Samorządy wskazują największe ich zdaniem słabości ustawy dotyczącej odpadów. Lista zarzutów jest niepokojąco długa. Dlatego jeszcze we wrześniu rząd ma przedstawić propozycje nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Przez ostatnie tygodnie minister środowiska konsultował się w tej sprawie z władzami lokalnymi.
DGP poprosił kilka miast o wskazanie niedociągnięć w ustawie. Najwięcej wątpliwości budzą niejasne definicje. Samorządy nie wiedzą np., co można uznać za nieruchomość niezamieszkałą. – Jeśli ktoś mieszka w dwóch miejscach, powinno to skutkować dwukrotnym ponoszeniem opłat. Ale może warto określić, że w takim przypadku kluczem jest meldunek. I tak, gdy odpady powstają w dwóch nieruchomościach, gmina musi je odebrać – wskazuje Tomasz Klek z urzędu miejskiego w Szczecinie.
Ale to nie wszystko. – Czy jest dopuszczalne, aby część odpadów odbieranych z jednej nieruchomości była posegrowana, a pozostała część – nie? – pyta Tomasz Klek. – Taka możliwość, i to wynikająca wprost z ustawy, powinna istnieć – dodaje. Problemy dotyczą też kwestii rozliczeniowych. Samorządy wskazują, że choć ustawa dopuszcza różnicowanie stawek (a także stosowanie więcej niż jednej metody ustalania opłat na obszarze gminy), to jednak nie wynika z niej w sposób jasny, czy dopuszczalne jest mieszanie samych metod. Gdyby tak było, gmina mogłaby np. uzależnić koszt odbioru śmieci częściowo od liczby osób zamieszkujących daną nieruchomość, a częściowo od objętości zużytej na niej wody.
– Ustawa powinna pozwolić różnicować stawki opłaty z uwagi na rodzaj wody (woda na cele bytowe lub woda bezpowrotnie zużyta, tzw. ogrodowa) – wskazuje Tomasz Klek. Aleksandra Iżycka, rzecznik prezydenta Torunia, dodaje do tej listy kwestię naliczania opłat po zmianie liczby osób zamieszkujących nieruchomość.
– Właściciele, zarządcy, a zwłaszcza mieszkańcy, którzy muszą wnieść zwiększoną opłatę za cały miesiąc, mimo że zmiana nastąpiła pod koniec miesiąca, nie rozumieją, dlaczego opłata nie może być naliczana w sposób proporcjonalny – tłumaczy. Samorządy nie są też przekonane, czy do 2020 r. uda się osiągnąć wymagane przez UE poziomy recyklingu.
Szwankuje kontrola firm wywozowych i regionalnych instalacji przetwarzających śmieci. Stąd pojawiające się pomysły powołania czegoś na kształt policji ekologicznej.
– Do jej zadań w pierwszej kolejności powinno należeć kontrolowanie funkcjonowania regionalnych instalacji przetwarzania odpadów komunalnych – wskazuje Aleksanda Iżycka.
Innego zdania są władze Lublina. Zdaniem przedstawicieli miasta nie ma potrzeby tworzenia kolejnej instytucji. – Zadania i kompetencje wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska umożliwiają podjęcie skutecznych działań kontrolnych wobec firm prowadzących działalność związaną z odbiorem lub gospodarowaniem odpadami – przekonuje Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. Po kształcie rządowej nowelizacji będzie widać, w głos których samorządów minister środowiska wsłuchał się najbardziej.