To iluzja, która niepoważnie wygląda – komentuje Wojciech Hermeliński. Natomiast w związku z trudną sytuacją Hanny Zdanowskiej apeluje o zmianę przepisów na mniej rygorystyczne w stosunku do skazanych pracowników samorządowych.
Kiedy poznamy wyniki niedzielnego głosowania?
Spodziewam się, że może to być wtorek po południu lub w nocy z wtorku na środę. Ale nawet w rezerwie trzymam czwartek, by potem nie było zarzutów o nasz nadmierny optymizm.
Wszystko poszło zgodnie z planem?
Zawsze pojawiają się jakieś komplikacje, ale możemy chyba mówić, że organizacyjnie daliśmy sobie radę. Jak zwykle było sporo incydentów naruszających kodeks wyborczy i kodeks wykroczeń, ale chyba nie było ich więcej niż zwykle. Pewne problemy występowały w komisjach. Myślę, że to efekt tego, że w tym roku trzeba było dwa razy więcej osób do pracy i w konsekwencji trafiło tam wiele osób bez odpowiedniego doświadczenia. Nie wszyscy radzili sobie z prostymi sprawami takimi jak wydawanie kart i oznaczanie wyborców. Pojawił się też problem związany z dopisywaniem się wyborców przez internet.
Sporo z tych osób dopiero w lokalu wyborczym się dowiedziało, że jednak nie zagłosuje, bo nie ma ich jeszcze w rejestrze wyborczym.
Jedną z przyczyn jest pewnie to, że ludzie dopisywali się na ostatnią chwilę. Ale wydaje mi się też, że była błędna informacja ze strony Ministerstwa Cyfryzacji, które twierdziło, że wystarczy złożyć wniosek z załączoną kserokopią dowodu osobistego i oświadczeniem, że zamieszkuje się w danej gminie. Potem jednak okazało się, że to nie wystarczy, bo wójtowie wymagali dokumentów udowadniających fakt stałego zamieszkiwania w danej gminie.
Minister cyfryzacji sugeruje, że pretensje należy mieć do gmin. Powiedział też, że formularz był konsultowany z PKW i że wypracowane stanowisko było jednoznaczne: dołączamy tylko to, co wymagane jest przepisami, a każdy inny załącznik mógłby być traktowany jako dane nadmiarowe. Pana zastępca Sylwester Marciniak miał pretensje do wyborców, że dopisują się na ostatnią chwilę.
I pewnie ma trochę racji z tymi wyborcami, ale być może resort cyfryzacji powinien uprzedzać ludzi, że powinni dołączać inne wnioski i że najlepszą drogą do dopisania się do rejestru jest wizyta w urzędzie czy wysłanie tradycyjnego listu. Jeśli do wójtów wpłynęło kilkanaście tysięcy wniosków, to przy niewielkiej liczbie urzędników nierealne było sprawdzenie wszystkich dokumentów. Nie chcę zrzucać winy na wyborców, ale podejrzewam, że część z nich mogła podejść do sprawy jak do rozliczenia PIT, czyli zrobienia tego na ostatnią chwilę. Co nie zwalnia z pewnej odpowiedzialności ministerstwa.
Słyszałem o przypadku, w którym nazwisko jednego z kandydatów zostało napisane z błędem – ucięto pierwszą literę nazwiska. Czy głos oddany na taką osobę będzie nieważny?
Jeśli to okazało się w trakcie głosowania, komisja raczej nie mogła z tym już nic zrobić. Być może osoby, które zagłosowały, nawet nie zdawały sobie sprawy z pomyłki w nazwisku. Ewentualnie protest może wnieść kandydat, który – jeśli nie uzyska satysfakcjonującego dla niego wyniku – podniesie problem, że część osób na niego nie zagłosowała, myśląc, że to nie on. Pytanie jednak, czy to w ogóle da się wyjaśnić.
Zgodnie z przewidywaniami Hanna Zdanowska wygrała w Łodzi już w I turze. Co teraz ją czeka? Postępowanie wojewody, dalej zaskarżenie jego decyzji przez urząd miasta i rozstrzygnięcie przez sąd?
