Wydawać by się mogło, że jest sporo pracy. Od 35 tys. do ponad 80 tys. ofert zatrudnienia trafia co miesiąc do tzw. pośredniaków. W lutym było ich ponad 60 tys. Jednak w 80 proc. oferowane jest w nich minimalne wynagrodzenie. Albo niższe, jeśli propozycja zatrudnienia dotyczy na przykład połowy etatu – wynika z portalu publicznych służb zatrudnienia resortu pracy.
Na tylko takie wynagrodzenie może liczyć sprzedawca, który przyjmie ofertę np. w Słupsku, Ostrowie Wielkopolskim, Łodzi czy w Krakowie. Musi przy tym wykazać się doświadczeniem i umiejętnościami – m.in. łatwością w nawiązywaniu kontaktów.
Niewielkie zarobki oferowane są też kierowcom samochodów ciężarowych: pensje od 1,5 tys. do 3 tys. zł. Te wyższe wynagrodzenia zarezerwowane są dla tych, którzy gotowi są zarabiać w transporcie międzynarodowym. Takie etaty dla kierowców są m.in. w Puławach, Koszalinie, Warszawie, Nysie. Na tym samym poziomie są wynagrodzenia proponowane murarzom w różnych regionach kraju. Z kolei wśród ofert dla ślusarzy dominują etaty z minimalnym wynagrodzeniem, choć zdarzają się i wyższe, tak jak w Zabrzu – 2,5 tys. zł.
Trudno też znaleźć ofertę z wyższą niż pensja minimalna dla krawca czy krawcowej – a muszą się wykazać doświadczeniem i umiejętnością uszycia danej odzieży od początku do końca i umiejętnością przeróbek.
Zdarza się, że nawet informatykom proponuje się tylko 1500 zł miesięcznie, albo 750 zł – także tym, którzy mają wyższe wykształcenie. Oferty te pochodzą głównie z instytucji publicznych, np. z biblioteki, prokuratury, choć bywają także z firm prywatnych.
Dlaczego w urzędach pracy jest tak dużo ofert z najniższymi wynagrodzeniami? – Bo do pośredniaków trafiają głównie te, które nie znalazły zainteresowania w ogłoszeniach prasowych czy w internecie, bo były zbyt skromne – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP. – Nie brakuje jednak chętnych do pracy za minimalne wynagrodzenie. Pracodawcy nie czekają na nich długo, bo sytuacja na rynku pracy jest trudna – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP w Kwidzynie. Zastrzega jednak, że jak wynika z nieoficjalnych informacji powszechnym zjawiskiem jest również to, że oprócz oficjalnego wynagrodzenia pracownicy otrzymują dość często pewne kwoty także pod stołem.
W urzędach pracy rafiają się też zaskakująco wysokie propozycje wynagrodzeń. Np. jedna z firm poszukuje dyrektora generalnego oddziału z pensją ponad 21,3 tys. zł. Kandydat musi jednak biegle znać dwa języki: koreański i angielski oraz posiadać wyższe wykształcenie techniczne o kierunku elektronika.
3400 zł przeciętne wynagrodzenie w gospodarce
1500 zł wynosi płaca minimalna w Polsce
80 proc. liczba ofert pracy z minimalnym wynagrodzeniem w urzędach pracy
60,3 tys. liczba ofert pracy w lutym w pośredniakach
Komentarze (10)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeJa pamiętam z komuny, że wtedy rzeczywiście WYBIERAŁO się z kilku ofert pracy i to w dosyć krótkim czasie(około tygodnia), nawet z bezrobocia.To w takim razie jaką ja komunę pamiętam ( to były lata 80-te)???
A mieszkania ? Wszystkie były wynajmowane na takich samych zasadach cenowych.I dlatego nie czuć było różnicy.A teraz owszem, czuć różnicę, tylko znowu NIE MA ŻĄDNEGO wyboru. Dlatego bo jesteś biedny, a więc i leniwy, prawda ???
To, jak należy panie komuch, nazwać ten ustrój, w odniesieniu do niezamożnych ludzi ??? RUSKĄ STOŁÓWKĄ ???
Tylko co się zmieniło, w ciągu 2 miesięcy ? Przepisy o bezrobociu ? Nie. Wymagania PUP-ów ? Może, ale dlaczego ?
Coś mi się zdaje, że pracodawcy, za bardzo patrzą w telewizor na politykę.I kiedy tylko mogą to wykorzystują. A na przełomie roku, była informacja o podniesieniu składki dla pracodawców i media siały panikę, że nie opłaca się już zatrudniać na umowę o pracę.Taki właśnie mamy rachunek ekonomiczny w firmach ( mam nadzieję,że tylko tych które dają ogłoszenia o pracy do PUP-ów)
Taki jest nieodparty wniosek.Dedykuję panom naukowcom, od ekonomii.