Moje drzewo – moja sprawa? Co możemy zrobić z tym, co nasze? Czy wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się twój nos? Nie szukaj odpowiedzi ani u korwinistów, ani u zandbergowców.
Jedno z pierwszych zdań, których nauczyła się moja dwuletnia córka, brzmi: „To jest moje”. Jej są lalka, wózek, soczek. Do niej – jej zdaniem – należy wszystko, o czym jasno i wielokrotnie nie powiedziano, że jest mamy bądź taty.
Nie mam pojęcia, czy podobnie wysoko rozwinięte poczucie posiadania mają inne dwulatki, ale w końcu każdy z nas prędzej czy później je sobie wyrabia. Chęć posiadania czegoś na własność mają nie tylko osoby z listy 100 najbogatszych Polaków, lecz także, jak podejrzewam, lewicowcy chcący wszystko dokoła opodatkować. Nawet komunista Fidel Castro musiał mieć coś własnego, czym nie chciał się dzielić. Nasze codzienne, nie intelektualne, lecz praktyczne podejście do własności celnie podsumowują słowa piosenki zespołu Mr. Zoob: „Mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi więc, co mam robić”.