Jak ustalił DGP, o problemie rozmawiali już szef MSWiA Joachim Brudziński oraz dyrektor Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB) Marek Kubiak. Obecnie trwa ustalanie terminu spotkania z największymi operatorami, którzy odpowiadają za dystrybucję rządowych ostrzeżeń do abonentów sieci komórkowych. Tymczasem samorządowcy coraz głośniej pytają, czy nie dublujemy niepotrzebnie systemów ostrzegania.
ikona lupy />
DGP
Chodzi o system Alert RCB, za pomocą którego Rządowe Centrum Bezpieczeństwa rozsyła ostrzeżenia przed różnymi zagrożeniami, zwłaszcza pogodowymi. Powstają one na podstawie informacji otrzymywanych z ministerstw i służb, np.: policji, straży pożarnej oraz urzędów i instytucji centralnych (np. IMiGW), a także urzędów wojewódzkich.
Jak zapewnia RCB, na alerty nie trzeba się specjalnie zapisywać. – Osoby, które znajdą się na obszarze potencjalnego wystąpienia sytuacji kryzysowej zagrażającej życiu, otrzymają na swój telefon komórkowy krótką wiadomość tekstową (SMS) z informacjami dotyczącymi rodzaju zagrożenia wraz z lokalizacją, a także źródłem ostrzeżenia – podaje RCB.
Nie ma znaczenia, z którym operatorem zawarliśmy umowę (decyduje przebywanie w zasięgu stacji bazowej BTS, która jest położona na terenie objętym potencjalnym zagrożeniem). Nowelizacja prawa telekomunikacyjnego oraz niektórych innych ustaw z 11 czerwca 2018 r. (Dz.U. poz. 1118) nakłada na wszystkich operatorów obowiązek niezwłocznego wysłania komunikatu do wszystkich użytkowników na określonym przez dyrektora RCB obszarze. Komunikaty są wydawane tylko w wyjątkowych sytuacjach, które „realnie mogą zagrażać życiu i zdrowiu człowieka”.

Praktyka mija się z teorią

Na razie jednak wiele wskazuje na to, że system nie jest do końca wydolny i w chwili największej jak dotąd próby nie sprawdził się w 100 proc. Kluczowy był 9 marca, gdy w większości województw ogłoszono alarm związany z bardzo silnymi wiatrami. RCB szacuje, że tego dnia wysłanych zostało ok. 30 mln ostrzeżeń na terenie 10 województw. Po raz pierwszy Alert RCB został uruchomiony na tak dużym obszarze. Niestety, wiele osób powiadomienia otrzymywało z dużym opóźnieniem (np. po 6 rano 10 marca przychodziły SMS-y ostrzegające o silnych wiatrach 9 marca), nie dostawało ich wcale lub wiadomości przychodziły nawet wtedy, gdy nie znajdowali się na zagrożonych terenach.
O problemie, za pośrednictwem Twittera, poinformowaliśmy niedawno szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego. Minister odpisał, że porozmawia z dyrektorem RCB Markiem Kubiakiem. Postanowiliśmy sprawdzić, co w sprawie dzieje się dalej.
Jak słyszymy, rozmowa już się odbyła, jednak resort nie zdradza szczegółów poczynionych tam ustaleń. – Wspólnie z operatorami telefonii komórkowych będą prowadzone dalsze prace nad tym, aby system działał jak najsprawniej – ucina MSWiA.
Okazuje się, że przesłanie niemal w tym samym momencie ok. 30 mln powiadomień przekroczyło możliwości operatorów komórkowych. – Przepustowość wysyłania SMS-ów przez operatorów sieci komórkowych wynosi kilkaset SMS-ów na sekundę – podaje MSWiA.
RCB zapowiada, że będą prowadzone rozmowy z operatorami, by komunikaty były rozsyłane sprawniej. Trwa ustalanie terminu spotkania. – My dostajemy sygnał o zagrożeniu, przygotowujemy treść komunikatu, konsultujemy ją z IMiGW i wysyłamy operatorom do rozesłania. Nigdy nie będzie tak, że wszyscy dostaną takie komunikaty jednocześnie – przyznaje osoba z RCB.
– Rzeczywiście, im większy obszar i więcej odbiorców, tym dłużej trwa wysyłka – przyznaje biuro prasowe Orange Polska. Jego przedstawiciele zapewniają, że firma weźmie udział w warsztatach, na których przedstawi doświadczenia z ostatnich akcji.

Samorządy pominięte

Samorządowcy zwracają uwagę, że oni sami nie są bezpośrednio wprzęgnięci w system Alert RCB. – Jeśli jesteśmy proszeni o przekazanie informacji, to staramy się pomóc, mamy własne kanały przekazywania informacji. Być może warto byłoby nas jakoś uwzględnić – zastanawia się Lech Janicki, starosta ostrzeszowski.
Burmistrz Kowala Eugeniusz Gołembiewski wskazuje, że jego gmina wykorzystuje też własny kanał dystrybucji informacji, za pomocą systemu SISMS. – Z centrum kryzysowego wojewody otrzymujemy komunikat, który my możemy następnie dystrybuować za pomocą lokalnego systemu SISMS. Nie mamy jednak wpływu na to, czy i kto zainstaluje sobie aplikację na telefon lub udostępni nam swój numer telefonu w celu otrzymania SMS-a. Dziś ponad 60 proc. mieszkańców objętych jest naszym systemem – zwraca uwagę burmistrz. Stawia jednak pytanie, czy w jakiś sposób nie zaczynamy dublować systemów ostrzegania. – Jeśli zagrożenie nie dotyczy całej Polski, lecz np. jednego czy dwóch województw, właściwsze byłoby przesyłanie informacji przez wojewodów w dół do powiatów i gmin aniżeli centralnie. Przy systemie centralnym, takim jak Alert RCB, jest większe prawdopodobieństwo, że ktoś będzie otrzymywał ostrzeżenia dla terenów, które są dla niego zbyt odległe, by miał się przejmować. A to może spowodować, że niektórzy obywatele zaczną lekceważyć te ostrzeżenia – przekonuje Eugeniusz Gołembiewski.
Na pytanie, dlaczego nie zrezygnuje z gminnego systemu ostrzegania, by zostawić miejsce dla systemu rządowego, burmistrz odpowiada, że funkcjonalności lokalnego rozwiązania są szersze. – Za pomocą SISMS ludzie dowiadują się o różnych rzeczach – o wniosku na 500 plus, że trzeba opłacić podatek od nieruchomości, o wywózce odpadów czy że jest organizowana jakaś impreza kulturalna. Z systemu rządowego nikt się tego nie dowie – stwierdza burmistrz Gołembiewski.