Niektórym zmianom w RIO sprzeciwiają się także senatorowie partii. Nawet jeśli rząd przeforsuje swoje propozycje, to jego kontrola nad wydatkami gmin może być iluzoryczna.
/>
O projekcie ustawy dotyczącym funkcjonowania regionalnych izb obrachunkowych zrobiło się głośno 8 czerwca, gdy Sejm dał zmianom zielone światło. Wczoraj nad dokumentem pochylili się senatorowie.
Kontrowersje budzą dwa aspekty. Pierwszy dotyczy zwiększonego zakresu kontroli w samorządach. RIO będą mogły badać długi zaciągane przez lokalne władze (np. pod nowe inwestycje) nie tylko pod kątem legalności, ale też gospodarności. Drugi aspekt to roszady personalne, które czekają RIO po wejściu ustawy w życie. Prezesi izb nie będą wybierani w drodze konkursów, lecz wskaże ich premier na wniosek szefa MSWiA. To też oznacza, że kadencje obecnych prezesów i ich zastępców wygasną z mocy prawa.
Część PiS jest przeciw
Samorządy nie zostawiają suchej nitki na tych propozycjach. – Podlegli rządowi urzędnicy RIO będą mogli uznaniowo podważać decyzje rad gmin i miast, wójtów, burmistrzów i prezydentów – przekonuje Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic i szef Związku Miast Polskich.
Co ciekawe, podobne opinie można usłyszeć w samym PiS. Jeszcze kilka godzin przed wczorajszym posiedzeniem senackich komisji nasi rozmówcy nie kryli wątpliwości. – Pytanie, czy nie lepiej byłoby zachować konkursy przy obsadzaniu stanowisk prezesów. Uważam, że to byłoby sensowniejsze. Kryterium gospodarności też może być różnie interpretowane. Mogą się pojawić zarzuty o walkę na tle politycznym – wskazuje Andrzej Pająk, wiceprzewodniczący senackiej komisji samorządu terytorialnego i administracji państwowej.
Wygląda więc na to, że – jeśli Senat cofnie projekt do Sejmu i będzie domagać się liberalizacji projektu – w PiS może dojść do istotnego rozłamu.
Ale nawet jeśli rząd przeforsuje reformy, to i tak w praktyce mogą się one okazać skuteczne jedynie na papierze. Powód jest prosty – RIO brakuje ludzi i mocy przerobowych, by prowadzić kontrole w dużo szerszym zakresie niż obecnie. – W mojej ocenie bez zwiększenia liczby etatów, w tym kontrolerskich, i zwiększenia wynagrodzeń dla pracowników izby nie będą w stanie realizować zadań przy zachowaniu wysokich standardów działalności nadzorczej, opiniodawczej i kontrol- nej – mówi Grażyna Wróblewska, przewodnicząca Krajowej Rady RIO.
Według stanu na koniec 2016 r. regionalne izby zatrudniały pracowników na 1278 etatach. Z tego tylko ok. 63 proc. to były osoby w wydziałach kontroli gospodarki finansowej oraz informacji, analiz i szkoleń. Jak szacuje Wróblewska, aby sprostać wymogom ustawy szykowanej przez PiS, należałoby zwiększyć zatrudnienie w RIO o co najmniej 10–15 proc. A to dodatkowy koszt rzędu kilkunastu milionów złotych rocznie.
– Będziemy omawiać ten problem – deklaruje senator PiS Andrzej Pająk.
Dwa lata szkolenia
Tylko w okresie 2013–2016 z RIO odeszło 240 pracowników. Często przechodzili do administracji samorządowej lub rządowej, gdzie ich wiedzę wyceniono wyżej niż w RIO. Zjawisko to działa paraliżująco na prace izb. – Okres przygotowania nowego pracownika wydziału kontroli do samodzielnego wykonywania zadań wynosi około dwóch lat. Odejście pracownika po 3–4 latach od zatrudnienia znacznie obniża efektywność pracy – przyznaje przewodnicząca Krajowej Rady RIO.
Ponadto eksperci przewidują, że wyposażeni w większe uprawnienia i zakres obowiązków pracownicy RIO oraz przedstawiciele Najwyższej Izby Kontroli będą wzajemnie wchodzić sobie w drogę. Uwagę na to zwrócił prof. Hubert Izdebski, współautor reform samorządowych.
– Nawet jeżeli występuje potrzeba przyznania regionalnym izbom także uprawnień kontrol- nych, nie mogą one dublować sfery działania NIK – stwierdza profesor w opinii, którą otrzymali senatorowie.
Lokalni włodarze sugerują, że nie o efektywność kontroli chodzi, tylko o stworzenie nowego narzędzia do wybiórczego zwalczania przeciwników politycznych PiS. Dlatego mają nadzieję, że budzący ich sprzeciw projekt ustawy uda się jeszcze zahamować. – Szykujemy ekspertyzę dotyczącą faktycznych skutków wdrożenia przepisów. Na jej podstawie będziemy się zastanawiać, jak dalej postępować. Jesteśmy już pewni niekonstytucyjności projektu – komentuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Może prezydent pomoże
Realnie wachlarz możliwości samorządowców jest niewielki. W rozmowach z DGP wskazują na dwie opcje. Pierwsza to skierowanie sprawy do TK. Część włodarzy patrzy na to sceptycznie, uznając, że trybunał i tak orzeknie po myśli partii rządzącej. Ale niektórzy wójtowie przypominają niedawne orzeczenie, w którym TK stanął okoniem i stwierdził niekonstytucyjność rozporządzenia wydanego przez premier Beatę Szydło 28 grudnia 2015 r. (uchylało ono wcześniejsze rozporządzenie wydane przez Ewę Kopacz, a dotyczyło utworzenia dwóch nowych gmin – Szczawy i Grabówki).
Druga opcja to szukanie poparcia u głowy państwa. Wiadomo, że na problem nowelizacji ustawy o RIO samorządowcy zwrócili uwagę Andrzejowi Dudzie podczas niedawnego spotkania w Pałacu Prezydenckim. W ostatnim czasie prezydent stanął po ich stronie, otwarcie sprzeciwiając się planom Jarosława Kaczyńskiego dotyczącym wprowadzenia zasady dwukadencyjności z mocą wsteczną już od przyszłorocznych wyborów lokalnych. Samorządowcy liczą na to, że prezydent znów im pomoże.