- Proponowany pierwotnie przepis uderzyłby bardzo mocno w osoby mieszkające w budynkach wielorodzinnych, w których trudno przeprowadzić selektywną zbiórkę - mówi w wywiadzie dla DGP Maciej Kiełbus, partner i prawnik w Kancelarii Dr Ziemski & Partners w Poznaniu.



Ostatnio resort środowiska wycofał się pomysłu, by stawki opłat za niesegregowane odpady w każdej gminie były z automatu cztery razy wyższe niż te, które płacą mieszkańcy segregujący. Przekonuje, że wystarczy, aby ci pierwsi płacili dwa razy więcej. Czy rzeczywiście, tak jak twierdzi resort, zadziała to mobilizująco i pomoże poprawić nasze wskaźniki recyklingu?
To dobrze, że ministerstwo zrezygnowało ze swojej pierwotnej propozycji i nie chce tak sztywno regulować relacji pomiędzy stawkami opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Przypomnijmy, że dziś gminy muszą określić dwie stawki: podstawową (w przypadku selektywnego zbierania odpadów komunalnych) oraz sankcyjną (w przypadku braku selektywnej zbiórki). Przepisy określają, jak wyliczyć maksymalne stawki, ale już nie wyznaczają, jaka może być między nimi różnica. I tak powinno pozostać, dzięki czemu gmina miałaby więcej elastyczności przy planowaniu systemu. Proponowany pierwotnie przepis uderzyłby bowiem bardzo mocno w osoby zamieszkujące w budynkach wielorodzinnych, w których najtrudniej o prawidłową selektywną zbiórkę. Przewrotnie efekt mógłby być odwrotny do zamierzonego, bo zamiast zbilansować system, rady gmin – chcąc ochronić mieszkających w blokach – z pewnością zaniżałyby stawki podstawowe, tak aby pośrednio obniżyły się opłaty sankcyjne za brak segregacji.
Kolejnym pomysłem jest umożliwienie gminom dofinansowania systemu pod warunkiem, że pieniądze pochodziłyby ze sprzedaży selektywnie zebranych surowców. Czy nie jest to utopijne rozwiązanie, które nie sprawdzi się w praktyce z powodu słabej koniunktury na rynku?
Warto pamiętać, że rozmawiamy o „wirtualnych” pieniądzach, które od lat funkcjonują w systemie. Już dziś środki ze sprzedaży odpadów surowcowych wpływają na koszty wszystkich uczestników tego rynku. Przedsiębiorcy biorący udział w przetargach biorą w swoich kalkulacjach pod uwagę potencjalne korzyści związane ze sprzedażą odpadów pozyskanych z terenu obsługiwanej gminy. Bez tych środków ich oferty w szeregu wypadków mogłyby się okazać jeszcze wyższe, chociaż uważam, że różnice nie byłyby znaczące. Dlatego też zgadzam się, że gminy raczej nie powinny liczyć na duże wpływy z handlu surowcami. Ich ceny są bowiem bardzo niestabilne, a dziś walka toczy się o ich zagospodarowane po jak najniższych kosztach, a nie o zarabianie na nich. Co więcej, dalszy rozwój selektywnej zbiórki paradoksalnie może utrudnić sytuację. Zwiększona podaż tego typu surowców przy wciąż niewystarczających mocach przerobowych instalacji do recyklingu sprawi, że popyt będzie zbyt mały. Tymczasem dziś nic nie słychać o konkretnych działaniach ze strony administracji rządowej (nie tylko Ministerstwa Środowiska) mających na celu zwiększenie zainteresowania wykorzystywaniem surowców wtórnych, a przez to zwiększeniem popytu na nie.
W całej Polsce mieszkańcy i samorządowcy podnoszą larum, że ceny za zagospodarowanie odpadów lawinowo rosną. Co należałoby zrobić, by gminy określały adekwatne stawki, które nie będą wymagały pokątnych dopłat z budżetów, tylko zapewnią samofinansowanie systemu?
Jeszcze niedawno niektóre organizacje branżowe postulowały wprowadzenie swoistego regulatora cen na wzór nowo powstałych Wód Polskich, które po ostatnich zmianach weryfikują – gdy wcześniej robiły to gminy – wysokość opłat. Trudno powiedzieć, czy takie rozwiązanie by się sprawdziło w gospodarce odpadami. Te dwa sektory bardzo się różnią, a tzw. wnioski taryfowe, które pozwalają dokładniej ustalić czynniki kosztotwórcze, funkcjonują w branży wodociągowo-kanalizacyjnej od lat. Uważam jednak, że nawet bez takich instrumentów można zmusić gminy do rzetelnych kalkulacji stawek opłat. Należy przypomnieć, że zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym organy nadzoru (w tym RIO) mają prawo żądać informacji i danych dotyczących organizacji i funkcjonowania gminy, niezbędnych do wykonywania przysługujących im uprawnień nadzorczych. Skoro sądy administracyjne potrafią dokonać oceny rzetelności kalkulacji stawek za gospodarowanie odpadami komunalnymi i stwierdzić nieważność wadliwych uchwał, to tym bardziej mogą to robić RIO. Niestety niechętnie to robią.