W samorządach pojawił się pomysł, by wspólnymi siłami zaskarżyć szykowane podwyżki energii w Urzędzie Regulacji Energetyki (URE) i Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Dlaczego rząd jest gotów przyznać rekompensaty gospodarstwom domowym i firmom, ale już nie lokalnym władzom płacącym za oświetlenie dróg czy publiczny transport? – pytają.
Propozycja pojawiła się w szeregach Związku Miast Polskich (ZMP), korporacji zrzeszającej ok. 300 miejscowości. – Prezes URE ma zapewniać równowagę między interesami przedsiębiorstw energetycznych oraz odbiorców paliw i energii. Jeśli komuś się wydaje, że 60-proc. niezapowiedziana podwyżka cen zapewnia tę równowagę, to ja jestem święty – mówi Andrzej Porawski z ZMP.
Jest spora szansa, że samorządy pójdą szerokim frontem. Z naszych informacji wynika, że do miast chętnie dołączą także przedstawiciele innych szczebli, tzn. gmin i powiatów. Dziś ma dojść do roboczych rozmów w tej sprawie.
– Podwyżki są szokująco wysokie. Rachunki za energię w samorządach i bez tego są gigantyczne, więc to będzie wstrząs dla lokalnych budżetów. Związek Gmin Wiejskich RP (ZGWRP) na pewno włączy się w działania, by zaprotestować przeciwko tej sytuacji. URE rozstrzyga spory między dostawcą prądu a klientem. Gdybyśmy my zrobili coś takiego mieszkańcom, to by nas po prostu przegonili – mówi Marek Olszewski z ZGWRP.
O reakcję Ministerstwa Energii na galopadę cen samorządowcy dopytywali już w październiku. Odpowiedź usłyszeli w ubiegły poniedziałek. – Przekaz był jednoznaczny. Nie prowadzi się żadnych prac dotyczących klientów instytucjonalnych – mówi nam Marek Wójcik, ekspert legislacyjny ZMP. – Będąc niepoprawnym optymistą, można założyć, że przy tak znacznej skali wydatków na inne cele rząd znajdzie jednak pieniądze na rekompensaty dla samorządów – dodaje.
Dodatkowym źródłem frustracji samorządowców jest to, że władze ME już zadeklarowały rekompensaty za wzrost cen energii dla gospodarstw domowych, rozważana jest również rekompensata dla małych i średnich firm. Samorządy nie rozumieją, dlaczego one nie mogą liczyć na rządowe dopłaty. Jak argumentują, to na lokalnych budżetach spoczywa utrzymanie komunikacji miejskiej, oświetlenie dróg, szkół, szpitali, funkcjonowanie oczyszczalni ścieków czy stacji uzdatniania wody. – Przy tej wielkości podwyżek w niektórych sytuacjach bardziej opłacalne będą chyba przenośne agregaty – ironizuje jeden z włodarzy.
Stronie rządowej przekazano już, że wzrost kosztów w Poznaniu i Bydgoszczy może wynieść 57 proc., w Warszawie – 67 proc., a w Gdańsku – 55 proc. – Informacje z 84 szpitali wskazują, że podwyżka może sięgnąć 80 proc., a przecież w szpitalu prądu nie można wyłączyć – wskazywali w październiku samorządowcy z Komisji Wspólnej. Dodawali też, że samo Metro Warszawskie będzie musiało dopłacić w przyszłym roku ok. 6 mln zł.
Do tych wyliczeń trzeba jednak podchodzić ostrożnie. W spółce Metro Warszawskie słyszymy, że jeszcze nie podpisano umowy na prąd i na rzetelne wyliczenia dopiero przyjdzie pora. Z kolei w Bydgoszczy urzędnicy mówią, że na rok 2018/2019 miasto kupiło energię elektryczną o 38 proc. drożej niż rok wcześniej.
– Wzrost cen energii spowodował, że szacunkowo zapłacimy za nią o ponad 7,2 mln zł więcej niż w przetargu 2017/2018. Samo tylko oświetlenie będzie nas kosztowało o 1,7 mln zł więcej niż rok temu – mówi nam Tomasz Bońdos, koordynator zespołu ds. zarządzania energią w bydgoskim urzędzie miasta. W Poznaniu wydatki na oświetlenie ulic trzeba będzie zwiększyć o 6,9 mln zł, a na funkcjonowanie komunikacji – o 10,7 mln zł. W Krakowie już dyskutuje się o konieczności podwyżek cen niektórych biletów.
Rozmowy na temat cen energii i sytuacji samorządów mają być kontynuowane w środę. Póki co politycy PiS nie chcą komentować inicjatywy samorządowców oraz ich argumentów. – Poczekajmy na projekt Ministerstwa Energii, na razie nie ma co gdybać – mówi Piotr Król (PiS) z sejmowej komisji ds. energii i Skarbu Państwa. Sam resort od niemal miesiąca nie odpowiada na nasze pytania w tej sprawie.
50–60 proc. o takiej skali podwyżek cen energii donoszą władze lokalne
17,2 mln tylu jest odbiorców energii elektrycznej w Polsce