2774 zł netto – to średnia płaca fizjoterapeuty. Jeśli pracuje w placówce leczniczej, zarabia jeszcze mniej – 2159 zł. Między innymi dlatego młodzi rzadziej wybierają służbę zdrowia jako podstawowe miejsce pracy. A to oznacza, że kierują swój potencjał nie tam, gdzie jest najbardziej potrzebny.
Ile naprawdę zarabiają fizjoterapeuci, zbadał ich samorząd. Wyniki nie odbiegają znacząco od tego, o czym informowali związkowcy, którzy w maju prowadzili protest głodowy. Raport na zlecenie Krajowej Izby Fizjoterapeutów przeprowadziła firma Kantar, a wzięło w nim udział ponad 16 tys. osób posiadających prawo wykonywania tego zawodu.
Typowy polski fizjoterapeuta to ok. 36-letnia kobieta, która ma wyższe wykształcenie. Pracuje w więcej niż jednym miejscu (średnia to 1,41). W placówkach leczniczych zarabia 2158 zł netto (dla porównania: średnie wynagrodzenie netto w kwietniu br. w Polsce wynosiło 3680 zł).
Siłownia lepsza niż szpital
Nic więc dziwnego, że najmłodsi fizjoterapeuci częściej wybierają raczej branże fitness i SPA niż zdrowie. W szpitalach pracuje relatywnie najstarsza grupa. Tam jednak, co również pokazało badanie, zarobki są najniższe, a praca najtrudniejsza. Podobnie zła jest sytuacja w sanatoriach. Oznacza to, że nie ma chętnych, którzy naturalnie zastąpią kolegów odchodzących na emeryturę.
Oznacza to również, jak podkreśla prof. Maciej Krawczyk, prezes KIF, że młodzi wybierają sektor, który nie jest meritum pracy fizjoterapeuty. – Dla mnie nie jest to do końca prawidłowa ścieżka kariery. To bardzo negatywne zjawisko, bo potencjał tych ludzi powinien być spożytkowany na pomoc chorym, najbardziej potrzebującym – przekonuje. I dodaje, że w ochronie zdrowia potrzeba fizjoterapeutów, którzy będą się zajmować najpoważniejszymi problemami – pomagać w powrocie do zdrowia po zawałach, chorobach neurologicznych, badać noworodki. Wciąż jednak, w ocenie KIF, wielu decydentów, a także menedżerów nie zdaje sobie sprawy z roli, jaką w leczeniu mogą odegrać przedstawiciele tej grupy zawodowej. A jednocześnie trudno znaleźć chętnych do pracy. Jak podkreśla Maciej Krawczyk, w stołecznym szpitalu, w którym pracuje, wakaty są od ponad pół roku. Dodaje jednak, że dopóki nie zmienią się wynagrodzenia, fizjoterapeuci wybierać będą pracę poza ochroną zdrowia, za co trudno ich winić.
Podwyżki bardzo niepewne
Płace fizjoterapeutów mają wzrosnąć w związku z planowanym od lipca podwyższeniem wycen. Wiadomo już jednak, że wielu dyrektorów placówek nie wygospodaruje z tych dodatkowych funduszy środków na podwyżki. KIF wyliczyła, że zgodnie z propozycjami NFZ wyceny punktu zmienia się minimalnie. Przykładowo: wizyta fizjoterapeutyczna w ambulatorium z 13 punktów wzrośnie do 13,65, a wizyta w warunkach domowych z 18 do 18,9 (gdzie 1 punkt to 1 zł). Samorząd wskazuje tymczasem, że w sytuacji, gdy wyceny nie były podwyższane od 13 lat, podwyżki powinny być znacznie większe – do 140 proc. w rehabilitacji ambulatoryjnej i domowej, a w warunkach stacjonarnych wskaźniki powinny być podwyższone nawet dwukrotnie.
Jednak, jak przekonuje KIF, nawet te środki, które już są w systemie, można by lepiej rozdysponować. Na przykład podwyższając wyceny tych świadczeń, które są najbardziej efektywne i potrzebne pacjentowi – mowa przede wszystkim o zabiegach kinezjoterapii.
– W sytuacji, w której Ministerstwo Zdrowia mówi o pieniądzach dla fizjoterapeutów, które de facto do nich nie trafią, a Narodowy Fundusz Zdrowia proponuje wzrost wyceny świadczeń z zakresu fizjoterapii średnio o 60 groszy, nie dziwi, że czują się oni poniżeni – ocenia samorząd.
– Reforma jest niezbędna i trzeba ją wreszcie przeprowadzić. Dzięki raportowi z badania Kantar uzyskaliśmy kolejne merytoryczne potwierdzenie tego, co powtarzamy od dawna: w fizjoterapii nie jest źle, jest bardzo źle – podsumowuje Maciej Krawczyk.