Cena skupu pszenicy w ciągu kilku tygodni spadła o prawie 100 zł, kilka milionów ton ziarna wciąż czeka na chętnych, a tych brakuje. Przetwórcy spodziewają się, że będzie można kupować jeszcze taniej.
– Na rynku widać delikatne poruszenie, ale nadal w większości są to zakupy typu hand to mouth, tj. mające zaspokoić bieżące potrzeby przetwórców. Generalnie nadal jest bardzo dużo towaru i kupujący mogą przebierać w ofertach – mówi DGP jeden z pośredników w handlu zbożem. Podkreśla, że widać obecnie działanie kilku czynników: na całym świecie są spodziewane rekordowe zbiory, a popyt spada, bo światowa gospodarka wchodzi w recesję. Jego zdaniem trochę zboża idzie na eksport, ale nie na tyle dużo, żeby wykorzystać w pełni skromne możliwości polskich terminali zbożowych.
– Według Izby Zbożowo-Paszowej w kwietniu nasz eksport poprzez porty wyniósł pół miliona ton. Tymczasem terminale są w stanie obsłużyć ruch rzędu 700 tys. t – komentuje Karol Olszanowski, prawnik i ekonomista związany z branżą rolną.
Grzegorz Rykaczewski, ekonomista i analityk rynku rolnego z banku Pekao SA, podkreśla, że dane ze skupów są publikowane z opóźnieniem i nie dysponujemy w tej chwili twardymi liczbami opisującymi bieżący obrót w kraju, aby móc jednoznacznie stwierdzić, czy na rynku zaczął się większy ruch. Tłumaczy, że nie można analizować sytuacji na polskim rynku bez odniesienia do tego, co się dzieje na świecie.
– Od drugiej połowy ubiegłego roku ceny pozostają w trendzie spadkowym – zaznacza. Twierdzi, że możliwy jest dalszy zjazd. – Prognozy dla unijnej produkcji zbóż są jak na razie dosyć pozytywne. Oczywiście są czynniki ryzyka, które mogą zmienić sytuację. Oprócz pogody są to kwestie związane z funkcjonowaniem czarnomorskich portów. W ostatnich tygodniach Moskwa, która sama ma problem z niskimi cenami zbóż, kilkukrotnie ostrzegała, że może zerwać porozumienia w kwestii wysyłki ziarna drogą morską. Ale Rosja to największy eksporter pszenicy na świecie i także w jej interesie jest, aby porozumienie funkcjonowało. Ponadto jednym z największych odbiorców ziarna z Ukrainy są Chiny, kraj bliski Rosji. To zmniejsza ryzyko zerwania umowy – komentuje.
– Ruch na skupach jest coraz większy – stwierdził wczoraj Robert Telus, minister rolnictwa i rozwoju wsi. Polityk powołał się przy tym na dane Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, według których w magazynach rolników jest już o 40 proc. mniej ziarna niż pod koniec lutego. Oznaczałoby, że na rynku pozostało jeszcze 2,5–2,7 mln t nadwyżki powstałej w wyniku importu zbóż z Ukrainy, która ma zostać sprzedana do końca czerwca. Kiedy bowiem Telus obejmował resort rolnictwa, wskazywał, że według niego nadwyżka wynosi ok. 4 mln t zboża. Minister dodał jednak zaraz, że dotychczasowy skup nie osiągnął tempa oczekiwanego przez jego resort. Telus przyznał, że nie wie, czemu skup na razie nie idzie tak, jak zakładano.
W kwietniu eksport zbóż przez porty wyniósł tylko 500 tys. t
Odpowiedzią wydaje się cena. Obecnie tona pszenicy kosztuje mniej więcej 900 zł, podczas gdy jeszcze w kwietniu zbliżała się do 1 tys. zł. Stawka ta nie obejmuje dopłat, na które, w wyniku obietnic rządu, mogą liczyć rolnicy. Subsydia mają wyrównać rolnikom cenę skupu do 1400 zł za tonę pszenicy, co biorąc pod uwagę obecne realia rynkowe, wydaje się atrakcyjne. Wnioski o dopłaty można składać do 15 czerwca.
– Rolnicy, widząc tę datę, być może liczą na to, że na Matifie (giełda rolnicza w Paryżu – red.) cena wzrośnie, i co za tym idzie – wzrosłaby też w Polsce – powiedział wczoraj minister Telus. – Ja bym jednak zachęcał rolników, aby sprzedawać szybciej, opróżniać magazyny. Nikt dziś nie może zagwarantować, że ta cena będzie rosła lub będzie spadała. Ja tego też nie wiem i na pewno nie podejmę się takiej analizy – dodał.
Zdaniem Grzegorza Rykaczewskiego wejście w nowy sezon z wysokimi stanami magazynowymi w Polsce byłoby istotnym zagrożeniem. – Jeśli rolnicy faktycznie nie będą sprzedawać ziarna, to będzie to niepokojące nie z perspektywy obecnych cen za zboże, ale tego, co się stanie, jeśli zbiory faktycznie będą bardzo dobre. Wtedy presja na spadek cen może być silniejsza – ocenia. – Z tego punktu widzenia ruch z dopłatami wydaje się dobry. Im więcej uda nam się wywieźć zboża z kraju przed żniwami, tym lepiej zaabsorbujemy podaż związaną z nowym sezonem – dodaje.
Olszanowski zwraca uwagę na kwestie techniczne całej operacji. – Nie mamy faktycznego nadzoru nad krajową ilością zapasów. Sam resort rolnictwa ocenia je w ilościach między 4 mln a 8 mln t. Jeśli nawet optymistycznie założymy, że nadmiar na rynku to 4–5 mln t, oznaczałoby, że w obecnym tempie wywóz nadwyżki zająłby aż 10 miesięcy, czyli w czasie absolutnie nie do zaakceptowania. ©℗