Czy jest ryzyko, że za kilka lat może zabraknąć miejsc na cmentarzach?

To trudne pytanie. Problem dotyczy przede wszystkim cmentarzy w dużych miastach. Tam rzeczywiście mogą być z tym problemy. Już teraz samorządowcy, w takim zakresie, w jakim jest to możliwe, podejmują działania, żeby uniknąć takich sytuacji na cmentarzach komunalnych.

Agnieszka Piskorz-Ryń
ikona lupy />
dr hab. Agnieszka Piskorz-Ryń, prof. UKSW, ekspertka Unii Metropolii Polskich, współautorka raportu „Miejskie nekropolie. Diagnoza sytuacji i wyzwań dotyczących cmentarzy komunalnych w miastach Unii Metropolii Polskich” / Dziennik Gazeta Prawna / Wojtek Górski
Jakie to są działania?

Tę kwestię badaliśmy w naszym raporcie „Miejskie nekropolie. Diagnoza sytuacji i wyzwań dotyczących cmentarzy komunalnych w miastach Unii Metropolii Polskich”. Duże miasta starają się przede wszystkim odzyskiwać miejsca na już istniejących nekropoliach. Proces związany z utworzeniem nowego cmentarza jest bardzo długotrwały. Można go w miarę szybko utworzyć, jeśli przewiduje to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli cmentarz nie jest ujęty w planie, to zmiana planu i późniejsze stworzenie nowego cmentarza jest kwestią kilku lat.

To jednak nie tylko problem metropolii. Unia Miasteczek Polskich zgłasza, że zwiększenie liczby miejsc na cmentarzach blokują przepisy o strefie ochronnej. Obowiązek zachowania 150 metrów od zabudowań dotyczy również terenu przeznaczonego na chowanie prochów.

Zdecydowanie potrzebujemy nowej ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Mówimy o tym głośno również jako Inicjatywa (Nie)Zapomniane Cmentarze. Przepisy z 1959 r. stanowią tylko o tym, że do pochówku prochów stosuje się zasady dotyczące chowania zwłok. W wielu państwach, w kontekście strefy ochronnej, rozróżnia się zwłoki chowane tradycyjnie i prochy, ponieważ te drugie są neutralne biologicznie. Uważam, że powinno się zrezygnować ze stref ochronnych poza cmentarzem. Powinna być ona wewnątrz cmentarza i w jej ramach można byłoby chować tylko prochy.

W kolumbariach?

Mogą to być kolumbaria, ale też specjalne, mniejsze groby, przeznaczone wyłącznie do chowania urn z prochami. Dzięki temu cmentarze komunalne zyskałyby te dodatkowe 150 m na pochówek. W związku ze starzejącym się społeczeństwem jesteśmy w kluczowym momencie, jeśli chodzi o zapewnienie odpowiedniej liczby miejsc na cmentarzach. Poza zmianą dotyczącą stref ochronnych potrzebujemy też przepisów o likwidacji urny w kolumbarium. Dziś mamy tylko przepisy o likwidowaniu grobu. A to oznacza, że kolumbaria też będą się przepełniać, bo urny muszą być tam trzymane cały czas. To blokuje wykorzystanie dodatkowego miejsca. Potrzebujemy też uregulowania kwestii rozsypywania prochów na cmentarzu i poza nim – tak jak jest to w znacznej większości państw Unii Europejskiej. Z moich badań wynika, że Polska ma najbardziej archaiczne przepisy pod tym względem. To nie jest oczywiście rozwiązanie dla każdego, ale rośnie odsetek ludzi, którzy chcieliby skorzystać z takiej formy pochówku.

Co konkretnie miałoby oznaczać – na cmentarzu i poza nim?

Zwykle ustawodawstwa innych krajów regulują to na dwa sposoby. Albo wskazują miejsca, w których można rozsypywać prochy, np. nieruchomości za zgodą właściciela, albo miejsca, gdzie jest to zakazane. I tak np. można rozsypywać prochy na morzu, ale w określonej odległości od brzegu i nie w obrębie linii brzegowej. Chodzi o uniknięcie sytuacji, że ludzie spacerują, odpoczywają na plaży, a w tym czasie trwa ceremonia polegająca na rozsypywaniu prochów. Gdybyśmy chcieli przyjąć wersję umiarkowaną, moglibyśmy wydzielić pewien obszar cmentarza, na którym dopuszczane byłoby rozsypywanie prochów. W wielu krajach jest tak, że jest to bardzo ładnie utrzymany teren, mający najczęściej formę ogrodu – nazywany ogrodem pamięci. Nie ma tam wydzielonych grobów, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, ale może być jedno miejsce, w którym upamiętnieni są zmarli, np. na tablicy.

