Ponad połowa bezrobotnych uczestniczących w aktywizacji prowadzonej przez agencje zatrudnienia nie podjęła żadnej pracy. Wśród tych, którzy ją znaleźli, większość pracowała na umowie-zleceniu.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) przygotowało raport podsumowujący efekty zlecania działań aktywizacyjnych (ZDA) agencjom zatrudnienia. Miały one sobie lepiej poradzić z długotrwale bezrobotnymi niż powiatowe urzędy pracy. Okazuje się jednak, że ich skuteczność była mizerna, a do tego kosztowna.

Krótkotrwałe efekty

ZDA zostały wprowadzone do ustawy z 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1265) w połowie 2014 r. Marszałkowie województw, a dokładnie działające z ich upoważnienia wojewódzkie urzędy pracy (WUP) w przetargach wybrały agencje zatrudnienia, którym powierzono aktywizację długotrwale bezrobotnych.
Firmy te podpisywały umowy z WUP, w których zobowiązywały się do prowadzenia szkoleń, treningów, warsztatów i zajęć psychologicznych. Deklarowały osiągnięcie określonych wskaźników dotyczących liczby osób, które podejmą pracę (lub założą działalność gospodarczą) i utrzymają ją przez co najmniej 90 dni.
Dziennik Gazeta Prawna
Jak wynika z raportu MRPiPS, w ZDA uczestniczyło 18 928 osób. Aż 9,8 tys. bezrobotnych, a więc ponad połowa z nich, nie podjęło żadnej pracy. Wśród 9 tys. osób, którym udało się znaleźć zatrudnienie, 5,2 tys. świadczyło usługi na umowach cywilnoprawnych, a jedynie 3,2 tys. na etacie. Większość osób pracowała krótko. Zaledwie 2,5 tys. utrzymało zatrudnienie dłużej niż 180 dni.
Resort rodziny uznał, że efekty ZDA nie są zadowalające. Podkreślił rażąco niską jakość ofert pracy, niewielki odsetek zatrudnionych na dłużej oraz duży odsetek bezrobotnych, którzy wrócili do urzędów pracy (27,4 proc. ponownie się w nich zarejestrowało).

Błędy nie tylko agencji

– Nie wszystkie agencje zatrudnienia mają doświadczenie i specjalistyczną wiedzę potrzebne w pracy z długotrwale bezrobotnymi, wymagającymi specyficznego podejścia – mówi Anna Karaszewska, prezes Jobs First (wcześniej Ingeus sp. z o.o.), który był partnerem ZDA w województwie małopolskim.
Dodaje, że część z nich nie podołała temu zadaniu, ale błędy popełniały również urzędy pracy. Niektóre nie kontrolowały na bieżąco postępów w realizacji ZDA. Inne już na etapie wyboru podmiotu do współpracy miały wymagania, które doprowadziły do tego, że aktywizacją zajęły się nieodpowiednie agencje.

Drogi instrument

MRPiPS podkreśla, że ZDA generowało wysokie koszty dla Funduszu Pracy (FP). Wynagrodzenie agencji wynosiło bowiem maksymalnie trzykrotność przeciętnej pensji za jednego bezrobotnego (choć województwa na etapie wyboru partnera mogły też ustalić niższą kwotę). Średnia kwota wynagrodzenia agencji wyniosła 10,7 tys. zł.
– Była ona podzielona na cztery części, a całość agencja otrzymywała jedynie wtedy, gdy bezrobotny był zatrudniony przez co najmniej 180 dni. Jeśli tylko poddano diagnozie sytuację takiej osoby i zaprojektowano dla niej działania aktywizacyjne, ale nie podjęła ona pracy, wynagrodzenie wynosiło 20 proc. kwoty określonej w umowie, czyli 2–2,5 tys. zł – wskazuje Anna Karaszewska.
Niemniej, jak wylicza MRPiPS, koszt doprowadzenia do zatrudnienia 2,5 tys. osób, które pracowały co najmniej 180 dni, wyniósł w przeliczeniu na jednego pracownika 31,5 tys. zł. Na całą edycję ZDA wydano 80 mln zł.

Ostateczna rezygnacja

Wyniki raportu oraz opinie wyrażane przez większość urzędów pracy spowodowały, że w projekcie ustawy o rynku pracy, który pod koniec czerwca trafił do konsultacji, ten instrument nie został w ogóle uwzględniony.
Decyzję tę negatywnie oceniają Pracodawcy RP i Konfederacja Lewiatan.
– Zgadzam się, że pierwsze umowy w ramach ZDA nie przyniosły satysfakcjonujących efektów, ale ministerstwo zbyt szybko się poddało. W innych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, odbyło się kilka edycji, zanim wypracowany został najlepszy model partnerstwa z agencjami zatrudnienia – podkreśla Grzegorz Tokarski, ekspert Pracodawców RP.