Jednak gdy patrzę na to, co dzieje się w ostatnim czasie w wielu miejscach, wbrew biblijnym wzorcom, chyba zdecydowałbym się na poświęcenie kilku sprawiedliwych, aby wymienić wszystkich po dwóch kadencjach i rozbić lokalne układy.
Układy, które często dotyczą wszystkich - od najniższych stanowisk pomocniczych, jak np. konserwatora czy sprzątaczki w urzędzie, a także w gminnej szkole lub przedszkolu, do najwyższych - dyrektorów tych placówek, naczelników, dyrektorów w urzędzie. W dużych miastach trudniej to wychwycić, ale ostatnio słyszałem od pracowników basenu miejskiego, że jedna z osób na kierowniczym stanowisku w administracji musi wyprowadzać psa osobie z samorządu. Oczywiście zapytana przeze mnie osoba z samorządu zaprzeczyła wszystkiemu, a wyprowadzający psa został przeniesiony do innej samorządowej jednostki.
Możemy to rozpatrywać w kategorii anegdoty, jednak któż z pracujących w administracji, czy to rządowej, czy też samorządowej, nie słyszał o podobnych zależnościach. Dwukadencyjność z pewnością może przewietrzyć nieco urzędy i inne instytucje podległe wójtowi, burmistrzowi czy prezydentowi miasta. Że ten nowy lokalny włodarz wprowadzi swoich i wyrzuci znajomych swojego poprzednika? Rzeczywiście, istnieje takie ryzyko, ale może przyjdzie taki, który zostawi tych dobrze pracujących, a podziękuje tym, którzy się do tego nie nadają, a byli dobrymi znajomymi poprzedniego szefa. Dwukadencyjność ma swoje słabości, bo ustępujący wójt może namaścić na swojego następcę osobę, która do tej pory go zastępowała i tym samym utrzymać nieformalnie wpływy w samorządzie. Takie działania jednak nie są zbyt łatwe do przeprowadzenia.
Nie przekonują mnie argumenty Marka Wójcika ze Związku Miast Polskich, że samorządowcy nie znajdą już dla siebie pracy, jeśli w wieku 30 lub 35 lat poświęcą się karierze samorządowej, a później w wieku 45 lat będą zmuszeni odejść. Jeśli są to rzeczywiście wykwalifikowani fachowcy, to przecież mogą trafić ze swoim doświadczeniem do dużych korporacji lub spróbować swoich sił na stanowisku starosty lub marszałka. Dochodzę do wniosku, że posiadanie władzy sprawia, że trudno z niej zrezygnować. Oczywiście są wyjątki, jak np. Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, który opowiada się za dwukadencyjnością. On pracę spokojnie znajdzie.
Trochę mnie przeraził ten niemal zmasowany atak, który ma prowadzić do zmiany przepisów o dwukadencyjności. Z jednej strony wniesienie projektu przez PSL, z drugiej decyzja o wysłuchaniu publicznym, dodatkowo na pomoc ma przyjść Trybunał Konstytucyjny, choć jego orzeczenia nie są przecież publikowane. Mam nadzieję, że Prezydent RP zachowa zdrowy rozsądek i nie ulegnie temu lobbingowi.
Oczywiście bardziej poprawnie i po bożemu byłoby zapisanie ograniczenia w postaci dwóch kadencji bezpośrednio w konstytucji. Co do tego powinna nastąpić zgoda między podziałami, w którą jednak wątpię.
Zastanawia mnie, dlaczego w obronie tych fachowców z samorządów nie występują sami mieszkańcy. Można domniemywać, że albo jest im wszystko jedno, albo po prostu mają dość wieloletnich samorządowców i cieszą się z obowiązkowej zmiany na tych stanowiskach.