Przemysław Szczepanowski, zastępca wójta Gminy Świecie nad Osą: Los samorządów jest w rękach NSA. Uchwała będzie 24 września i z tego, co mi wiadomo – bo dzwonili do nas przedstawiciele Ministerstwa Energii – będzie ona niekorzystna dla gmin.
Złożyli państwo wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, zarzucając wprowadzanie daleko idących zmian podatkowych z mocą wsteczną. Zabiegacie też o rekompensaty za utracone dochody, na razie bezskutecznie. Sprawą zajmuje się też NSA. Tymczasem spór na linii gminy–właściciele farm wiatrowych się zaostrza. Jak wygląda teraz sytuacja gmin?
W większości przypadków muszą one oddać pieniądze bezpośrednio na konta firm. Liczymy, że jest to ok. 0,5 mld zł w skali całego kraju. Docierają do mnie pisma wójtów, którzy prosili właścicieli farm wiatrowych o to, by ci nie domagali się oddawania wszystkiego naraz. Ale firmy odmawiają. Tylko ok. 20 proc. gmin ma ten komfort, że przedsiębiorcy zgodzili się, by zaliczyć nadpłatę na poczet przyszłych zobowiązań, co daje gminom chwilę oddechu i nie zmusza do zaciągania kredytu na złych warunkach, by móc nagle zwrócić pieniądze.
To zła wola firm?
Nie ujmowałbym tego tak, bo one też mają często związane ręce, podobnie jak my. Podkreślają, że rozumieją problemy gmin, ale same borykają się z kłopotami finansowymi. Piszą wprost, że zarząd spółki jest rozliczany z celów wyznaczonych przez radę nadzorczą i właściciela inwestycji. Stąd też domagają się całej kwoty od razu, nie dopuszczając nawet rozłożenia jej na raty czy też zaliczenia na poczet przyszłych zobowiązań.
To nawet współgra z argumentacją Ministerstwa Energii, które podkreślało, że reforma musi iść naprzód, a zmiany opodatkowania są konieczne, bo inaczej farmy wiatrowe splajtują. A wtedy gminy będą w jeszcze gorszej sytuacji i nie dostaną ani grosza podatku.
Diagnoza postawiona przez resort byłaby nawet słuszna, gdyby nie opierała się na fałszywych przesłankach. Trudna sytuacja farm wiatrowych nie wzięła się z wyższych obciążeń podatkowych, tylko przede wszystkim z załamania systemu wsparcia dla OZE. Sami przedstawiciele branży potwierdzali to w trakcie konsultacji, że jak najszybciej chcą uruchomienia systemu aukcyjnego i gwarantowanej ceny zielonych certyfikatów. Taka była zresztą też argumentacja samego ministerstwa. Rządzący podkreślali, że dlatego właśnie musimy gonić z tą ustawą, bo trzeba jak najszybciej ogłosić aukcje, tak żeby wszystkie ośrodki dostały pieniądze. Na tym zależało branży, a korzystniejsze opodatkowanie dostali przy okazji. Z mocą wsteczną. Szkoda, że kosztem gmin.
Samorządy podnoszą teraz larum, że los wielu inwestycji stoi na ostrzu noża, a nagła utrata dochodów przekreśla szansę na realizacje wielu z nich. Jak jest w państwa przypadku?
U nas w pierwszej kolejności do odstrzału będzie walka ze smogiem, czyli przygotowywane przez nas ocieplenie szkoły i wymiana źródeł ciepła w gminnym ośrodku pomocy społecznej. To jest inwestycja na około 7 mln zł. Połowę tej kwoty będziemy pewnie musieli oddać firmie, a druga połowa, czyli unijne dofinansowanie, przepadnie. Sytuacja jest w tej chwili patowa, bo jesteśmy już po przetargu, ale jeszcze przed podpisaniem umowy z wykonawcą i tak naprawdę nie wiemy, co robić. To zależy od właściciela wiatraków, który nie zgłosił do nas jeszcze żądań. Niewątpliwie część naszych nakładów i tak jest już straconych. A przecież przygotowaliśmy studia wykonalności, umowy na projekt, kalkulacje kosztorysowe. Cała ta dokumentacja jest warta kilkadziesiąt tysięcy złotych i z dużym prawdopodobieństwem będzie bezużyteczna za kilka lat, bo zmienią się normy i wymogi budowlane.
Może gminy obudziły się za późno i teraz walczą o utracone wpływy, a same są sobie winne, nie angażując się w proces legislacyjny?
To nieprawda, byliśmy aktywni od samego początku. Rzecz w tym, że o projekcie ustawy dowiedzieliśmy się tylko dlatego, że sami śledziliśmy druki sejmowe. Inaczej w ogóle nie wiedzielibyśmy, co się dzieje. Ministerstwo Energii zawiadomiło o projekcie tylko ok. 30 organizacji. W większości były to stowarzyszenia i fundacje, dla których tematyka podatkowa była na dalszym planie, a dyskusja ogniskowała się wokół takich kwestii jak np. odległość wiatraków od zabudowań. Nie zapominajmy też, że pierwotny projekt z czerwca ubiegłego roku był zgoła inny od tego, który uchwalono. Nie przewidziano w nim, że przepisy wejdą z mocą wsteczną.
Jak wyglądały konsultacje?
