O przeciążeniu uczniów pracami domowymi zaczęło być głośno przy okazji pierwszego rocznika, który zamiast do gimnazjum - trafił do siódmej klasy szkoły podstawowej. Choć pierwszy kurz po reformie Anny Zalewskiej już opadł, to dyskusja o pracach domowych powraca jak bumerang.

Do Rzecznika Praw Obywatelskich napływały skargi od rodziców. Wynikało z nich, że dzieci są przemęczone i zniechęcone do zajęć szkolnych. Nie są w stanie wypocząć, nie rozwijają swoich pasji. Rodzice zaś muszą poświęcać wolny czas na pomoc dzieciom w nadrabianiu zaległości lub pracę nad materiałem w domu. W związku z tym, Rzecznik zaapelował do MEN, aby podjąć debatę o systemowym rozwiązaniu problemu prac domowych. Zdaniem Adama Bodnara konsekwencje nadmiernego obciążenia dzieci mogą być groźne i dla rodzin, i dla całego systemu oświaty w Polsce. „Mogą o tym świadczyć krążące w sieci oświadczenia woli zdesperowanych rodziców, którzy nie wyrażają w nich zgody na dysponowanie przez szkołę pozalekcyjnym czasem ich dziecka – czytamy w wystąpieniu Rzecznika.

- Składanie przez rodziców oświadczeń o tej treści może prowadzić do konfliktów, podważania wiary w dobrą wolę nauczyciela i braku zaufania uczniów do władz szkolnych - pisze Adam Bodnar. Brak konkretnych wytycznych dotyczących zadawania prac domowych stawia nauczycieli w trudnym położeniu, gdyż muszą zrealizować podstawę programową oraz sprostać oczekiwaniom uczniów i ich rodziców, żądających wysokich wyników w nauce i dobrego przygotowania do przyszłych egzaminów.

MEN nie mówi „nie”, ale…

W przesłanej Rzecznikowi odpowiedzi, Ministerstwo Edukacji Narodowej podkreśla, że nauczyciel nie ma obowiązku zadawania prac domowych. - O tym, czy i jakie prace domowe zadawać swoim uczniom (w znaczeniu ilościowym i jakościowym), decyduje nauczyciel organizujący proces dydaktyczno-wychowawczy – odpowiedział RPO wiceminister edukacji Maciej Kopeć. Jego zdaniem „podejmując decyzję co do liczby oraz jakości zadawanych prac, nauczyciel powinien brać również pod uwagą obciążenie uczniów wynikające z realizacji programów nauczania innych przedmiotów. Im młodszy wiek dziecka, tym więcej czasu po powrocie ze szkoły powinno ono odpoczywać i bawić się. A im starszy uczeń i wyższy etap edukacyjny, tym cenniejsza jest jego praca samodzielna”.

W tej samej odpowiedzi czytamy jednak, że zdaniem MEN „prace domowe są nieodłącznym elementem systemu oświatowego i stanowią jedno z kluczowych narzędzi kształcenia w dyspozycji nauczycieli”. - Badania na uczniach amerykańskich pozwalają określić optymalny nakład czasu na odrabianie prac domowych. Trzeba jednak pamiętać, że uczniowie o różnym potencjale intelektualnym mogą poświęcić na poradzenie sobie z tym samym zadanym materiałem odmienny odcinek czasu. Obszerność prac domowych to kwestia bardzo indywidualna - zależna od metod dydaktycznych stosowanych przez danego nauczyciela i możliwości konkretnej klasy. Jakiekolwiek regulowanie czy też limitowanie czasu przeznaczanego na prace domowe jest więc z metodologicznego punktu widzenia niewykonalne – pisze wiceminister Maciej Kopeć.

Prace domowe w badaniach

W 2012 roku w badaniach PISA OECD sprawdziło, ile czasu na naukę w domu poświęcają uczniowie. Okazało się, że bardziej od polskich 15-latków są obciążeni tylko uczniowie z Estonii, Irlandii i Włoch. Średnia samodzielnego czasu przeznaczonego na naukę dla wszystkich krajów OECD wyniosła wówczas 5 godzin tygodniowo, dla Polski – blisko 7 godzin. Z innego badania OECD płynął jednak nieco inne wnioski.

Najnowsze opracowanie OECD Education at a Glance 2018 wskazuje, że polscy uczniowie cyklu Lower secondary (czyli mniej więcej dwóch ostatnich klas szkoły podstawowej) spędzają w szkole obowiązkowo średnio 827 pełnych godzin zajęć obowiązkowych rocznie. Tymczasem średnia dla państw OECD wynosi 913 godzin, a dla 22 państw Unii Europejskiej objętych badaniem sięga zaś 894 godzin. Spośród państw członkowskich OECD jedynie uczniowie litewscy i łotewscy spędzają w szkole mniej czasu: odpowiednio 787 i 794 godzin.
Zróżnicowana długość trwania godziny lekcyjnej (od 45 do 60 minut) w różnych państwach zmusiła autorów opracowania OECD do operowania godzinami zegarowymi, a nie lekcyjnymi. Tym samym dwie polskie godziny lekcyjne to półtorej godziny zegarowej wedle Education at a Glance. Po doliczeniu zajęć uznanych dla celów statystycznych za nieobowiązkowe (np. religii czy wychowania do życia w rodzinie) wskaźnik dla Polski wynosi 891 godzin - wciąż poniżej średniej dla państw OECD. Osiąga on wyższe stany np. we Francji (1135 godzin), Niemczech (916 godzin) czy Danii (1200 godzin).

