Powinna powstać publiczna baza informacji o miejscach pracy, dostępna dla wszystkich pracodawców i osób szukających zatrudnienia - mówi Profesor Urszula Sztanderska, Prodziekan Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Rząd chce ustawowo podzielić bezrobotnych na trzy grupy: aktywnych, wymagających wsparcia oraz oddalonych od rynku pracy. Do każdej z nich mają być przypisane odpowiednie formy wsparcia. Czy profilowanie podopiecznych urzędów pracy to rzeczywiście dobry pomysł?

Niewątpliwie wiążą się z tym pewne zagrożenia. Centralne ustalanie kryteriów podziału bezrobotnych może się stać kolejną zbiurokratyzowaną procedurą. Urzędnicy zostaną obciążeni dodatkowymi zadaniami, ale nie staną się bardziej efektywni. Wręcz przeciwnie – na pracę merytoryczną pozostanie im mniej czasu. Z drugiej jednak strony dzielenie bezrobotnych stosownie do ich sytuacji i dopasowanie do niej działań ma sens.

Czy to oznacza, że urzędom pracy trzeba zostawić więcej swobody w działaniu?

Dokładnie tak. Osoby pracujące z bezrobotnymi można przeszkolić i zalecić im klasyfikowanie podopiecznych do odpowiednich grup. Jednak kryteria wyboru, kogo przypisać do której grupy, urzędy powinny stworzyć same, mając na uwadze lokalne warunki. Polska ma bardzo zróżnicowane rynki pracy. Na niektórych obszarach w województwie świętokrzyskim, bezrobocie jest spowodowane utratą zatrudnienia w przemyśle. Te osoby należałoby przekwalifikować. Są regiony, gdzie pracy nie mają absolwenci uczelni, oraz takie, gdzie dominują osoby z niskimi kwalifikacjami. Są miejsca, z których trudno dojechać do większych miast, gdzie jest praca. Każda z tych sytuacji wymaga innego postępowania. Trzeba też mieć na uwadze indywidualną sytuację bezrobotnych. Niektórzy wymagają terapii antyalkoholowej, inni rozwiązania problemu opieki nad dziećmi lub chorym członkiem rodziny.

Jaki model podejścia do klientów urzędów pracy byłby w takim razie najlepszy?

Na Zachodzie pracownicy tych instytucji są szkoleni pod kątem rozpoznawania trudnych przypadków. Bezrobotni nie są tam kwalifikowani na podstawie ogólnych kryteriów, takich jak czas pozostawania bez pracy. Przeprowadza się bardziej dogłębne rozpoznanie ich sytuacji i otoczenia. Na tej podstawie próbuje się zidentyfikować główne przyczyny ich sytuacji. Jeżeli do takiej osoby pasuje prosta pomoc, to pozostaje ona przy instytucjach rynku pracy. Jeżeli natomiast wymaga innego rodzaju wsparcia, to korzysta się z modelu postępowania dla zagrożonych wykluczeniem społecznym. Urzędy pracy nigdzie nie rozwiązują problemów pozazawodowych.

Czy nie powinno się ich rozwiązywać poprzez współpracę urzędów pracy z pomocą społeczną?

Nie do końca. Pomoc społeczna również cechuje się usztywnieniem działań. Zmiana ustawy z pewnością nie przełamie niechęci do współpracy między OPS a urzędami pracy. Obie strony powinny być rozliczane z rezultatów, np. czy wspólnie udało im się zmniejszyć odsetek długotrwale bezrobotnych. Jeżeli będą sobie wzajemnie potrzebne, to ta współpraca nawiąże się w sposób naturalny. Odpowiednie środki finansowe powinny też trafić do agencji zatrudnienia, które zajmując się takimi osobami, mogą stosować mniej standardowe działania. Nie są one tak usztywnione przepisami, regulującymi dokładnie, na co można przeznaczyć pieniądze, wobec tego mogą być skuteczniejsze.

Co takiego może bezrobotnemu zaproponować agencja, a jest poza zakresem możliwości urzędu?

Publiczna służba zatrudnienia jest zależna od aktualnych, ściśle określonych programów, które ma w ofercie. Podlega też licznym przepisom ograniczającym swobodę jej działania. Formalizacja bierze się z obaw, że przy braku reguł środki publiczne zostałyby zmarnotrawione. A to nie pozwala rozwiązywać faktycznych problemów. Jeżeli ktoś jest alkoholikiem, to choćby miał potrzebne kompetencje, nie znajdzie pracy w ogóle albo nie utrzyma się w niej. To samo odnosi się np. do osób z trudnościami komunikacyjnymi. Obecnie urząd nie jest w stanie pomóc, gdy podstawowy problem bezrobotnego nie wynika z rynku pracy.

Czy nowy system profilowania bezrobotnych ma szansę lepiej funkcjonować niż obecne standardy obsługi w publicznych pośredniakach?

Już teraz urzędy pracy dokonują pewnego profilowania osób bezrobotnych. Nie uwzględnia ono jednak ich indywidualnej sytuacji. Teoretycznie temu mają służyć indywidualne plany działania, przypisane do każdego bezrobotnego. Problem w tym, że – ze względu na niskie zatrudnienie w urzędach – są one zbyt biurokratycznie obsługiwane. A według nowej ustawy obejmą wszystkich bezrobotnych. Skutek więc będzie taki, że staną się jeszcze bardziej sformalizowane, bo nie ma środków na to, by zwiększyć liczbę doradców w urzędach.

Czego brakuje w zapowiadanej reformie urzędów pracy?

W Polsce wciąż nierozwiązanym problemem jest ich współpraca z firmami. Ogranicza się ona do pozyskiwania ofert zatrudnienia. W niektórych krajach np. w Niemczech nastąpiło oderwanie pośrednictwa pracy od urzędów pracy. Postulują to też nasi pracodawcy i to ma sens. Pośrednictwo pracy musi być usługą powszechną. Każdy – także osoba niezarejestrowana jako bezrobotna – powinien mieć możliwość bezpłatnego skorzystania z niego. Należy wyodrębnić publiczne punkty wymiany informacji i usług, które będą kojarzyć pracodawców z pracownikami. Dzięki temu rynek będzie bardziej przejrzysty i ułatwi bezrobotnym przemieszczanie się za pracą. Do stworzenia takiego systemu potrzebna jest powszechna, elektroniczna baza informacji o dostępnych miejscach pracy, w której każdy będzie mógł zamieścić swoją ofertę. Dla osób niesamodzielnych należałoby stworzyć stanowiska doradców, którzy pomogą korzystać z takiego portalu.

Jakie propozycje reformy służb zatrudnienia są pani zdaniem korzystne?

Resort pracy powoli zauważa, że sytuacja każdego bezrobotnego jest inna i powinny być stosowane różne, indywidualne działania. Widać również otwarcie na współpracę z instytucjami niepublicznymi. Niestety proponowany system jest jeszcze niepełny. Pozostaje otwarte pytanie, czy mamy środki finansowe na taką pomoc. Nie wystarczy, że poszufladkujemy bezrobotnych, jeśli nie pójdzie za tym odpowiedni strumień pieniędzy. Próba reformy bez dodatkowych środków może okazać się kompletnie nieskuteczna.