Pierwszego kwietnia, w dniu żartów, minister obrony Mariusz Błaszczak powołał pełnomocnika ds. współpracy z weteranami. Było to kilka dni po tym, gdy Onet poinformował o wygranej resortu w sądzie z poszkodowanym weteranem… z powodu przedawnienia.
Żołnierz domagał się odszkodowania. Abstrahując od moralnej strony zagadnienia i tego, że państwo poświęcającym dla niego zdrowie obywatelom nie chce zadośćuczynić, to powyższa nominacja może dziwić. Bo przecież w resorcie mamy już Centrum Weterana, a rzeczony proces ciągnął się od lat. Tymczasem na stronie internetowej resortu kilka dni po tym, jak wiadomość obiegła media, pojawiła się informacja, że „MON przeanalizuje możliwość zawarcia ugód z poszkodowanymi weteranami”. Wreszcie trzy dni temu powołano pełnomocnika ministra w tej sprawie. Minister dał jasny sygnał: zajmę się tym.
Podobny schemat można było obserwować po kolejnej katastrofie samolotu MiG-29. Najpierw na stronie można było przeczytać, że „zakup nowych myśliwców jest priorytetem ministra obrony narodowej” oraz że „minister podjął także decyzję o powołaniu pełnomocnika ds. pozyskania nowoczesnych myśliwców, który zostanie zaprezentowany opinii publicznej już wkrótce”. Po krótkiej łapance do zadania wydelegowano oficera, który dużych programów zakupowych nigdy nie prowadził. Jednak przekaz w świat poszedł: kupujemy nowoczesne samoloty, a zadba o to sam minister. Widać, że jak tylko jest jakiś problem, to Mariusz Błaszczak się nad nim pochyli i szybko oddeleguje ludzi do jego rozwiązania.
Skuteczność takiego sposobu działania dobrze widać na przykładzie pełnomocnika ds. utworzenia Agencji Uzbrojenia, który został powołany ponad rok temu. Była to osoba zupełnie niemająca doświadczenia w zakupach zbrojeniowych, które są materią, delikatnie ujmując, arcyskomplikowaną. Do dziś efektów prac pełnomocnika nie poznaliśmy. Gdy pytałem o to kilkanaście tygodni temu, to wciąż trwały „pogłębione analizy”. Ale przekaz rok temu był znowu jasny: nowy, rzutki minister rozwiąże problem. Wydaje się jednak, że jedyny problem, jaki jest w ten sposób rozwiązywany, to dbanie o wizerunek Mariusza Błaszczaka i jego wynik wyborczy jesienią.
Tak można też interpretować nieoczekiwaną zapowiedź dodatkowej defilady na 3 maja. Zwyczajowo odbywa się ona 15 sierpnia, w Święto Wojska Polskiego. W roku 2019, roku wyborczym, doczekamy się dwóch defilad. To, że na szybko trwa próba ściągnięcia sojuszników – Amerykanów stacjonujących w Orzyszu ‒ i że polscy żołnierze zostaną oderwani od swoich normalnych zajęć i ćwiczeń, jest w tym wypadku mniej istotne. Ważne jest, że minister Błaszczak na trybunie honorowej będzie mógł się pokazać z dobrze wyglądającymi w telewizji ludźmi w mundurach.
Do tego dochodzą jeszcze takie „drobnostki”, jak de facto pozbawienie dowódców możliwości wybierania swoich rzeczników prasowych i scentralizowanie zarządzania przekazem do Centrum Operacyjnego MON, któremu przewodzi prawa ręka ministra Agnieszka Glapiak (ciekawie ten proces opisał portal Polityka.pl), czy uruchomienie nowej strony internetowej, która radykalnie utrudnia wyszukiwanie informacji o wojsku. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z dobrze zaplanowaną operacją kreowania wizerunku ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Widać tu działanie na wielu płaszczyznach, dobre zrozumienie procesu (obiegu medialnego) i doskonałą koordynację w czasie.
Problemem z punktu widzenia obronności naszego państwa jest to, że w innych obszarach, znacznie bardziej istotnych niż wynik wyborczy ministra, takiego wielopłaszczyznowego działania, mimo wytężania wzroku, nie widać. Najważniejszy i największy program zakupowy Wojska Polskiego „Wisła”, który ma chronić polskie niebo, stanął. Kończymy negocjacje offsetowe dotyczące zakupu pierwszych dwóch baterii systemu Patriot, ale w kolejnych sześć, o których była mowa jeszcze kilka miesięcy temu, wśród ludzi w mundurach wierzy niewielu. Artylerii dalekiego zasięgu, zamiast trzech dywizjonów, kupiliśmy jeden. Są to rozwiązania kadłubkowe, bo tego uzbrojenia potrzebujemy więcej. Robimy krok pierwszy i spoczywamy na laurach. Podobnie kadłubkowo wyglądają chociażby zakupy śmigłowców (kupiliśmy cztery dla sił specjalnych). Źle jest też z gotowością bojową. Zarówno ludzi, jak i sprzętu. Mankamenty można wymieniać długo.
O ile za czasów ministra Antoniego Macierewicza można było uznać, że pewne decyzje i wizje są zbyt szybkie czy śmiałe, niektóre wręcz nierealne, to jednak podpisano wówczas kilka znaczących umów zbrojeniowych (m.in. na armatohaubice Krab, moździerze Rak, modernizację czołgów Leopard) czy stworzono od podstaw Wojska Obrony Terytorialnej. I choć Błaszczak na początku swojego urzędowania podpisał umowę na zakup wspominanych dwóch baterii systemu Patriot (wynegocjowano ją za czasów duetu Macierewicz – Kownacki), to teraz w wojsku w bardzo wielu miejscach czuć stagnację. I można odnieść wrażenie, że głównym pomysłem kierownictwa na rolę żołnierzy jest wykorzystanie olbrzymiej wojskowej machiny do wygranej w wyborach. Ministerstwo Obrony Narodowej jako ministerstwo obrony wizerunku to wizja godna pierwszego kwietnia, czyli dnia powołania najnowszego z pełnomocników ministra. Żart to, zaiste, ponury.