Możliwość ograniczenia w handlu w niedziele także w internecie zaniepokoiło branżę, ale odbije się głównie na konsumentach. Brak kontaktu ze sprzedawcą czy opóźnienia w otrzymaniu paczek to podstawowe problemy z jakimi się zetkną.

Czy ograniczenie handlu w niedzielę jest potrzebne? Czy rzeczywiście coś zmieni?

Należy zaznaczyć na wstępie, że ograniczenia w handlu w niedziele obowiązują w większości krajów Europy Zachodniej i są stałym elementem tamtejszego krajobrazu gospodarczego. Niemniej jednak w moich rodzinnych Czechach, Estonii, Słowenii, czy na Słowacji i Litwie nie obowiązuje. Uważam, że wprowadzenie owego zakazu nie zmieni znacząco zwyczajów zakupowych Polaków, nie przestaną oni kupować dużo mniej, ale inaczej. Jeśli już po prostu zaczną kupować więcej w piątki i w czwartki. Przyglądając się bliżej projektowi zakazu niepokojące jest z perspektywy biznesu, którym zarządzam, doprecyzowanie, czym jest placówka handlowa, rozumiana również jako taka w formie sklepów internetowych.

No właśnie, jakie efekty może przynieść rozszerzenie ustawy na sklepy w sieci?

Nie do końca jestem w stanie wyobrazić sobie na ten moment wyłączenie na jeden dzień w tygodniu strony internetowej galerii handlowej online mającej
w swoim asortymencie prawie 90 000 produktów i umożliwiającej kupującym wygodne i szybkie zakupy. To wręcz absurdalne. Nie ma jednego przycisku wyłączenia e-sklepu, tak jak nie można wyłączyć Facebooka, czy Google’a na jeden dzień. W ciągu roku obsługujemy prawie 400 000 zamówień z założeniem, że klient powinien otrzymać zamówiony towar na czas. Jestem zdania, że w tej formie zapisy są nieprecyzyjne i wymagają zdecydowanego wyjaśnienia, a wręcz poprawy.

Jakieś negatywne przykłady?

Nie powinno blokować się prawa do zawierania transakcji online w dany dzień, gdyż kupujący mogą być np. wyznawcami różnych religii i jest to dla nich zwyczajny dzień jak każdy. Jest to niewygodny zapis dla przedsiębiorców, gdyż oznaczać będzie ograniczenie oferowanych przez ich usług, jak i dla pracowników z powodu niższych zarobków, ale także redukcji etatów. Co więcej, ograniczenia tego typu są po prostu niekorzystne dla klientów, gdyż mogą w związku z tym otrzymać swoje zamówienia później, co kłóci się np. z ich potrzebami szczególnie w okresie przedświątecznym. Ciężko będzie wytłumaczyć klientom, że przez tego typu procedury mogą otrzymać nie na czas swoje paczki.

A jaki to może mieć wpływ na polskie firmy?

Myślę, że to także nie jest dobre rozwiązanie dla rządzących, by mogli spełnić obietnice wyborcze. A powiedzmy sobie szczerze, że grozi to nawet wyjściem wielu firm z rynku polskiego, bądź przeniesieniem swoich usług na inne rynki. Proszę zauważyć, że na Węgrzech próbowano wprowadzić taki zakaz i już po 12 miesiącach z niego zrezygnowano ze względów ekonomicznych. Jest jeszcze inna ważna kwestia związana z proponowaną zmianą. Podatek handlowy nie uderzy znacząco w rodzimy e-commerce, ale mając na szali fakt, że nie będzie obejmował zagranicznych e-sklepów możemy już mówić o spadku konkurencyjności rodzimych e-biznesów na skalę europejską. Jestem zdania, by utrzymać dotychczasowe zapisy i nie podejmować prób destabilizacji sprawnych mechanizmów rynkowych i obniżania kondycji polskich e-sklepów. Mam nadzieję, że wygra zdrowy rozsądek decydentów.