Parę tygodni temu wyciekł dokument MSWiA o projektowanej polskiej polityce migracyjnej. W raporcie wspomina się m.in. o tym, że rozwiązaniem, które pomoże zapobiec potencjalnej przemocy na tle kulturowym, powinna być selektywna imigracja, a następnie asymilacja cudzoziemców, poprzedzana intensywnymi działaniami integracyjnymi. Jeżeli rząd zrealizuje postanowienia opisane w dokumencie, czy możemy liczyć na to, że pozycja pracowników z Ukrainy na polskim rynku wzmocni się?
Tak, oczywiście. Jeżeli rząd wdroży tę politykę, nie powinna ona uderzyć akurat w Ukraińców, którzy są nam bliscy kulturowo. Na razie dokument jest bardzo ogólny. Zgodnie z założeniami miałby powstać specjalny urząd, który będzie rejestrował cudzoziemców i nie będzie pozwalał na wjazd tych, którzy mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Polski rynek pracy może zatem w praktyce zamknąć się na kraje azjatyckie, ale przede wszystkim muzułmańskie.
W styczniu 2020 roku wchodzą w życie niemieckie przepisy o „wykwalifikowanej sile roboczej”. Czy w związku z tym możemy się spodziewać exodusu Ukraińców do Niemiec, mimo faktu, że generalnie rzecz biorąc dobrze czują się w Polsce?
Nie, exodusu nie będzie. Po pierwsze większość pracowników z Ukrainy to nie są fachowcy. Po drugie, warunkiem faktycznym funkcjonowania w Niemczech jest znajomość języka niemieckiego. Generalnie Niemcy nie potrzebują taniej siły roboczej, tylko wykwalifikowanej.
Czym więc jest ta „wykwalifikowana siła robocza”?
Chodzi o osoby, które mają potwierdzone co najmniej dwuletnie kwalifikacje zawodowe. Dyplomy i certyfikaty będą szczegółowo badane przez inspektorów, bowiem muszą odpowiadać wymaganiom, tj. być uznane za równorzędne z niemieckim. W tej chwili prawo do legalnego pobytu będzie dotyczyć nie tylko tych, którzy mają wykształcenie wyższe, ale również osoby, które posiadają wykształcenie kierunkowe. Może to być szkoła zawodowa, dyplom uczelni wyższej nie będzie warunkiem koniecznym.
Większość Ukraińców w Polsce pracuje niezgodnie z kwalifikacjami. Czy otwarcie niemieckiego rynku pracy będzie dla nich szansą?
Owszem, w Polsce jest dużo Ukraińców, którzy mają wykształcenie wyższe. Z moich obserwacji wynika jednak, że bardzo często ci pracownicy mają wykształcenie humanistyczne - mam tu na myśli politologów, prawników, historyków lub dziennikarzy. W mojej spółce pracuje na liniach produkcyjnych sporo osób z wykształceniem prawniczym. W swoim kraju nie mogą znaleźć pracy, ale Niemcy nie potrzebują prawników z Ukrainy, nie odpowiada to potrzebom ich rynku. Chcą na przykład zbrojarzy, betoniarzy, pielęgniarki i panie do opieki, programistów...
Niemiecka prasa omawiając temat liberalizacji rynku pracy nie za bardzo wspomina o Ukraińcach. Kogo więc chcą widzieć w swoim kraju?
Jeżeli chodzi o personel medyczno-opiekuńczy, wolą Filipinki, które wedle ugruntowanej od dziesięcioleci światowej opinii najlepiej nadają się do opieki. W branży IT stawiają na Hindusów, ponieważ hinduscy informatycy zdominowali światowy rynek. Jeśli mówimy o rzemieślnikach i budowlańcach, to tutaj Niemcy chcieliby sięgnąć po obywateli państw bałkańskich.
Dlaczego polski rynek pracy jest tak atrakcyjny dla Ukraińców?
Nasz rynek jest najbliższy geograficznie i najłatwiejszy, jeżeli chodzi o podjęcie pracy. Warto nie zapominać o tym, że spośród wszystkich krajów unijnych tylko Polska w tak dużym stopniu otworzyła się na pracowników ze Wschodu. W ramach ruchu bezwizowego, który obowiązuje od 2017 roku, Ukraińcy mogą podjąć pracę tylko u nas. W urzędzie wyrabiają oświadczenie i przez 90 dni mogą spokojnie pracować. Czechy z kolei wydają wizy robocze. W tym roku dla Ukraińców jest przewidzianych 40 tys. wiz. Czesi częściowo tolerują szara strefę, bowiem pracuje tam zdecydowanie więcej niż 40 tys. Ukraińców.