W tym zakresie często pojawiają się kontrowersje związane z szacunkiem do zmarłych, do zwłok. Czy podejście ludzi w tym aspekcie się zmienia?

Jednym z zarzutów, które się powtarzają, jest to, że Polacy nie chcą dopuszczenia możliwości rozsypywania prochów. W ramach naszego raportu „Miejskie nekropolie” przeprowadzono badanie opinii publicznej na reprezentatywnej grupie. Z tego badania wynika, że jest z tym różnie. W metropoliach połowa mieszkańców popiera ograniczenie pochówków w trumnie na rzecz urnowych oraz ograniczenie stosowania tradycyjnych nagrobków na rzecz bardziej ekologicznych form. Rozsypywanie prochów na cmentarzach popiera 35 proc. badanych. Ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że nie chodzi o to, żeby wszyscy tak robili, tylko żeby był wybór. Z raportu wynika, że pozytywnie podchodzą do tego zazwyczaj mieszkańcy z wyższym wykształceniem i z większych miast. Ale to właśnie w dużych miastach są największe problemy z miejscem na cmentarzach.

Jakie są jeszcze inne ekologiczne formy pochówku?

Mamy barierę prawną, jeśli chodzi o cmentarze ekologiczne. Przełamuje to Poznań, który tworzy lasy pamięci – traktowane jako zbiorowa mogiła. To rozwiązanie próbuje godzić potrzeby z obowiązującymi przepisami. Są tam małe tabliczki upamiętniające zmarłych, czasem można też postawić symboliczny znicz czy kwiat. Pamiętajmy, że dla ludzi ekologia jest coraz ważniejszym elementem życia.

W takim lesie chowa się wyłącznie urny z prochami?

Tak, na rozsypanie prochów nie pozwalają przepisy, ale biodegradowalne urny z prochami są zakopywane w losowych miejscach na wyznaczonym terenie lasu pamięci. Jeśli chodzi o nowoczesne cmentarze ekologiczne, potrzebujemy zmian przepisów. W Niemczech są np. ogrody, w których chowane są zarówno zwłoki ludzkie, jak i prochy. Przy czym nie ma tam tradycyjnej formuły z tablicami nagrobnymi. Miejsce pochówku wyznaczone jest danymi GPS. Zmarły może być upamiętniony kamieniem z wygrawerowaną informacją czy drzewem. Na takie cmentarze ekologiczne nie przynosimy niczego, co nie jest wpisane w dany ekosystem. Nie możemy zasadzić rododendronu w lesie sosnowym, ale możemy np. przynieść wrzos i posadzić go obok takiego miejsca. Pojawiają się też cmentarze ekologiczne w formie łąk pamięci. Chodzi o to, by one były w zgodzie z ekosystemem i żeby ingerencja człowieka w ten teren była jak najmniejsza.

Czyli ekologiczność tego cmentarza polega bardziej na formie upamiętnienia niż samego pochówku, skoro chowane są też trumny z ciałami?

To zależy od kraju. Są takie, które stawiają wymóg, aby na cmentarzu ekologicznym była odpowiednia trumna – np. drewniana, niepolakierowana. Zmarły powinien być też pochowany w określonym ubraniu, które jest naturalne i przyjazne dla środowiska. To są już kwestie szczegółowe, najczęściej uregulowane w rozporządzeniach.

W Polsce najpopularniejszy, i pewnie tak zostanie jeszcze przez długie lata, jest pochówek religijny, niezależnie od tego, o jakiej religii byśmy rozmawiali. Czy da się to połączyć z ideą cmentarzy ekologicznych?

Dla przykładu pochówek katolicki musi być dokonany w poświęconej ziemi. Nie ma przeciwwskazań, aby była to część cmentarza ekologicznego. Kapłan może poświęcić konkretne miejsce, do którego składane są zwłoki osoby wierzącej. Cmentarz komunalny też nie cały podlega święceniu. Z punktu widzenia Kościoła katolickiego krzyż na grobie nie jest elementem kluczowym. Warunkiem jest dochowanie procedury pochowania w poświęconej ziemi.

Czy rozsypywanie prochów np. na łąkach pamięci nie szkodzi ekosystemowi?

Generalnie szkodziłoby roślinom rozsypywanie prochów w dużej ilości w jednym miejscu. Najczęściej nie jest to jednak spektakularne rozsypywanie prochów, jak na filmach, a raczej zakopywanie prochów w biodegradowalnych urnach. Rozsypywane są prochy najczęściej na morzu.

Z punktu widzenia ekologii problemem są też śmieci produkowane na cmentarzach, szczególnie w okolicach świąt. Czy widać jakieś zmiany postrzegania tych kwestii zarówno wśród odwiedzających cmentarze, jak i zarządców?