Słyszałem wiele głosów, że przy tak dużym poparciu mieszkańców wojewoda być może nie będzie chciał wszczynać akcji zmierzającej do odwołania pani prezydent, by nie zrazić do siebie wyborców. Tak czy inaczej nie można dziś mówić, że pani Zdanowska nie może objąć stanowiska. Przepisy ustawy o pracownikach samorządowych mówią, że można usunąć kogoś ze stanowiska. A to oznacza, że wcześniej ktoś to stanowisko musi objąć i złożyć ślubowanie. Dopiero wtedy otwiera się droga dla wojewody, by spróbować wprowadzić komisarza w mieście.
Mamy kolizję przepisów. Czy powinno się je zmienić, by np. jakikolwiek prawomocny wyrok skazujący powodował, że nie można objąć funkcji prezydenta miasta? A może raczej podejść do sprawy łagodniej i wyraźnie sprecyzować, że jeśli ktoś – jak pani Zdanowska – został skazany na karę grzywny, to nie stanowi to przeszkody do objęcia funkcji?
Myślę, że ustawodawca powinien ujednolicić przepisy, zachowując zasadę proporcjonalności. Od dawna PKW sygnalizowała problem, ale ustawodawca się tym nie przejął. Jest tak, jak pan mówi, to znaczy można przyjąć dwie drogi. Pierwsza to wyjście z założenia, że pracownik samorządowy musi być krystalicznie czysty. Druga to zmiana przepisów w kodeksie wyborczym lub ustawie o pracownikach samorządowych, by usunąć niespójność. Sprawę można porównać do postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. To osoby, które powinny być nieskazitelnie czyste, ale mimo to dopuszcza się możliwości pozostawienia sędziego na stanowisku, nawet jeśli dopuścił się jakiegoś deliktu dyscyplinarnego, np. nieznacznie przekroczył prędkość w ruchu drogowym. Tak samo można chyba potraktować pracowników samorządowych.
Czyli Hannę Zdanowską poniekąd tłumaczy to, że przestępstwo nie dotyczyło bezpośrednio sprawowanej funkcji, tylko sprawy prywatnej?
Trochę tak, choć pamiętajmy, że skazanie to skazanie. Mimo to ustawodawca mógłby rozważyć, czy czyny niezwiązane z pełnieniem mandatu, powinny wykluczać taką osobę ze stanowisk. A może zróżnicować to w zależności od rodzaju zasądzonej kary, co też ma swoje wady. Ja byłbym przeciwny rygoryzmowi. Pamiętam wyrok TK, który dotyczył składania oświadczeń majątkowych przez radnych. Tam przepis też był surowy, bo radny, który spóźnił się o dzień czy dwa, automatycznie był usuwany ze stanowiska. Trybunał uznał więc, że powinna tu być stosowana jakaś zasada proporcjonalności, aby były może jakieś przypomnienia czy wezwania do złożenia oświadczenia, żeby dać radnym szansę. Tu być może warto zachować się podobnie i stwierdzić, że przestępstwa urzędnicze wykluczają możliwość objęcia funkcji prezydenta miasta, ale przestępstwa czy wykroczenia nieurzędnicze, lżejszej rangi, można byłoby traktować mniej rygorystycznie.
PKW przygotuje jakieś wnioski dla ustawodawcy po tej kampanii? Będą zmiany w przepisach?
Tradycyjnie przygotujemy memorandum, być może ujmiemy te propozycje w formie, które bardziej stanowczo przemówią do ustawodawcy. O kwestii prekampanii mówi się od lat, ale w tym roku była szczególnie intensywna. Pojawiła się też kwestia gwarancji rządowych dla konkretnych kandydatów czy – jak to określają niektórzy – szantażu politycznego. To nowa sytuacja i boję się, że jeśli ustawodawca nie zareaguje, będzie się powtarzać.
Dochodzi sprawa ciszy wyborczej, która w mediach społecznościowych czy wśród dziennikarzy właściwie nie istnieje.
Do tej pory byliśmy wstrzemięźliwi, ale teraz uważamy, że należy to zlikwidować. To iluzja, która niepoważnie wygląda. Oczywiście w dniu wyborów nie może być żadnej agitacji. Ale wcześniej nie widziałbym przeszkód i moi koledzy z PKW też się ku temu skłaniają.