Resort próbował stwarzać pozory, że nasz głos jest brany pod uwagę. Przekonywał, że w ubiegłym roku już wielokrotnie zapraszał do konsultacji gminy, co było nieprawdą. Podobnie jak to, że rzekomo nie dostawał żadnych pism od samorządów. Sami je wysyłaliśmy. Ostatecznie jednak na nic się to zdało. Nie mogliśmy się dostać na żadne spotkanie w ministerstwie. Chcieliśmy uczestniczyć w posiedzeniu sejmowej podkomisji, która się zajmowała tym projektem. Niestety, w międzyczasie trwał też protest niepełnosprawnych i nie wpuszczono nas do Sejmu. Oglądaliśmy posiedzenie komisji, która debatowała o naszym losie na telefonach, stojąc przed budynkiem. Później obiecano nam, że zostaniemy zaproszeni na kolejne posiedzenie. Niestety, tak się nie stało. O godz. 18 powiadomiono nas, że odbędzie się ono za pół godziny. Do Warszawy mamy jednak 300 km. Nie sposób było zdążyć.
Czy gminy wiążą jakieś nadzieje z nadchodzącą uchwałą Naczelnego Sądu Administracyjnego, który ma rozstrzygnąć, co będzie dalej z całą serią nieprawomocnych wyroków korzystnych dla samorządów? Liczą państwo, że NSA stanie po stronie samorządów?
Uchwała będzie 24 września i z tego, co mi wiadomo – bo dzwonili do nas przedstawiciele Ministerstwa Energii – będzie ona niekorzystna dla gmin.
Mówią to wprost?
Tak. Ostrzegali wręcz, żebyśmy uważali na rok 2017, bo to on może nas naprawdę dobić. Załóżmy, że teraz gminy muszą oddać np. 5 mln za pierwsze półrocze tego roku. Analogicznie za poprzedni rok przyjdzie im zapłacić dwa razy tyle. W sumie byłoby to więc 15 mln zł. Wiele gmin podzieli wtedy los niesławnych Ostrowic. Nie poradzą sobie, bo żaden bank nie udzieli takiego kredytu, a gminy wiejskie nie mają odłożonych tak dużych kwot, by spłacić je na raz. Co gorsza, nawet ugaszenie takiego pożaru niewiele pomoże, bo problematyczne będą też następne lata. Nie dość, że opodatkowanie będzie niższe, to jeszcze wiele gmin straci subwencje wyrównawcze, które będą liczone na podstawie zawyżonych dochodów z poprzednich lat.
Teraz walczą państwo o rekompensaty, na razie bez skutku. Jak wygląda ta batalia?
Po wielu próbach udało się nam umówić na spotkanie z wiceministrem finansów w sprawie rekompensat za utracone dochody. W ostatniej chwili dostaliśmy trzy telefony, w których po kolei proszono o to, by w spotkaniu nie uczestniczyli doradcy podatkowi i ja. Ostatecznie i tak odwołano ten termin bez podania nowego. Wiem, że przedstawiciele niektórych gmin jeżdżą na spotkania otwarte z premierem i tam próbują zainteresować go tą sprawą, ale bezskutecznie. Byliśmy też na spotkaniu z marszałkiem Senatu, który zapewniał nas, że problem będzie rozwiązany, ale nie powiedział już jak.
Czy walka z wiatrakami stanie się teraz szczególnie nośnym tematem przed wyborami samorządowymi?
Myślę, że tak, tych tematów nie sposób uniknąć, zwłaszcza w małych gminach wiejskich. Kwestia wiatraków już rzutuje na sytuację przedwyborczą. Znam takie przypadki, gdy kandydaci na wójtów, burmistrzów wycofują się, bo nie chcą się nagle obudzić w listopadzie z wnioskiem o stwierdzenie nadpłaty i zaczynać urzędowania od problemów z kilkoma milionami złotych. Myślę, że część samorządowców nie chce występować teraz z jakąś inicjatywą, żeby właśnie nie stracić poparcia w nadchodzących wyborach. Niewykluczone, że wolą też nie wychodzić przed szereg w obawie przed nie do końca znanymi konsekwencjami. Obserwują to z boku i nie uczestniczą w walce oficjalnie, bo wiedzą też, że już złożyliśmy wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Sprawa więc się jakoś rozstrzygnie, prędzej czy później. To też widać w podejmowanych uchwałach, że tam, gdzie są radni przynależni do PiS, wstrzymują się od głosu w sprawie wniosku do trybunału. Wiem też, że w gminie Margonin kwestia wiatraków jest mocno wykorzystywana w walce wyborczej, bo tamtejszy burmistrz zdecydował się nie opodatkowywać wiatraków na bardziej korzystnych dla gminy zasadach, tak jak zrobiły to inne samorządy. A to paliwo dla opozycji burmistrza.
No właśnie, pojawiają się głosy, że gminy same są sobie teraz winne, bo nie zastosowały zasady, by wątpliwości podatkowe – a takich w przypadku wiatraków było sporo – rozstrzygać na korzyść podatnika. Margonin chwali się, że nie obciążał farm wyższymi opłatami i teraz wyszedł na tym lepiej. Inne gminy nie mogły postąpić podobnie?
A jeżeli NSA stwierdzi w uchwale, że zasady opodatkowania elektrowni wiatrowych jednak zmieniły się w 2017 r.? Wtedy okaże się, że burmistrz Margonina jednak powinien pobierać podatek w zwiększonej wysokości, a tego nie robił. A to już zahacza o zarzut niegospodarności, który mogłaby postawić RIO. W końcu obowiązkiem włodarza jest dbać o interes mieszkańców.