Włodarze miast cieszą się dużym zaufaniem mieszkańców, i to nawet skrajnie różnych opcji politycznych – wynika z sondażu instytutu Homo Homini dla DGP.
Ponad 30 proc. zwolenników PiS chętnie głosujących na kandydata PO z jednej strony, co piąty wyborca Platformy gotowy zaufać kandydatowi PiS z drugiej – coś, co jest nie do pomyślenia na krajowej scenie politycznej, sprawdza się w samorządach.
Instytut Homo Homini na zlecenie DGP przepytał mieszkańców czterech miast: Częstochowy, Lublina, Radomia i Wrocławia czy jeszcze raz zagłosowaliby na urzędującego obecnie prezydenta, gdyby wybory odbyły się teraz. Dobór miast nie był przypadkowy. Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk jest przedstawicielem SLD, Krzysztof Żuk z Lublina – PO, Andrzej Kosztowniak z Radomia – PiS, a Rafał Dutkiewicz nie jest związany z żadną partią polityczną. Odpowiedzi respondentów zostały podzielone ze względu na zadeklarowaną sympatię polityczną.
Wyniki okazały się zaskakujące. Przykładowo na prezydenta Lublina (PO) swoje głosy gotowych jest oddać ponad 31 proc. zwolenników PiS i aż 60 proc. SLD. Z kolei na prezydenta Radomia (PiS) zagłosowałby nawet co piąty zwolennik PO, 40 proc. przepytanych przedstawicieli elektoratu SLD oraz wszyscy ankietowani zwolennicy Ruchu Palikota.
– Samorządowcy są inaczej rozliczani przez wyborców niż rząd – komentuje prezydent Lublina Krzysztof Żuk.
– Im mniej polityki w samorządzie, tym lepiej. Dla mieszkańca ważna jest skuteczność działania oraz to, czy widzi jakiś postęp wokół siebie – czy wyremontowano mu drogę, poprawiono usługi transportowe itd. – dodaje prezydent. Istotny jest również nieco bardziej prozaiczny czynnik, czyli medialność samorządowca. – Rozpoznawalność jest rzeczą ważną w wyborach – przyznaje Krzysztof Żuk. Ale wskazuje przy tym, że np. prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz nie mógłby liczyć na takie poparcie, gdyby nie umiał rozwiązywać problemów miasta.
Jak oceniamy działanie sowich samorządów / DGP
Wyniki sondażu dają tym bardziej do myślenia, jeśli spojrzymy na dane GUS. Te nie zawsze działają na korzyść prezydentów. Przykładowo w każdym z badanych przez Homo Homini miast od momentu rozpoczęcia obecnej kadencji ich prezydentów do jej półmetka (jesień 2010 – jesień 2012) wzrosła stopa bezrobocia. W Częstochowie z 11,3 proc. do 13,3 proc., w Lublinie – z 9,4 proc. do 9,8 proc., w Radomiu – z 21,7 proc. do 22,2 proc., a we Wrocławiu – z 5,4 proc. do 5,6 proc. (dane na koniec listopada 2010 i 2012 r.).
Z kolei od 2010 r. w ciągu roku w dwóch z czterech miast – Radomiu, Częstochowie – zmalała liczba ludzi młodych w wieku 25–29 lat, a więc takich, którzy skończyli studia i powinni znaleźć pracę lub założyć własne biznesy. Z Radomia wymeldowało się 610 osób, a z Częstochowy – 407.
Różnie kształtują się też wydatki miast na inwestycje. We Wrocławiu przeznaczonych na to zostanie ponad 767 mln zł. (w 2010 r. było to ponad 1 mld zł). Z kolei Radom zaplanował na ten rok inwestycje na poziomie ok. 115 mln zł. Choć jak sam przyznał prezydent miasta w jednym z wywiadów, „bywały lata, że wydawanych było 200 mln zł”. Częstochowa jeszcze w 2010 r. miała w planach ponieść wydatki majątkowe na poziomie 215 mln zł, w tym jest niewiele lepiej – 228 mln zł. Za to w Lublinie w tym roku co trzecia złotówka z 2-miliardowych wydatków budżetu miasta ma trafić na inwestycje. W 2010 r. było to 285 mln zł, co stanowiło wówczas niespełna 20 proc. wydatków ogółem.
Zdaniem ekspertów wielu z obecnie rządzących liderów samorządowych jest silnych słabością swoich potencjalnych przeciwników lub ich kompletnym brakiem. Dlatego większość z nich może być spokojna o reelekcję w przyszłorocznych wyborach, nie obawiając się przy tym rozgrywek partyjnych na szczeblu centralnym.