Wszystko wskazuje na to, że po uelastycznieniu przepisów o czasie pracy wkrótce przyjdzie czas na zmianę tych określających zawieranie i wypowiadanie umów.

W Ministerstwie Pracy przygotowano propozycje w zakresie podpisywania kontraktów na czas określony, na próbę czy telepracy. Zostaną też przedstawione koncepcje dotyczące uprawnień pracowników związanych z niezgodnym z prawem wypowiedzeniem czy rozwiązaniem umowy o pracę. Chodzi więc o kluczowe, z perspektywy każdego zatrudnionego, zagadnienia. Problem tylko w tym, czy ktokolwiek będzie wskazywał rządowi skutki proponowanych zmian dla zatrudnionych, postulował inne możliwości i kierunki zmian bardziej przyjazne dla pracownika.

Na najbliższy poniedziałek zaplanowane jest posiedzenie zespołu prawa pracy w komisji trójstronnej, na którym przedstawione zostaną rządowe propozycje zmian w umowach terminowych. Zaproszenie na spotkanie otrzymały też centrale związkowe, które kilka miesięcy temu przygotowały wspólne, uzgodnione propozycje w tym zakresie. Tyle tylko, że związki są obrażone i nie chcą uczestniczyć więcej w pracach komisji trójstronnej. Może się więc okazać, że ich głosu w tej sprawie zabraknie. W najlepszym razie ktoś przypomni oczekiwania związkowców. Oczywiście, gdy będą gotowe projekty konkretnych zmian, trafią one do związków do konsultacji w trybie ustawowym. Ale wtedy może być już za późno na wymianę argumentów, dyskusje i składanie propozycji.

Przypominam, że związki zawodowe reprezentują wszystkich pracowników, a nie tylko członków swoich organizacji. Gdyby było odwrotnie, mogą się obrażać na kogokolwiek, bo skutki tego miałyby ograniczony zasięg. Niestety tak nie jest, a bierność ich liderów dotknie wszystkich zatrudnionych. Zwykły niezwiązkowiec nie może egzekwować działania w jego imieniu przez organizacje, które przynajmniej na sztandarach walczą o interesy wszystkich. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że siła związków słabnie.

Oczywiście nikt nie oczekuje od nich cudów w rozmowach z pracodawcami i rządem, a jedynie tego, by robiły to, co do nich należy. Chociażby po to, by mieć czyste sumienie i móc spojrzeć w oczy ludzi, których interesy miało się reprezentować i przy okazji zasłużyć na mino faktycznego reprezentanta i wyraziciela interesów strony pracowniczej.