Ze zdaniem MEN o konieczności zadawania uczniom prac domowych, zgadza się większość nauczycieli. Sprawdziły to badania IBE przeprowadzone w latach 2010-2014. Wynika z nich, że 97 proc. nauczycieli uważało prace domowe za konieczny składnik procesu edukacyjnego (55 proc. za zdecydowanie konieczny, a 42 proc. za raczej konieczny). Niemal wszyscy badani nauczyciele byli zdania, że głównym celem prac domowych jest nauka systematyczności i odpowiedzialności, ale także wskazywali na wzrost motywacji i zainteresowania przedmiotem, utrwalenie materiału oraz przygotowanie do sprawdzianów.

Okazuje się jednak, że te cele nie do końca są osiągane. Takie wnioski płyną z raportu Evidence Institute i ZNP. Jak czytamy „na poziomie szkół podstawowych prace domowe nie przynoszą spodziewanych korzyści w postaci poprawy efektów nauczania w kluczowych przedmiotach”. Efekty widać dopiero w kolejnych latach nauki.

Dla starszych uczniów (gimnazja, szkoły średnie) prace domowe przynoszą efekty w postaci poprawy wyników uczniów. Dla uczniów korzyści te odpowiadają efektom kilku miesięcy szkolnej nauki. Polskie gimnazja, które zadają średnio o 3 godziny tygodniowo więcej, mają wyższe wyniki i różnica ta odpowiada efektom jednego roku nauczania

Badania sugerują, że ważniejsza jest jakość zadań domowych, niż ich ilość. Jeśli uczeń rozumie, jaki jest cel tej pracy, oraz otrzymuje klarowną i zrozumiałą informację zwrotną po rozwiązaniu zadań domowych, to możemy się spodziewać pozytywnych efektów. Jeśli natomiast praca domowa to rutynowe zadania, które zazwyczaj nie są oceniane, to efekty mogą być znacznie słabsze.

Kluczowym badaniem dla RPO pozostaje jednak badanie TIMSS z 2015 r., z którego wynika, że mimo sukcesów w nauce, uczniowie w Polsce raczej nie lubią szkoły i nie wierzą we własne możliwości. W rankingu pozytywnego nastawienia wobec szkoły polscy uczniowie znaleźli się dopiero na 46. miejscu – tylko o trzy miejsca wyższym od japońskich, ostatnich na liście. W Europie są na samym końcu, wraz z Francuzami i Czechami. Nastroje sprzed czterech lat, potwierdza ubiegłoroczna edycja badań PISA, w którym polscy uczniowie odnieśli bardzo dobre rezultaty, ale bardzo źle znoszą szkołę: 54 proc. badanych uczniów deklaruje, że w szkole czuje się źle. Polscy nastolatkowie deklarują również, że nie czują satysfakcji z nauki i przestają wierzyć w swoje możliwości, gdy poniosą porażkę. We wszystkich tych kategoriach widać pogorszenie stanu w porównaniu do poprzedniej edycji badania.

Inicjatywy oddolne

Rozwiązanie problemu proponuje Porozumienie „Obywatele dla Edukacji”, które zainicjowało akcję #zadaNIEdomowe. Główna zmiana miałaby polegać nie tyle na rezygnacji z zadawania uczniom prac domowych, ale z uzgadnianiem z uczniami jak miałyby one wyglądać.

Istotą procesu jest wypracowanie “wspólnej polityki” w sprawie prac domowych i zmiana myślenia o nich:
• liczy się nie ilość, a jakość zadań domowych;
• warto zapytać uczniów, które zadania są dla nich użyteczne i naprawdę pomagają im się uczyć, zachęcają do rozwiązywania problemów i własnych poszukiwań;
• w XXI wieku ważna jest kreatywność, samodzielność i współpraca – także przy odrabianiu zadań.


- Sama rozmowa o sensie prac domowych może też pomóc uchronić wielu nauczycieli przed presją szkoły, rodziców i władz oświatowych. Wiemy przecież, że ogromna ilość i szczegółowość prac domowych to wynik warunków, w jakich przebiega dziś nauczanie, w tym: rozbudowanej podstawy programowej, silnego nacisku na wyniki egzaminów, a także oczekiwań niektórych rodziców, że ich dzieci będą jeszcze więcej czasu spędzać na nauce w domu – twierdzą inicjatorzy akcji.

Ze szkół płyną już pierwsze pozytywne sygnały.