosunek pracy wygaśnie z mocy prawa po upływie wspomnianych 30 dni.
– Te regulacje sprawiają, że podsekretarz stanu na podstawie oświadczenia sam się oceni, czy może być w służbie cywilnej. Tymczasem kandydaci na takie stanowiska powinni posiadać kilkuletnie doświadczenie w kierowaniu departamentem i składać oświadczenie, pod rygorem odpowiedzialności karnej, że nie są i w okresie ostatnich kilku lat nie byli członkami partii politycznej. Te wymagania należałoby wpisać do ustawy – mówi Jerzy Siekiera, prezes Stowarzyszenia Absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.
Takiemu rozwiązaniu od początku bezskutecznie sprzeciwiali się posłowie i senatorowie opozycji. Rafał Siemianowski, zastępca szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, przekonywał jednak, że dzięki temu rozwiązaniu rząd chce stworzyć ścieżkę kariery dla osób o szczególnych umiejętnościach, których droga zawodowa nie wpisuje się w model służby cywilnej. Jego zdaniem chodzi o większą elastyczność. Podkreślał, że takie rozwiązania funkcjonują już m.in. w kancelariach Sejmu i Senatu, gdzie nabory na poszczególne stanowiska nie są sformalizowane.
Pierwszy krok w tym kierunku zrobiono w 2016 r., kiedy to zniesiono konkursy na stanowiska dyrektorskie. Taki sam tryb obejmie teraz podsekretarzy stanu.
– Wprowadzenie do korpusu służby cywilnej podsekretarzy miałoby sens, jeśli w sposób naturalny na te stanowiska mogliby awansować dyrektorzy z wieloletnim stażem pracy i doświadczeniem urzędniczym. Niestety to rozwiązanie jest tylko po to, aby wprowadzić swoich kolegów partyjnych i dać im lepiej zarobić – mówi Mariusz Witczak, poseł KO, członek Rady Służby Publicznej. – Jeśli średnie wynagrodzenie dyrektora w ministerstwie wynosi 17 tys. zł, to należy się spodziewać, że podsekretarze będą zarabiać 20 tys. zł lub więcej – dodaje.
Obecnie podsekretarz stanu z tzw. pełną wysługą, czyli dodatkiem wynoszącym 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego po przepracowaniu co najmniej 20 lat, może liczyć maksymalnie na 11,6 tys. zł brutto. Michał Dworczyk, szef KPRM, przekonywał, że zarobki podsekretarzy też będą oscylowały w granicy 17 tys. zł brutto. Ostatecznie ich wysokość zostanie określona w rozporządzeniu prezesa Rady Ministrów w sprawie określenia stanowisk urzędniczych, wymaganych kwalifikacji zawodowych, stopni służbowych urzędników służby cywilnej, mnożników do ustalania wynagrodzenia oraz szczegółowych zasad ustalania i wypłacania innych świadczeń przysługujących członkom korpusu służby cywilnej (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 807). W tym celu trzeba będzie je znowelizować.
Ważną zmianą wprowadzaną tą nowelizacją jest utworzenie nowego działu w postaci centrum administracyjnego rządu. Do jego głównych zadań mają należeć m.in. polityka kadrowa władzy i szukanie oszczędności. Wszystko wskazuje na to, że będzie miał on dużo zadań.
Ustawa przewiduje także, że premier będzie mógł określić komórki organizacyjne w urzędach administracji rządowej, np. w ministerstwach lub urzędach wojewódzkich, w których zatrudnieni będą urzędnikami państwowymi w rozumieniu ustawy o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 537).
– Ten mechanizm tylko ułatwi powolny demontaż służby cywilnej – obawia się Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” pracowników skarbówki. Jak dodaje, już obecnie resort finansów tworzy wydzielony z korpusu służby cywilnej urząd, do którego mają trafić np. wszyscy informatycy.
– Premier będzie mógł pochwalić się, że urzędników i wiceministrów ubywa, a zainteresowane osoby z zewnątrz będą zatrudniane bez procedur i weryfikacji, w dodatku za wyższe wynagrodzenie – dodaje.
Centrum Informatyki Resortu Finansów z siedzibą w Radomiu zatrudnia już obecnie ok. 300 osób, a od stycznia z korpusu służby cywilnej trafi tam nawet ok. 1,5 tys. dodatkowych pracowników. Jak przekonuje rząd, wspólnie mają pracować nad nowoczesnymi technologiami informatycznymi.
Nie jest jednak tajemnicą, że obecne widełki płacowe skutecznie odstraszają od pracy w administracji wysoko wykwalifikowanych specjalistów, zwłaszcza branży IT, którzy na komercyjnym rynku mogą liczyć na kilkukrotnie wyższe zarobki. Być może nowy mechanizm umożliwi zaproponowanie im konkurencyjnych wynagrodzeń i ściągnięcie do urzędów, które w coraz większym stopniu mają się informatyzować. ©℗
Administracja rządowa
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama