Gminy, gdzie dużo pali się węglem, muszą wybierać: podnieść opłaty za wywóz nieczystości albo utylizować pozostałości z pieców w nieekologiczny sposób. Resort środowiska mógłby rozwiązać problem, ale się ociąga.
Z perspektywy dużych miast, gdzie gospodarstwa domowe ogrzewane są przede wszystkim gazem, problem może wydawać się błahy albo wręcz nieistotny. Są jednak gminy, w których aż jedną piątą odpadów stanowi popiół. Na południu kraju, gdzie wiele domów nadal ogrzewa się węglem, na jedną osobę przypada średnio aż 100 kg pozostałości po spaleniu surowca (w skali roku). To rodzi sporo problemów. Największym jest to, że popiół niszczy instalacje do przetwarzania odpadów. Ponadto wrzucany do jednego pojemnika z innymi śmieciami brudzi je, przez co znacznie trudniej jest je wyselekcjonować i przekazać do recyklingu.
Właśnie z tych powodów gminy coraz częściej wydzielają popiół (choć nie mają takiego obowiązku) jako osobną frakcję. Innymi słowy, nakazują mieszkańcom jego segregację w oddzielnych pojemnikach. Tu jednak pojawiają się schody. Bo z zebranym w ten sposób odpadem urzędnicy... nie wiedzą, co zrobić. Przetworzyć dalej się go nie da, a jego usunięcie pochłania ogromne pieniądze (nie jest łatwo spalić coś, co już zostało spalone). Najprostszy sposób to po prostu oddanie na składowisko. Sęk w tym, że nie jest to tanie – kosztuje 120 zł za tonę. A będzie jeszcze droższe. W przyszłym roku stawka wzrośnie do 170 zł, a od 2020 r. wyniesie 270 zł. Samorządy już dziś ostrzegają, że w praktyce oznacza to jedno: wyższe opłaty za wywóz nieczystości dla mieszkańców. – Już w przyszłym roku mogą podskoczyć o 17 zł za jednego mieszkańca – przyznaje Jerzy Starypan, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Zagospodarowania Odpadów Komunalnych „Komunalnik”.
Pozostało
82%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama