Europa będzie światowym źródłem zbóż. Dlatego w dłuższym okresie polscy producenci nie powinni być zagrożeni importem z Ukrainy.

Jak podkreśla wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk, „rozwiązanie problemu tranzytu przez nasze terytorium zboża z Ukrainy jest nie tylko w naszej gestii, ale przede wszystkim administracji unijnej i amerykańskiej”. - Na tę chwilę to, co mogliśmy zrobić, już zostało wykonane - zapewnia.
W pierwszych dniach czerwca weszła w życie decyzja o czasowym zniesieniu w UE ceł na produkty z Ukrainy. - Obecnie ciężko jest ocenić skutki otwarcia Unii i Polski na import zbóż z Ukrainy, szczególnie w przypadku wstrzymanych ceł - mówi Jakub Jakubczak, analityk BNP Paribas.
Jak zauważa, w ostatnich 2-3 latach import pszenicy i kukurydzy z Ukrainy do Polski znacznie spadł, do poziomu 1-2 proc. całkowitego importu tych gatunków w Polsce. Sytuacja ta, dodaje, zmieniła się w ostatnich kilku miesiącach, ale tylko jeśli chodzi o kukurydzę. - W przypadku pszenicy obecnie eksport z Ukrainy jest znikomy (ok. 200 t w marcu 2022 r.) - wylicza.
Mariusz Dziwulski, analityk PKO BP, podaje, że z danych GUS wynika, że polski import kukurydzy w marcu i kwietniu wyniósł łącznie blisko 340 tys. t (z czego 281 tys. t pochodziło z Ukrainy). W porównaniu z analogicznym okresem w 2021 r. oznaczało to wzrost o 305 tys. t. Jednocześnie według GUS wzrósł również eksport kukurydzy z Polski - w dwóch pierwszych miesiącach po rozpoczęciu wojny, tj. w marcu i kwietniu, łącznie wyniósł 772 tys. t i był większy o 431 tys. t w porównaniu z rokiem wcześniej. - Polska pozostawała zatem wciąż eksporterem netto kukurydzy - akcentuje.
Według niego tygodniowe dane KE sugerują, że w maju wolumen kukurydzy zaimportowanej z Ukrainy mógł być zbliżony lub nieznacznie niższy niż w kwietniu.
- Oczywiście zwiększony import może się przyczynić lokalnie do obniżek cen, niemniej obecnie większy wpływ na ceny (na ich wzrost w relacji rocznej) ma niemożność eksportu ukraińskich zbóż drogą morską - podkreśla analityk PKO BP.
Zastrzega jednocześnie: - Warto śledzić sytuację, gdyż polski import może się zwiększyć po zbiorach w Ukrainie, co przy ograniczonych zdolnościach eksportu z Polski może skutkować zwiększeniem podaży w naszym kraju. Jednak o tym decydować będą możliwości wysyłek z Ukrainy do Polski, które także nie są nieograniczone.
Jakub Jakubczak przewiduje, że problemy może sprawiać logistyka. Jak dodaje, zbliżają się zbiory zbóż w Europie, które jeszcze bardziej ograniczą te możliwości. - Utrudniony eksport z Polski może doprowadzić do zalegania ukraińskich zbóż w Polsce, obniżając ich ceny i popyt na polski produkt - w kontekście świata niewiele to zmieni, jednak polski producent może w takiej sytuacji ucierpieć - przyznaje.
Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole, zauważa, że nasza infrastruktura do przechowywania zboża jest skrojona pod polskie potrzeby i może nie być w stanie obsłużyć zwiększonego handlu. - Do tego prywatne firmy nie podejmą się jej rozbudowy (np. terminali zbożowych), bo nie wiadomo, jak długo Ukraina będzie przesyłać zboże przez nasze terytorium, a inwestycje po prostu mogą się nie zwrócić - tłumaczy.
Co na to rząd? Jak mówi wicepremier Henryk Kowalczyk, nasze zdolności tranzytu zboża, już po maksymalnych uproszczeniach, wynoszą ok. 1,5 mln t.
Przypomina, że Unia Europejska zaproponowała utworzenie korytarzy solidarnościowych. - Czekamy na propozycje konkretnych rozwiązań - niezbędne są urządzenia do przeładunku, kontenery do transportu i cały system logistyczny - wskazuje.
Z kolei prezydent USA zapowiedział postawienie w Polsce silosów zbożowych. - W tym przypadku również oczekujemy na konkretne propozycje. Postawienie silosów jest złożoną kwestią techniczną - wybranie odpowiednich miejsc, przygotowanie gruntu pod duże obciążenia, postawienie samych silosów i oczywiście wyposażenie tych miejsc w odpowiednie urządzenia przeładunkowe. Realny czas na postawienie i uruchomienie takiego silosa wynosi klika miesięcy. To czas, który jest potrzebny na opracowanie projektu, uzgodnienia, wykonawstwo - opisuje wiceszef rządu.
Co na to branża zbożowa? - Zapowiedź prezydenta USA o wsparciu inwestycji związanych z budową silosów zbożowych w Polsce jest dobrym sygnałem na rzecz tymczasowego magazynowania i zwiększania możliwości eksportowych ukraińskich zbóż, ale na razie nie poznaliśmy jej konkretów - mówi Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
- Polska może i powinna pomóc w eksporcie zboża na rynki trzecie, by zapobiec światowemu kryzysowi żywnościowemu. Także dlatego, że gigantyczne ilości ukraińskiego zboża niosą za sobą zagrożenia dla krajowego rynku. Zwiększony handel zbożami może spowodować presję cenową na rodzime surowce, a zbyt duże ilości zbóż przeładowywanych po żniwach w portach mogą ograniczyć możliwości eksportu zbóż z Polski - przekonuje.
Jej zdaniem kluczowa w tym procesie jest rola i współpraca administracji krajowej oraz UE z uczestnikami rynku.
Jeżeli ukraińskie zboże zostanie w Polsce, dla naszego rolnictwa będzie to katastrofa

