Nowe przepisy o dostępie do informacji namieszały w głowach urzędnikom. Ci nagminnie mylą teraz informację publiczną z informacją sektora publicznego. Problemy są też przy rozpatrywaniu wniosków o ich udostępnianie w celu ponownego wykorzystywania.
Wskazuje na to analiza orzecznictwa sądów administracyjnych, które kształtuje się na gruncie stosowania ustawy z 25 lutego 2016 r. o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 352 ze zm.; dalej: u.p.w.i.s.p.). Weszła ona w życie dokładnie 16 czerwca 2016 r.
Celem uchwalenia nowych przepisów było uporządkowanie przywołanej problematyki. Nie chodziło o rewolucję w dotychczasowych regulacjach, a raczej o ich doprecyzowanie. Nie oznacza to jednak, że przenosząc zagadnienie w tym zakresie z ustawy z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1764 ze zm.; dalej: u.d.i.p.) do całkiem odrębnego, wspomnianego wcześniej aktu prawnego, nie zdecydowano się wprowadzić określonych nowości. I to właśnie one budzą wątpliwości, gdy przychodzi do ich praktycznego stosowania.
Kłopotliwa definicja
Uchwalając nową ustawę, wprowadzono podział na informację publiczną i informację sektora publicznego. Określona w art. 2 u.p.w.i.s.p. definicja informacji sektora publicznego jest szersza i obejmuje zarówno informację publiczną, jak i inne treści będące w posiadaniu podmiotów, które na mocy art. 3 u.p.w.i.s.p. są zobowiązane do udostępniania publicznych danych w celu ich ponownego wykorzystywania. Chodziło o to, by podmioty trzecie mogły przetwarzać zasoby, które niekoniecznie są informacją publiczną, np. materiały biblioteczne, archiwalne albo muzealia.
O ponownym wykorzystywaniu informacji przez podmiot zewnętrzny mowa jest wtedy, gdy ma ona służyć komercyjnemu lub niekomercyjnemu celowi innemu niż ten pierwotny o charakterze publicznym. Problem polega na tym, że urzędnicy oraz pracownicy innych zobowiązanych instytucji zbyt szeroko traktują to wskazanie, myląc ponowne wykorzystywanie informacji z jej rozpowszechnianiem przez wnioskodawcę.
Tymczasem nie każde późniejsze udostępnienie danych pozyskanych od organu stanowi ich ponowne wykorzystywanie. Przekonał się o tym burmistrz jednego z małopolskich miast. Ocenił, że skoro wnioskodawca otrzymane z urzędu informacje publikuje później w lokalnym portalu internetowym i przy okazji zarabia na reklamach, to jego pytania należy traktować jako wnioski o udostępnienie danych w celu ich ponownego wykorzystywania. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie zakwestionował taki tok rozumowania. W wyroku z 17 listopada 2016 r. (sygn. akt II SAB/Kr 140/16) stwierdził, że z ponownym wykorzystywaniem informacji mamy do czynienia wtedy, gdy zamiarem wnioskodawcy jest przetwarzanie pozyskanych publicznych danych w celu rozwoju ekonomicznego, naukowego lub informatycznego.
Ponowne wykorzystywanie informacji zmierza do wytworzenia wartości dodanej, np. zaprojektowania nowatorskiego rozwiązania wykorzystującego zasoby danych posiadanych przez urzędy. I właśnie tym różni się od zwykłego rozpowszechniania informacji publicznej.
Decyduje wniosek
W ślad za trudnością podmiotów zobowiązanych do właściwego rozgraniczania, czy wnioski, które do nich trafiają, są po prostu zwykłymi pytaniami o informację publiczną, czy też prośbami o udostępnienie danych w celu ich późniejszego ponownego wykorzystywania, idzie błędne przypisywanie sobie przez te podmioty określonych kompetencji.
Otóż sądy administracyjne negatywnie oceniają praktykę dokonywania przez urzędników samodzielnej oceny we wspomnianym zakresie. WSA w Gorzowie Wlkp. w wyroku z 9 lutego 2017 r. (sygn. akt II SAB/Go 173/16) stwierdził, że adresat wniosku nie ma uprawnienia do przekwalifikowania złożonego żądania udostępnienia informacji publicznej w żądanie przekazania informacji w celu jej ponownego wykorzystania. Oznacza to w praktyce tyle, że jeśli z treści złożonego wniosku wprost nie wynika, że chodzi o udostępnienie danych w celu ich ponownego wykorzystywania, to podmiot zobowiązany nie może domyślnie uznać, że taki był zamiar autora żądania. Urzędnicy nie mają więc prawa posługiwać się swego rodzaju domniemaniem. Zaakceptowanie opisywanej praktyki mogłoby nawet prowadzić do sytuacji, w której samodzielnie zmienialiby kwalifikację wniosku tylko po to, żeby stosować bardziej sformalizowany, a co za tym idzie – bardziej uciążliwy dla obywateli tryb dostępu do danych (wyrok WSA w Krakowie z 16 stycznia 2017 r., sygn. akt II SAB/Kr 146/16).
Lepiej nie milczeć
Sądy administracyjne wskazują, że rozróżnienie dwóch trybów dostępu do publicznych danych nie jest jasne i oczywiste, dlatego kłopoty w stosowaniu przepisów są czymś naturalnym. WSA w Krakowie w wyroku z 17 listopada 2016 r. (sygn. akt II SAB/Kr 140/16) stwierdził, że nie może być mowy o celowym i lekceważącym zachowaniu organu, a także braku woli do załatwienia sprawy, gdy ten podejmuje, co prawda błędne, ale jednak faktyczne czynności zmierzające do rozpatrzenia wniosku o udostępnienie informacji publicznej w celu jej ponownego wykorzystywania. Z punktu widzenia urzędników ważne jest więc, by nawet w razie wątpliwości co do sposobu załatwienia sprawy podejmować działania, które potwierdzą chęć udzielenia odpowiedzi. Może to mieć kluczowe znaczenie w kontekście ewentualnej oceny bezczynności organu.