Sądy są obciążone pracą, stąd zaległości w rozpoznawaniu spraw. Jakie są te zaległości w Izbie Cywilnej Sądu Najwyższego?

Izba Cywilna jest niestety najbardziej obciążona spośród wszystkich izb SN. Obecnie mamy ponad 7 tys. spraw do rozpoznania. To średnio 230 spraw na sędziego. W innych izbach te liczby są mniejsze, wynoszą nawet ok. 60 spraw na sędziego. Bardzo bym chciała zagwarantować stronom rozstrzygnięcie na etapie przedsądu w czasie 6 miesięcy, zaś merytoryczne rozpoznanie sprawy w ciągu roku. Niestety nie jest to możliwe, ponieważ brakuje nam sędziów.

Wakatujące stanowiska to wynik kryzysu w SN. Jak ocenia pani szansę na jego zażegnanie?

Po pierwsze, sędziowie nie powinni zajmować się dzieleniem samych siebie na neosędziów i paleosędziów. To czysty absurd. Myślę, że gdyby sędziowie skupili się na rozpoznawaniu spraw, a nie na ocenianiu kolegów, mielibyśmy większe szanse na to, by efektywnie realizować zadania, które stoją przed SN. Po drugie, zwracałam się zarówno o ogłoszenie konkursów na wolne stanowiska, jak i o delegacje do SN. Ostatecznie bez skutku. Występowałam jeszcze o jedno. Być może nie jest to wygodne dla polityków, ale wymagałoby poważnego rozważenia. Zakres kognicji SN, jeżeli oczekiwać od niego efektywnego działania w zakresie ujednolicania orzecznictwa, jest za szeroki. Konstytucja gwarantuje rozpoznanie sprawy w dwóch instancjach, nie gwarantuje prawa do rozpoznania każdej sprawy przez SN, zaś skarga kasacyjna ma służyć celom publicznym. Tymczasem próg kwotowy spraw, którymi zajmuje się SN, od 20 lat się nie zmienił, choć np. średnie wynagrodzenie jest prawie czterokrotnie wyższe. Podstawowy próg dopuszczalności skargi kasacyjnej to 50 tys. W 2005 r., kiedy go wprowadzono, był równy około dwudziestu przeciętnym wynagrodzeniom, zaś w 2025 r. odpowiada tylko sześciu. Zmiany wydają się niezbędne.

Liczy pani na to, że władza ustawodawcza porozumie się z prezydentem i zakończy ten kryzys?

Nie mam wątpliwości, że w końcu musi się tak stać. Kluczowe jest to, by sądownictwo chroniło interesy obywateli. Do tego potrzeba odpowiednich ram prawnych i zażegnania podziałów opartych na kryterium tego, jaki skład KRS wystąpił z wnioskiem o powołanie konkretnego sędziego. To naprawdę przedziwne, że sędziego z 20-letnim letnim stażem określa się mianem neosędziego i deprecjonuje jego pracę, choć równocześnie nie stawia się ani zarzutów co do jego profesjonalizmu, ani nie przedstawia konkretnych dowodów braku niezależności i bezstronności.

Pełna wersja wywiadu we wtorkowym wydaniu DGP