1. Gospodarka
Popularnym zarzutem wobec zakazu handlu w niedzielę jest to, że zaszkodzi on gospodarce. Skoro ludzie nie będą wtedy kupować, stracą sklepy a z nimi także i producenci dóbr. Jednak, jak argumentują posłowie w uzasadnieniu projektu: „ilość środków dostępnych w budżetach domowych nie zmieni się”. To, czego nie kupimy w niedzielę, kupimy innego dnia tygodnia. Jeśli nie kupimy dokładnie tej rzeczy, wydamy środki na coś innego. Ponieważ zakaz handlu nie jest zakazem produkcji ani świadczenia usług, nie ucierpią możliwości podażowe gospodarki. Nie spadnie też popyt, zmieni się jedynie jego rozłożenie sezonowe.
Powyższy argument można rozwijać dalej, abstrahując zupełnie od religijnego kontekstu. Jeżeliby zakazać handlu w cztery z siedmiu dni tygodnia, jeszcze bardziej widoczne byłyby wiążące się z tym oszczędności. Zapotrzebowanie na sprzedawców spadłoby, przez co uwolnioną siłę roboczą można by zatrudnić w działalności produkcyjnej lub usługowej. Niekoniecznie oznacza to uwolnienie ponad połowy siły roboczej z sektora handlowego, ale gdyby ludzie przychodzili do sklepów tylko przez trzy dni w tygodniu, na pewno potrzeba by mniej praco-godzin do ich obsługi. Sprzedawcy przecież sporo czasu spędzają za ladą, czekając, aż ktoś przyjdzie do sklepu – takiego „marnotrawstwa” dałoby się uniknąć. Trudno też zaprzeczyć, że sklepy oszczędziłyby na kosztach oświetlenia, ochrony czy ogrzewania. Więc może pójść za ciosem i nie ograniczać się tylko do niedziel? Nim udzielimy pochopnej odpowiedzi, przyjrzyjmy się pozostałym punktom.
2. Małe sklepy
Gospodarcza neutralność lub nawet korzystność proponowanego rozwiązania podważana jest przez niektóre wyjątki. Jak napisano w uzasadnieniu projektu: „Proponowane rozwiązania przyczynią się ponadto do poprawy sytuacji finansowej małych rodzinnych sklepów, które od lat borykają się z nierówną konkurencją z dużymi placówkami handlowymi”. Nie wiem, na czym, zdaniem posłów, polega nierówna konkurencja, podejrzewam jednak, że chodzi po prostu o to, że wielkopowierzchniowe sklepy wygrywają rywalizację o konsumenta z mniejszymi placówkami. To zaś zapewne oznacza, że wygrywa efektywniejszy sposób dystrybucji produktów, angażujący mniej pracy na jednostkę sprzedanego towaru. Zezwolenie na działalność sklepów mniej efektywnych przy jednoczesnym zakazie handlu w dużych sklepach nie jest gospodarczo korzystne. Mimo tego, że leży w interesie rodzinnych sklepów, nie jest w interesie innych „rodzinnych” przedsięwzięć, których pracownicy kupują przez to w droższych sklepach.
3. Bezrobocie
Jeżeli zakaz handlu nie jest szkodliwy dla gospodarki, nie powinien wpływać na poziom bezrobocia. Jednak w momencie jego wprowadzenia zatrudnienie przejściowo na pewno by spadło. Nie jest bowiem powiedziane, że ludzie przez pozostałe sześć dni w tygodniu będą robić dokładnie takie same zakupy w tych samych miejscach, jak to zwykli robić w niedzielę. W szczególności mogą wydać swoje środki na usługi, na przykład zjeść posiłek w restauracjach, które będą mogły być otwarte. Zakaz handlu w niedzielę wywoła zatem nieuniknioną realokację zasobów, powodując przejściowy wzrost bezrobocia.
4. Kultura i rekreacja
Wbrew temu, co mówią niektórzy przeciwnicy zakazu, nie uważam, by zaszkodził on kulturze. Niewykluczone, że stracą kina w galeriach handlowych, choć i to nie jest takie pewne. Z tego, że ludzie nie będą chodzić do kin przy okazji zakupów, nie wynika, że kina stracą klientów. Wielu ludzi bowiem chodzi do galerii na zakupy zamiast pójścia do kina. Na pewno zyskają obiekty kulturalne poza centrami handlowymi, parki itp.
5. Wpływy podatkowe
W uzasadnieniu napisane jest, że: „Proponowany projekt ustawy nie obciąża budżetu państwa ani jednostek samorządu terytorialnego”. To prawda, że do jego wprowadzenia w życie nie są potrzebne pieniądze podatników. Jaki byłby jednak wpływ postulowanych zmian na przychody budżetu państwa? To zależy od charakteru dóbr, które byłyby kupowane, gdyby zakazano w niedzielę odwiedzania galerii handlowych. Jeżeli beneficjentem zmian zostałby alkohol czy to kupowany w restauracjach, czy nabywany w celu konsumpcji w domu, wpływy na pewno by wzrosły, gdyż jest to jeden z najbardziej opodatkowanych towarów. Podobnie jest z benzyną – jeżeli w niedzielę zamiast do sklepu ludzie jechaliby za miasto lub na działkę, spalając więcej paliwa, wpływy budżetowe także by wzrosły. Z kolei, gdyby częściej zostawano w domu, nie ruszając samochodu, wpływy z akcyzy na paliwo uległyby zmniejszeniu.
6. Dobrobyt i życie rodzinne
Główną motywacją posłów, którzy podpisali się pod projektem zmian, nie są oczywiście kwestie gospodarcze. Przekonują oni przede wszystkim, że zakaz handlu w niedzielę przyczyni się do poprawy dobrobytu zarówno pracowników sklepów, jak i rodzin, które nie będą „zmuszane” do robienia zakupów. Obydwie te kwestie budzą moje poważne wątpliwości. Pracownicy, którzy pracują w niedzielę, otrzymują za to dodatkowe wynagrodzenie. Dla niewykwalifikowanych osób w trudnej sytuacji materialnej jest to często jedyna szansa na szybkie pozyskanie dodatkowych dochodów w obliczu nieprzewidzianych wydatków. Choć na skutek zakazu handlu średnia płaca nie spadnie, jednak pracownicy dużo korzystający z nadgodzin stracą część dochodów.
Nieco bardziej złożona jest kwestia utraty dobrobytu przez osoby korzystające z usług galerii handlowych. Z jednej strony trudno zakładać (choć niewątpliwie wielu posłów tak właśnie robi), że wiemy lepiej, co ktoś powinien robić w swoim czasie wolnym. Niektórzy przecież pracują sześć dni w tygodniu i bardzo trudno byłoby im robić zakupy innego dnia niż w niedzielę. Z kolei czy rzeczywiście alternatywą dla rodzinnych zakupów jest rodzinny wyjazd na działkę, czy też raczej brak jakichkolwiek rodzinnych aktywności? Jedyny sensowny argument dobrobytowy, jaki znam, odwołuje się do koordynacji działań rekreacyjnych i jest moim zdaniem dość trafny w przypadku długich weekendów. Jednak ponieważ praca w niedzielę nie jest obowiązkowa, a niedziela to tylko jeden dzień, problem koordynacji wspólnego wypoczynku nie jest tu specjalnie istotny.
7. Demografia
Najbardziej kuriozalny argument, jaki można przeczytać w uzasadnieniu poselskiego projektu, brzmi następująco: „Pojawi się szansa na ożywienie centrów miast, parków, deptaków i skwerów, z których to coraz częściej ludność w dni wolne wysysana jest do podmiejskich centrów handlowych. Wszystkie te aspekty poprawią integrację i zacieśnią więzy rodzinne, co ma niebagatelne znaczenie – zwłaszcza przy tak dramatycznych prognozach demograficznych przedstawianych dla naszego kraju”. Czynniki determinujące liczbę posiadanych dzieci są daleko bardziej złożone niż to, co niezbyt wybrednie sugerują posłowie. Przyznam, że nie będę zaskoczony, jeżeli ten fragment trafi na jakieś portale, gdzie zamieszcza się niewybredne treści humorystyczne.
Podsumowując, głównym ekonomicznym grzechem zakazu handlu w niedzielę jest ingerencja w wybory ludzi, która ma trudne do przewidzenia skutki, grożące poważnym uszczupleniem dobrobytu. Długookresowy wpływ na gospodarkę proponowanego rozwiązania jest neutralny, choć w krótkim i średnim okresie wymaga ono szeregu kosztownych dostosowań, w tym zwalniania pracowników i likwidacji niektórych przedsięwzięć biznesowych.
Maciej Bitner