Jeśli bezgranicznie ufać liczbom, to ponad milion Polaków nie ma prawa narzekać na zarobki. Z każdym dniem przybywa nam zamożnych, którzy wyciągają miesięcznie znacznie powyżej średniej krajowej. Ale dobrze zarabiać wcale nie oznacza mieć pieniędzy w nadmiarze.
Znane porzekadło radzi życzliwie, aby wśród dżentelmenów nie mówić o pieniądzach. Wśród znajomych – jeśli chce się ich nadal mieć – też lepiej nie, bo to delikatny temat, a ludzka zawiść rośnie proporcjonalnie do poziomu cudzych zarobków. Taka rozmowa jest trudna do zniesienia, zwłaszcza dla gorzej sytuowanych, którzy na co dzień ledwo wiążą koniec z końcem i bliżej im do szarej strefy niż do wyższych sfer. – Żeby wydział skarbowy zainteresował się moją osobą? Nie, dziękuję! – tak na pytanie o ocenę swojego poziomu życia zareagował właściciel zakładu stolarskiego z Warszawy. Nie on jeden zresztą. Kierowca autobusu pracujący w Ostródzie, gdy zagadnąłem go na temat zamożności, aż zaśmiał mi się w twarz. – Bardziej bym się nadawał do rozmowy na temat „Jak żyć”. Wolę nie rozmawiać o wirtualnych pieniądzach ani o tym, jak jest mi „dobrze” za tysiąc sześćset złotych netto miesięcznie. Jeżdżę za kółkiem za najniższą średnią krajową, jako pasjonat. Ale mam nadzieję, że uda mi się odbić od finansowego dna. Kiedyś... – kończy z bliżej nieokreśloną nadzieją w głosie. Gdyby chciał zostać jednym na milion, musiałby potroić zarobki, a to i tak nie dałoby mu miejsca w gronie zamożnych – nawet nie w ostatnim rzędzie przy drzwiach. Według raportu KPMG „Rynek dóbr luksusowych w Polsce” z 2014 r. na awans z ligi średniaków do ekstraklasy majętnych mogą liczyć ci, którzy miesiąc w miesiąc zastają na swoim koncie kwotę minimum 5 tys. zł netto. Dwa lata temu już nie ubogich, a jeszcze nie bogatych naliczono 878 tys., w tym roku – przeszło milion. Czy to elita zarobkowa? Dla około 70 proc. Polaków, którzy nie zarabiają nawet średniej krajowej, z pewnością tak. Trudno się dziwić komuś, kto nie dosięga do przeciętnego wynagrodzenia (w ostatnim kwartale tego roku to 4251 zł brutto), że kogoś, kto zarabia ponadprzeciętnie (minimum zamożności wyliczono na 7100 zł brutto), uważa ów za byt „wirtualny” – pozostając w poetyce ostródzkiego kierowcy. Dla niego to niepojęte – jak kurs autobusem na księżyc. Tych, którzy rzekomo zarabiają pieniądze nie z tej ziemi, nie trzeba jednak szukać tak daleko.
Pieniądze nigdy się nie kończą
Pozostało
89%
treści
Powiązane
Reklama