Wkrótce ruszą szkolenia dla operatorów dronów – zapowiada Generalna Inspekcja Ochrony Środowiska. Mają pomóc w zbieraniu dowodów przeciwko mafiom śmieciowym – utrapieniu gmin, które odpowiadają za śmieci porzucone na ich terenie.
Znowelizowane w ubiegłym roku przepisy ustawy o inspekcji ochrony środowiska (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1355) usankcjonowały wykorzystywanie bezzałogowych statków powietrznych przez inspektorów. GIOŚ jest teraz na etapie rozstrzygania przetargów na zakup sprzętu. Urządzenia mogą np. sprawdzić, czy zbierane na prywatnej posesji materiały są bezpieczne. Albo – w przypadku pożaru – zbadać, jakie materiały płoną i jak duże stanowią zagrożenie dla mieszkańców – do tych celów były już wykorzystywane.
Pożary to jednak tylko jedna strona śmieciowego problemu samorządów. Wpisanie do ustawy możliwości korzystania z dronów oznacza, że wykonane przez nie zdjęcia i filmy inspektorzy będą mogli wykorzystywać w prowadzonych postępowaniach. Zgodnie z prawem odpady należą do właściciela gruntu, na którym się znalazły, nawet jeśli ten nie wyraził na to zgody: do gminy albo np. do prywatnej osoby, która od dłuższego czasu nie odwiedzała swojej posesji. Tymczasem koszty uprzątnięcia odpadów można liczyć nawet w milionach złotych. Materiały z drona mogłyby pomóc w dochodzeniu, kto śmieci porzucił.
Eksperci zwracają jednak uwagę na absurdalny przepis (art. 10 b ust. 3), który mówi, że czynności – także te z wykorzystanie dronów – mogą być wykonywane po okazaniu legitymacji. Może to zatem oznaczać, że wykorzystanie zebranych w ten sposób dowodów będzie niemożliwe.