Na jak długo osoby zza wschodniej granicy przyjeżdżają do pracy?
Większość pracowników przyjeżdża średnio tylko na trzy miesiące. To wynika z tego, jak są skonstruowane przepisy, chodzi m.in. o ruch bezwizowy. Ci, którym udaje się wyrobić wizę roboczą typu D, przyjeżdżają na trochę dłużej, do 6 miesięcy. Najtrudniej pracownikowi zza wschodniej granicy jest uzyskać zezwolenie na pracę od roku do trzech lat, nie wspominając już o karcie pobytu. W stosunku do tej grupy osób posiadacze Karty Polaka są w bardzo komfortowej sytuacji.
W jakiej branży jest najwięcej Ukraińców?
Najwięcej Ukraińców pracuje przy produkcji przemysłowej. Linie montażowe, przetwórstwo spożywcze, pakowanie, logistyka. Na drugim miejscu jest tzw. budowlanka. Później już usługi, czyli np. sprzątaczki i kasjerzy. Ale Ukraińcy otwierają też własne, mniejsze biznesy. Pod tym względem bardzo szybko rozwija się branża kosmetyczna.
A jak wygląda sprawa z Białorusinami? Masowo do Polski nie przyjeżdżają.
Problem polega na tym, że tradycyjnie ich kierunkiem migracji jest Rosja, a na Białorusi obowiązują pewne obostrzenia, jeżeli chodzi o funkcjonowanie zagranicznych agencji pracy. Białorusin nie może wyjechać do pracy w odpowiedzi na ofertę polskiej agencji. Do naszego kraju musi go wysłać macierzysta firma. Nie bez powodu więc istnieją tam agencje, które są zarejestrowane jako turystyczne. Białorusinów wysyłają na wczasy, ale tak naprawdę do nas do pracy. Część Białorusinów przyjeżdża do nas przez Ukrainę.
Pańska spółka jest bardzo aktywna w Wietnamie. W jakich branżach przydaliby się azjatyccy pracownicy?
W Wietnamie są fachowcy, których brakuje nie tylko na polskim, ale również na europejskim rynku. Spawacze MIG-MAG, których u nas ze świecą szukać, operatorzy maszyn CNC, monterzy urządzeń AGD…a nawet filetowacze ryb, których bardzo brakuje w Polsce, szczególnie na wybrzeżu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jest łatwe zajęcie, ale naprawdę trudno jest prawidłowo je wykonywać. Pracownicy z Ukrainy, nawet po przeszkoleniu, potrafią źle pofiletować, po czym towar jest do wyrzucenia. W wielu branżach Ukraińcy sprawdzają się, ale są takie, gdzie jednak wolelibyśmy pracowników z Azji.
Osoby, które przyjeżdżają do pracy mają czasami ogromne trudności, jeżeli chodzi o legalizację pobytu. Co miałby zrobić polski rząd, żeby to się zmieniło?
Mniejsze trudności mają zwykle takie wyspecjalizowane podmioty, jak agencje pracy. Firmy te posiadają działy legalizacji zatrudnienia cudzoziemców i dobrze znają się na polskich przepisach. Pracodawcom natomiast ciężko jest poruszać się w gąszczy aktów prawnych i procedur. Z łatwością mogą popełnić błąd, który będzie skutkował negatywnie nie tylko dla nich samych, ale również dla pracowników. Kolejnym problemem jest to, że pracodawcy przyjmują pracowników, szkolą ich, a później - zgodnie z przepisami - pracownik musi przerwać pracę lub nawet opuścić kraj.
Uważam, że przede wszystkim rząd musi wydłużyć okres dozwolonego przebywania cudzoziemców w Polsce. Należy również popracować nad kwestią wydawania zezwoleń o pracę. Jeżeli obcokrajowiec pracuje w jednej firmie, ale po jakimś czasie chce zmienić miejsce zatrudnienia, to musi ponownie starać się o zezwolenie, za które notabene trzeba ponownie zapłacić. Dobre rozwiązania zaproponowały w swoich memorandach np. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców czy Stowarzyszenie Interwencji Prawnej – pośród pomysłów wymienia się np. zezwolenie sektorowe. Jeżeli pracownik chce zmienić pracodawcę, po prostu idzie do innej firmy i nie musi na nowo przepisywać zezwolenia. I jeszcze jedna kwestia, a mianowicie uproszczony system wjazdu do kraju dla członków rodzin osoby, która w Polsce jest legalnie zatrudniona. To ułatwiłoby nie tylko przekraczanie granicy, ale również podjęcie pracy.