Marcin K. Schirmer Potrzebna jest powszechna ustawa reprywatyzacyjna, która obejmie cały kraj, a nie tylko Warszawę
WYWIAD
Nieobecność spadkobierców nieruchomości warszawskich w radzie społecznej działającej przy komisji weryfikacyjnej to błąd?
Błąd to mało powiedziane. Rozumiem, że w radzie powinni znaleźć się przedstawiciele organizacji lokatorskich, ale nie można zapominać o reprezentantach spadkobierców prawowitych właścicieli, których przecież sprawa zwrotów dotyczy najbardziej. To są ludzie, którzy utracili prawa własności nieruchomości na mocy dekretów komunistycznych, a których teraz traktuje się jak obywateli drugiej kategorii. Nikt nawet nie chce z nimi rozmawiać.
A zgłaszali państwo chęć uczestnictwa w pracach?
Tak. Zarówno formalnie, wysyłając stosowne pismo, jak i przeprowadzając szereg rozmów z przedstawicielami PiS.
Była jakaś reakcja?
Żadnej.
Czy komisja weryfikacyjna jest w ogóle potrzebna?
To zależy, z jakiego punktu widzenia będziemy na to patrzeć. Ja generalnie nie neguję samej idei. Komisja jest potrzebna, bo rzeczywiście na terenie Warszawy miały miejsce różnego rodzaju nieprawidłowości. I ktoś powinien spróbować to rozliczyć. Podstawową cechą komisji jest jednak to, że rozpatruje sprawy, które miały miejsce w przeszłości. Nie ma nic wspólnego z rozwiązywaniem problemów, które dopiero się pojawią. Zakładając więc wariant najbardziej optymistyczny, że komisja wszystkie przypadki nieprawidłowości zidentyfikuje, napiętnuje i ukarze sprawców, przywracając praworządność – to nie znaczy, że problem reprywatyzacji zostanie rozwiązany, on dalej będzie istnieć. Roszczenia wciąż będą zgłaszane, postępowania zwrotowe prowadzone. Czy za 5 lat mamy powołać nową komisję, by sprawdziła, czy wszystko przebiegało prawidłowo?
Czyli konieczne jest wprowadzenie rozwiązania kompleksowego i uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej?
Właśnie. Tylko ona raz na zawsze uporządkowałaby kwestie praw własności, i to nie tylko na terenie stolicy, ale w całej Polsce. Wskazałaby, komu należą się zwroty w naturze, a komu zadośćuczynienie.
Jak taki akt miałby wyglądać? Już kiedyś proponowano bony czy mienie zamienne. Wszystko spaliło na panewce.
Pomysłów przez lata rzeczywiście było wiele. Natomiast ustawa powinna przede wszystkim precyzować, komu ewentualnie powinny przysługiwać roszczenia do nieruchomości, i to w całym kraju, nie tylko w Warszawie, i jakie warunki muszą te osoby spełnić. Co do formy rekompensaty możliwości są różne i jesteśmy otwarci na propozycje. Mogą to być procentowo określone odszkodowania, których wypłata rozłożona zostałaby w czasie, przekazanie mienia zamiennego, papierów wartościowych, a w sytuacjach, w których jest to możliwe, zwrot nieruchomości w naturze.
Wiele majątków przed upaństwowieniem było zadłużonych.
Ten argument podnoszony jest przez przeciwników reprywatyzacji. Nie neguję tego, że zadłużenie miało miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że po pierwsze odebrane nieruchomości przez 70 lat były użytkowane przez Skarb Państwa, a wtedy wchodzą w grę odszkodowania za nieuprawnione użytkowanie, które mogą wielokrotnie przewyższać kwoty zadłużeń. Po drugie należy pamiętać, że np. zdecydowana większość majątków ziemskich zadłużona była nie w instytucjach państwowych, ale prywatnych bankach. Skarbowi Państwa tym samym nic do tego.
Ilu majątków ziemskich dotyczył problem upaństwowienia?
Szczegółowych statystyk nie ma. Można powiedzieć, że w 1944 r. upaństwowiono ok. 10 tys. majątków ziemskich. Żaden z nich dotąd w pełni nie powrócił do rodzin uprawnionych.
Te miały prawo pierwokupu, gdy nieruchomości chciała pozbyć się Agencja Nieruchomości Rolnych.
Prawo pierwokupu przysługiwało tylko tym, których majątki nie zostały rozparcelowane i które rzeczywiście pozostawały w gestii ANR. W efekcie rozwiązanie to dotyczyło jedynie małego procenta nieruchomości zlokalizowanych z reguły na terenie Wielkopolski i Kujaw. Pierwokup sprowadza się jednak do tego, że osoba, której zabrano majątek, a która starała się go odzyskać, musiała go po prostu odkupić. Przyzna pani, że nie jest to forma realizacji roszczeń, którą stosuje się w cywilizowanych państwach prawa. Mimo to były jednostkowe przypadki bardzo zamożnych rodzin, które z tego rozwiązania skorzystały.
Reasumując: spadkobiercy właścicieli nieruchomości ziemskich są w jeszcze gorszej sytuacji od spadkobierców gruntów warszawskich.
Zgadza się. Byliśmy upaństwawiani na podstawie dwóch różnych aktów prawnych. W dekrecie Bieruta dotyczącym stolicy zapisano, że właściciele nieruchomości zgłosić powinni w terminie 6 miesięcy od nacjonalizacji wniosek o ustanowienie prawa własności czasowej i na tej podstawie mogą się dziś starać o zwrot. Choć oczywiście postępowania toczą się latami. Natomiast jeśli chodzi o poszkodowanych na podstawie dekretu o reformie rolnej, sytuacja jest patowa: nie ma podstaw prawnych do żądania zwrotu albo rekompensaty za znacjonalizowane mienie: ziemię, folwarki, lasy, budynki gospodarcze. Na przestrzeni ostatnich lat udało się nam wywalczyć jedynie możliwość wystąpienia na drodze administracyjnej do wojewody o uznanie, że dom mieszkalny, czyli tzw. zespół pałacowo-parkowy, nie podlegał reformie rolnej. Udowodnienie tego stanowi podstawę do zwrotu tej części upaństwowionego mienia. Postępowania dowodowe w tej sprawie nie są jednak łatwe, każdorazowo należy bowiem wykazać, że między domostwem a gospodarstwem rolnym nie było tzw. związku funkcjonalnego. Potrzebne jest prawo, które w końcu rozwiąże ten problem. Potrzebna jest powszechna ustawa reprywatyzacyjna, która obejmie cały kraj, nie tylko Warszawę. ⒸⓅ