Takie zmiany społeczne są długotrwałe. Dziś jesteśmy już przyzwyczajeni do segregacji odpadów w domach, ale był to wieloletni proces. Na początku robili to nieliczni, którzy byli nawet wyśmiewani, że osobno wyrzucają plastik czy papier, skoro mają zsyp w bloku. Nie liczę więc na to, że ta zmiana nastąpi szybko. W tamtym roku jako Unia Metropolii Polskich, Polska Rada Ekumeniczna i Inicjatywa (Nie)Zapomniane Cmentarze zaapelowaliśmy o ekologiczną refleksję w ramach Wszystkich Świętych. Apel spotkał się z dużym odzewem. Ludzie podawali go sobie dalej w mediach społecznościowych, dominował wątek plastiku na cmentarzach. Muszę podkreślić, że znicze, nawet jeżeli są szklane, trafiają do odpadów zmieszanych, ponieważ są pobrudzone stearyną. Nie da się tego przetworzyć.

Czyli wymienne wkłady, które Polacy pokochali, niewiele pomagają?

Trochę pomagają i zawsze lepiej je wybrać niż jednorazowy znicz bez wkładu. Wymiana wkładów powoduje, że przynajmniej znicz nie ląduje tak szybko w śmietniku i wykorzystujemy go dalej. Dla osób bardzo zdeterminowanych, którzy chcą wyrzucić wkład do żółtego worka, pozostaje wypłukanie go ze stearyny w gorącej wodzie.

Chyba nie ma świadomości, że wkłady zabrudzone to odpady zmieszane. Na cmentarzach pojawiają się kontenery na plastiki i tam najczęściej trafiają wkłady, zapewne w dobrej wierze.

Najlepiej zachować umiar, jeśli chodzi o liczbę zniczy. Pomyślmy, że z perspektywy ekologicznej ważne są nie tylko nasze wybory w codziennym życiu, ale też podczas świąt. Ważne jest to, że ten wątek w ogóle zaczął się pojawiać. W tym roku połączyliśmy siły z Klubem Inteligencji Katolickiej, Magazynem Kontakt i Laudato si' Movement – organizacją katolicką zajmującą się ochroną środowiska. Mówimy: mniej śmieci, więcej pamięci.

Chodzi o odparcie zarzutów, że kwestia dbania o ekologię na cmentarzach miałaby uderzać jednocześnie w tradycję i pokazanie, że można to połączyć?

Tak, nawołujemy też do tego, aby ograniczać plastikowe wiązanki. Za to możemy zdecydować się na chryzantemę, której doniczkę później wyrzucimy do przetwarzania. Mamy wtedy biodegradowalną roślinę i plastik z doniczki. Nawet jeżeli wiązanka jest żywa, ale ma sztuczne kwiaty, to koszty dzielenia tych elementów są bardzo duże.

Wrażenie robią dane, które mówią o tym, że na cmentarzach w okolicach Wielkanocy, Wszystkich Świętych i Bożego Narodzenia generowana jest nawet połowa odpadów z całego roku.

Dzięki Unii Metropolii Polskich po raz pierwszy mamy dane dotyczące tego, ile jest tych odpadów, o jakich liczbach mówimy. W Szczecinie średnio na jeden grób przypada prawie 28 kg odpadów. A przecież to rozkłada się na wszystkie nagrobki, również te o charakterze historycznym, które nie są tak często odwiedzane. Nie są to szacunki, tylko twarde dane wynikające ze szczegółowej pracy analitycznej. Dlatego jak na razie mamy wyliczenia dotyczące trzech miast – Warszawy, Białegostoku i Szczecina właśnie.

Czy jako strona społeczna macie państwo wiedzę o jakichkolwiek pracach nad kompleksową zmianą ustawy o cmentarzach, po tym, jak nie udało się przyjąć nowelizacji w poprzedniej kadencji? Trwają prekonsultacje, analizy?

Rządzący tej sprawy w ogóle nie podjęli. W odpowiedzi na pytania Unii Metropolii Polskich sugerowano, że takie prace będą prowadzone, ale na razie nic mi o nich nie wiadomo. Jako Inicjatywa (Nie)Zapomniane Cmentarze mamy własny projekt, z którym byliśmy u pani marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i również sprawa zawisła w próżni. Obawiam się, że temat cmentarzy wróci dopiero wtedy, kiedy wydarzy się coś złego, spektakularnego. Nie mamy np. w ogóle przepisów dotyczących funkcjonowania krematoriów. Tylko dlatego, że branża pogrzebowa jest względnie odpowiedzialna, nie mamy spraw związanych z pomyleniem zwłok. Albo musi naprawdę zacząć brakować miejsc na cmentarzach. Zajmuję się tymi sprawami od dłuższego czasu i podejmując działania z różnych stron, biję głową w mur niezainteresowania.

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski