– Jeśli do pracujących na czas określony doliczymy także samozatrudnionych i podpisujących umowy cywilnoprawne, to pewnie okazałoby się, że łącznie stałej umowy o pracę nie ma 40 proc. pracujących – twierdzi Sławomir Paruch, radca
prawny z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
Prawo UE zapobiega nadużywaniu umów terminowych
/
DGP
Omijany kodeks
Nieskuteczność art. 25
1 k.p. wynika m.in. z tego, że nie ogranicza on okresu, na jaki można zawierać dwie pierwsze umowy terminowe. W praktyce mogą one trwać nawet po kilka lat. Dodatkowo w międzyczasie mogą wejść w życie
przepisy, które zmieniają zasady przekształcania kontraktów terminowych w stałe. Tak się stało np. gdy ustawa z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców (Dz.U. nr 125, poz. 1035 z późn. zm.) umożliwiła pracodawcom zawieranie więcej niż dwóch kolejnych umów terminowych, ale na łączny okres maksymalnie 24 miesięcy (do końca 2011 r.). Wreszcie wystarczy, że przerwa pomiędzy rozwiązaniem jednej umowy terminowej a nawiązaniem kolejnej przekroczy jeden miesiąc, aby nie przekształcała się ona w stały kontrakt (będzie to znów pierwsza umowa w rozumieniu art. 25
1 k.p.).
– W praktyce
przepis ten umożliwia zawieranie długotrwałych umów na czas określony. Nie ma podstawy prawnej, aby skarżyć ten artykuł do Trybunału Konstytucyjnego, ale NSZZ „Solidarność” rozważa, czy nie złożyć w tej sprawie skargi do Komisji Europejskiej (KE) – mówi dr hab. Marcin Zieleniecki, ekspert związku.
Podkreśla, że jeśli KE podzieliłaby opinię „Solidarności”, wystąpiłaby do państwa członkowskiego o dostosowanie krajowych przepisów do ustawodawstwa unijnego. Jeśli Polska nie spełniłaby tego wymagania, groziłyby jej postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE i ewentualna grzywna za niedostosowanie prawa krajowego do przepisów unijnych.
Czego wymaga Unia
Dyrektywa dotycząca pracy na czas określony (99/70/WE, Dz.U. UE.L. nr 175 str. 43) zobowiązuje kraje członkowskie do wprowadzenia co najmniej jednego z trzech wskazanych w niej ograniczeń zatrudnienia terminowego. Państwa mogą określić maksymalną długość kolejnych umów terminowych, liczbę odnowień takich kontraktów (tak jak obecnie w Polsce) lub ustalić obiektywne powody uzasadniające ich odnowienie.
– Najskuteczniejszą metodą z wymienionych jest wprowadzenie maksymalnego okresu zatrudnienia na czas określony. Jak wskazuje praktyka, nie sprawdziło się ograniczenie liczby odnowień umowy, a przy ich uzasadnianiu pewnie pojawiłyby się natychmiast wątpliwości, kiedy odnowienie jest zasadne, a kiedy nie – przekonuje Sławomir Paruch.
Podobnie uważają związki zawodowe.
– Ważne, aby mechanizm ograniczenia umów na czas określony był skuteczny. Gwarantuje to wprowadzenie zasady, że zatrudnienie terminowe nie może przekraczać danego okresu – potwierdza Marcin Zieleniecki.
Co ciekawe, takiemu rozwiązaniu nie są przeciwni pracodawcy. Rozbieżności dotyczą jednak maksymalnego terminu trwania umowy. Związki proponują, by było to 18 miesięcy lub – bardziej prawdopodobnie – 24 miesiące. Pracodawcy chcą, by był to dłuższy okres.
– Proponowaliśmy 36 miesięcy. Wprowadzenie takiego rozwiązania byłoby możliwe, gdyby jednocześnie uelastycznione zostały przepisy o czasie pracy, które dziś utrudniają działalność firm – argumentuje Monika Gladoch, radca prawny, ekspert Pracodawców RP.
Podkreśla, że wtedy nie obowiązywałby już art. 251 k.p., czyli zasada, że w stały kontrakt przekształca się trzecia umowa terminowa zawarta z tym samym pracownikiem.
Co negocjują partnerzy
Ustalenie maksymalnego okresu zatrudnienia terminowego to niejedyny sposób ograniczenia liczby zawieranych umów terminowych, jakie zgłaszano w trakcie rozmów w TK. Strona rządowa sygnalizowała np. możliwość wydłużenia okresu wypowiedzenia wraz z okresem trwania umowy na czas określony. Obecnie, jeśli umowa taka zawarta jest na czas dłuższy niż 6 miesięcy, strony mogą przewidzieć w niej możliwość rozwiązania stosunku pracy za dwutygodniowym wypowiedzeniem. Jeśli partnerzy dojdą do porozumienia w TK, wspomniany okres wypowiedzenia mógłby być wydłużany (np. do miesiąca lub dwóch miesięcy) wraz z czasem trwania umowy terminowej (np. po roku zatrudnienia).
– Nie mógłby to być jednak jedyny przepis, który miałby zapobiegać nadużywaniu umów na czas określony. Dodatkowo musiałaby obowiązywać np. zasada, że trzecia umowa na czas określony przekształca się w stałą – ocenia Katarzyna Grzybowska-Dworzecka, adwokat z Kancelarii Adwokackiej Głuszko & Grzybowska-Dworzecka.
Jej zdaniem wymaga tego wymieniona wcześniej dyrektywa unijna. Nie wskazuje ona długiego okresu wypowiedzenia jako środka ograniczającego zawieranie umów terminowych.
Z kolei pracodawcy proponowali też, aby obowiązywał maksymalny okres, na jaki można zawierać kontrakt terminowy, ale jeszcze np. przez dwa lata po przekształceniu się umowy terminowej w stałą (czyli po przekroczeniu maksymalnego okresu) pracodawca mógł ją wypowiedzieć bez uzasadnienia (to konieczne w przypadku umów na czas nieokreślony).
– Takie rozwiązanie byłoby zgodne z przepisami unijnymi, bo obowiązywałby maksymalny czas zatrudnienia terminowego – tłumaczy Katarzyna Grzybowska-Dworzecka.
Łatwiej na stałe
Zdaniem prawników najskuteczniejszym sposobem na zmniejszenie liczby terminowych kontraktów mogłoby być jednak złagodzenie przepisów o zatrudnieniu na czas nieokreślony. Dziś pracodawcy chcą go uniknąć, bo wiąże się ono z przywilejami pracowniczymi, w tym – oprócz wspomnianej już konieczności uzasadnienia zwolnienia – także np. z możliwością przywrócenia do pracy lub dłuższymi okresami wypowiedzenia.
– Sądzę, że najlepszą receptą dla rynku pracy byłyby likwidacja szczególnej ochrony przed zwolnieniem, która wiąże się z pracą na czas nieokreślony, oraz zmniejszenie zasiłków chorobowych. Pierwsze rozwiązanie zachęciłoby firmy do podpisywania stałych kontraktów, a drugie – zniechęciłoby pracowników do nadużywania uprawnień związanych ze stałym zatrudnieniem – uważa Sławomir Paruch.