Rozmowa z Janem Krzysztofem Ardanowskim, posłem PiS, byłym minister rolnictwa.

ikona lupy />
Jan Krzysztof Ardanowski poseł PiS, były minister rolnictwa / Dziennik Gazeta Prawna
Jakie konsekwencje rodzi napływ do Polski zboża z Ukrainy i czy w kontekście widma głodu, które wisi m.in. nad Afryką Północną, to w ogóle jest problem?
Pomoc dla Ukrainy jest absolutnie oczywista, to jest polska racja stanu. Natomiast musi ona być racjonalna i organizowana w taki sposób, by nie zaszkodziła polskiej gospodarce. Jeżeli chodzi o żywność, zniesienie ceł i kontyngentów, którymi do tej pory był regulowany import do Unii, jest ogromnym zagrożeniem. Przez ostatnie lata Unia Europejska bardzo starała się ograniczać import z Ukrainy, po to by nie zaburzyć swoich rynków. Otwierała bezcłowe kontyngenty m.in. dla zbóż czy dla mięsa drobiowego, ale w określonych ilościach, tak by nie zniszczyć poszczególnych sektorów rolnictwa w UE. Ukraina zresztą to rozumiała i kierowała swój eksport w świat, szukając zbytu w Afryce Północnej, na Biskim Wschodzie czy w Azji, czyli tam, gdzie żywności brakuje. Teraz zniesiono cła i kontyngenty, a stracą na tym przede wszystkim kraje położone najbliżej Ukrainy. Tutaj ekonomia jest dość brutalna - w dużej mierze decydują koszty transportu. To zboże nie popłynie do Francji, Niemiec, Portugali czy Hiszpanii, tylko do Polski. Dla polskiego rolnictwa, które ma dobrą pozycję, rozwija produkcję - a wydaje się, że potrzeby świata wskazują na to, że powinniśmy jeszcze bardziej tę produkcję zwiększać - to może być ogromne zagrożenie. Dlatego Polska, czy szerzej UE, muszą pomóc Ukrainie w eksporcie poza Unię.
Jednak skoro wszyscy mówią, że w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie jest zagrożenie głodem, to może w ogóle wystąpić problem z nadmiarem zboża?
Tak jest na poziomie globalnych dywagacji, natomiast jak przychodzi do konkretnych działań gospodarczych - eksportu i importu, to decydują firmy. Już sama zapowiedź napływu zboża z Ukrainy sprawiła, że ceny - płacone rolnikom czy te deklarowane na po żniwach - spadły.
Czy można zatem zarządzić tym procesem, by pomóc Ukrainie i krajom narażonym na głód?
To jest do zarządzenia - trzeba pomóc w przewiezieniu tego zboża przez Polskę i wyeksportowaniu go w świat, aby nie zostało ono na naszym rynku. Na razie mamy jednak tylko zapowiedzi. Nie bardzo widzę, w jaki sposób pomóc Ukrainie, jeżeli są zablokowane porty Morza Czarnego. Pozostałe opcje - transport kolejowy czy drogowy - mogą mieć niewielki wpływ, mogą zrekompensować jakieś 15 proc. dotychczasowego eksportu morskiego. Jeżeli ono trafi do nas transportem lądowym i, nie daj Boże, zostanie w Polsce, to dla polskiego rolnictwa będzie to absolutna katastrofa. Zapowiadają się w miarę dobre zbiory. Co polscy rolnicy z tym zrobią, jeżeli jeszcze dodatkowo rynek zostanie zalany zbożem z Ukrainy? To jest poważny problem, na który zwracam uwagę. A jest on bagatelizowany w myśl zasady: „Jakoś to będzie”.
Polska nie dysponuje wielkimi możliwościami przeładunku w portach, one nie są przystosowane do dużo większego eksportu. Może problem tkwi też w tym, że nabrzeża są w rękach prywatnych firm, które może nie będą zainteresowane wielką pomocą w tym eksporcie, bo mają swoje umowy, kontrakty, logistykę, więc państwo jest tu w dużej mierze bezradne. Jeżeli chodzi o kolej, to szerokie tory w Ukrainie oznaczają konieczność przeładowywania. Tymczasem w Polsce mamy raptem jedną platformę, która pozwala przeładowywać z wagonów ukraińskich do polskich. Nie są to więc duże ilości. Były jakieś zapowiedzi, że Niemcy dostarczą kontenery i będą one transportowane do portów niemieckich. Nie wiem jednak, czy jest to realizowane.
A co z silosami zapowiedzianymi przez prezydenta Bidena?
To jest jakieś rozwiązanie sytuacji, żeby wywieźć zboże z Ukrainy w bezpieczne miejsce, gdzie Rosjanie go nie ukradną czy nie zniszczą. Ale poza bardzo ogólną deklaracją, nie słyszę, aby coś się działo w tej sprawie, a przecież sam proces inwestycyjny zajmuje wiele miesięcy. Pytanie też, kto ma to robić - czy elementy silosów trafią do nas z USA, czy zaangażowane będą firmy budujące silosy w Europie? Nie mam wiedzy, by coś się tu rzeczywiście posuwało. Powtarzam jednak, że generalnie Polska powinna być wyłącznie krajem tranzytowym, przez który zboże trafia do portów - i naszych, i litewskich czy niemieckich, natomiast absolutnie nie powinno ono zostać w Polsce.
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel