Na dopłaty do stawek za śmieci pozwolą sobie tylko bogate samorządy. Ubogich nie będzie na to stać.
– To oznacza nierówne traktowanie – tak samorządowcy podsumowują propozycje resortu środowiska. I dodają, że dopłaty i tak sfinansowane zostaną z pieniędzy mieszkańców.
W Łodzi do niedawna za odbiór śmieci segregowanych trzeba było płacić 7 zł miesięcznie od osoby, a za śmieci niesegregowane – 12 zł. Od 1 stycznia opłata ta wzrosła odpowiednio do 13 i 22 zł miesięcznie. Z kolei w Lublinie już od lutego stawki w zabudowie jednorodzinnej dla gospodarstwa domowego liczącego minimum trzy osoby wzrosną z 50 do 75 zł miesięcznie (jeśli odpady zbierane są selektywnie).
Sytuacja na rynku odpadowym zaczyna przypominać tę, z którą mamy do czynienia w sektorze energetycznym. Tam już interweniował rząd, który ustawowo chce zmusić spółki energetyczne do renegocjacji już podpisanych umów, a różnice wyrównać rządowymi rekompensatami. Podobne rozwiązanie szykowane jest w przypadku śmieci.
Tak wynika z najnowszej wersji projektu nowej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz niektórych innych ustaw (wersja z 9 stycznia br.), do której dotarł DGP. Ministerstwo Środowiska (MŚ) wprowadza tam następujący przepis: „Rada gminy może podjąć uchwałę o dopłacie ze środków własnych do stawek opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi dla właścicieli nieruchomości, na których zamieszkują mieszkańcy, w części dotyczącej gospodarstw domowych”.
Samorządowcy i eksperci zgodnie interpretują to jako zapowiedź dopłat – podobnych do tych, które będą funkcjonować w sektorze energetycznym. Z tą różnicą, że tu ciężar finansowy wzięłyby na siebie gminy, a nie rząd.
– To bonus dla bogatych gmin i ich mieszkańców. Powstanie układ, w którym ceny utrzymywane będą sztucznie i utrwalać się będzie podział na Polskę A i B. Różnicowanie cen usług publicznych w zależności od zasobności gmin to szalbierstwo – komentuje Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Wtóruje mu Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Konsekwencje będą ogromne, bo to przełoży się na jakość życia. Rząd w ten sposób próbuje deprecjonować nowo wybrane władze samorządowe i naraża je na konflikt z mieszkańcami – ocenia.
Wiceprezydent stolicy Michał Olszewski komentuje: to skandaliczne rozwiązanie. – Rada gminy dysponuje środkami pochodzącymi od mieszkańców, więc dopłata do opłat za odpady będzie pochodziła od nich. I będzie oznaczała konieczność rezygnacji z finansowania budowy szkół czy dróg – wskazuje.
Wiceminister środowiska Sławomir Mazurek odrzuca krytykę i przekonuje, że przepis został wprowadzony na wniosek gmin, które chciałyby skorzystać z możliwości dopłat dla mieszkańców. – Ma on charakter dobrowolny i jest jednym z wielu mechanizmów wprowadzonych w tej nowelizacji w celu przeciwdziałania nieuzasadnionym podwyżkom opłat za przetwarzanie odpadów – mówi w rozmowie z DGP.
– Wyobraźmy sobie, że burmistrz na sesji rady proponuje wzrost stawki z 15 do 20 zł za osobę. Radni będą mogli przyjąć uchwałę, że nowa stawka wyniesie 20 zł, ale 5 zł dopłaci gmina – wyjaśnia mec. Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej Ziemski & Partners. Podobny system dopłat funkcjonuje już w przypadku wody i ścieków. W sektorze odpadowym jest coraz trudniej. – Stawki zbliżone do ustawowego maksimum, ok. 30 zł od osoby za odpady zbierane selektywnie, nie wydają się taką abstrakcją jak jeszcze kilka lat temu – mówi.
– Obecnie i tak część gmin dopłaca do funkcjonowania systemu, ale robi to trochę pokątnie, stosując kreatywną księgowość. Tak więc nowelizacja będzie sankcjonować stan obecny. A jednocześnie zwiększy odpowiedzialność radnych, którzy będą zobowiązani do przyjęcia stosownej uchwały, która nie będzie pozostawiała miejsca na wątpliwości – dodaje mec. Kiełbus.
I tak np. w Gdańsku słyszymy, że jest szansa, by opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi pozostały na obecnym poziomie. – Dzięki wygenerowanej nadwyżce w systemie gospodarki odpadami komunalnymi w 2018 r. uda się w 2019 r., w całości lub w części, pokryć wzrost kosztów związanych zarówno z odbiorem, jak i zagospodarowaniem odpadów komunalnych – twierdzi Alicja Bittner z urzędu miasta. Podwyżki jednak będą, tylko później. Już w 2020 r. dochody z opłat w obecnej wysokości nie wystarczą na pokrycie wydatków i zbilansowanie systemu w Gdańsku.
Na dziś zaplanowane jest spotkanie delegacji samorządowców z ministrem środowiska Henrykiem Kowalczykiem. Samorządowcy przyznają, że rozmowy mogą być trudne – zwłaszcza gdy z tematu śmieci przejdą na pieniądze.