Czekacie na opóźniający się transport markowego obuwia sportowego, które kupiliście w sieci za grosze? Nie czekajcie, bo się nie doczekacie. Wasze pieniądze przepadły, ktoś nabył za nie nowe porsche, pobalował po granice biologicznych możliwości.
Złapać okazję, kupić taniej. To mamy we krwi. Ale instynkt łowcy promocji zawodzi w zderzeniu z pomysłami cwaniaków. I w sposób bezwzględny wykorzystują swoją inteligencję i nasze słabości. Kiedyś mówiło się o nabijaniu ludzi w butelkę. Dziś nabija się łatwowiernych w buty. Czemu sprzyjają także słabość naszych organów ścigania oraz krótka pamięć społeczna.
Ale prawdę mówiąc, nic się nie zmieniło od dziesięcioleci. Kolumnę Zygmunta sprzedawaną kiedyś tysiące razy przez warszawskich cwaniaków przyjezdnym z prowincji zastąpiły air maksy za pół ceny. Ale i dziś, jak w przeszłości, najważniejsze są pomysł i dobra bajera. Wspomagana nowoczesną techniką.
Obuwie marzeń
Piotr Łapiński, student I roku dziennikarstwa na Uniwersytecie SWPS, pisze: „Jest koniec kwietnia. Wieczór. Właśnie wróciłem ze spaceru z psem. Jak się okazało, mam dziurawe buty. Na dodatek to ostatnia para, która jeszcze jakoś wyglądała. Koniec! Muszę kupić nowe. I to porządne, a nie jakiś chłam z bazaru. Nike Air Maxy – zawsze o nich marzyłem. W sumie to z sześć stów, ale trudno. Raz się żyje. Dopadam do komputera, wrzucam w Google hasło i szok...
Oryginalneobuwie.com – bo tak nazywa się sklep, do którego trafiłem – oferuje wymarzone najeczki za 217 zł. No, byłbym debilem, gdybym nie wziął. Piękne, czarne, z białymi elementami. Są jeszcze czerwone. Boskie. Kurde, wziąłbym dwie pary, ale czy będą pasować? W sumie to mogę odesłać, jakby coś było nie tak. Ale nie. Biorę jedne i jak przyjdą, to zamówię następne. Wrzucam do wirtualnego koszyka, przechodzę do kasy i kolejny szok: jak kupię dwie pary, będzie rabat w wysokości 50zł. Oczy robią mi się wielkie jak pięć złotych, ale w mojej głowie zapala się czerwona lampka. Pulsuje. Miga. Krzyczy. Sprawdź to!
Znowu Google, tym razem wpisuję »oryginalneobuwie.com opinie«. Dziwna sprawa. Zero fanpejdża na FB. Jest za to grupa skupiająca klientów sklepu. Ponad 2,7 tys. naiwniaków, którzy połaszczyli się na #tanieimarkowebuty. Wszyscy kupili. Jedni parę, drudzy dwie, a są i tacy, co od razu polecieli po całości i kupili trzy. Jak na razie nikt tych butów nie dostał. Irytują się, dyskutują, próbują organizować. Ale, generalnie, więcej krzyczą, niż działają.
Ci, którzy poszli na policję, żeby zgłosić oszustwo, zostali spuszczeni po brzytwie. Bo za mała kwota, te dwie stówki, nawet z kawałkiem, to nie przestępstwo, ale co najwyżej wykroczenie. Poza tym jakie oszustwo? Może jeszcze towar przyjdzie. Próby kontaktu z administratorami konta nie zostają bowiem bez odpowiedzi. Na reklamacje składane za pośrednictwem strony odpowiada automat. Za każdym razem tak samo (pisownia oryginalna, tak samo jak buty, które niby sprzedają): »Witamy, z przykrością jesteśmy zmuszeni Państwa poinformować, że złożone przez Państwo zamówienie zostanie opóźnione. Powodem opóźnienia jest bardzo dużo ilość zamówień złożona w naszym sklepie, co przełożyło się na opóźnienie u dystrybutora z którym współpracujemy. Przez cały czas dokładamy wszelkich starań, aby sytuacja się jak najszybciej ustabilizowała. Ostatnie zapewnienia dostawcy wskazują, że opóźnienie może wynieść dodatkowe 30 dni roboczych. Mamy jednak nadzieje, że paczka dojdzie do Państwa znacznie szybciej. Do wszystkich przesyłek zostanie dodany gratis oraz kod promocyjny na przyszłe zakupy w naszym sklepie o wartości 50 zł do każdego zamówienia. W przypadku dodatkowych pytań zapraszamy do kontaktu. Mamy dużą ilość zapytań e-mailowych dlatego oczekiwania na odpowiedź może się wydłużyć do 72 godzin. Prosimy o wyrozumiałość. Gorąco przepraszamy za wszystkie utrudnienia. Pozdrawiam serdecznie, Łukasz Tomaszewski Oryginalne Obuwie«”.
Podejrzana firma
Trójka studentów dziennikarstwa na Uniwersytecie SWPS – wspomniany już Piotr Łapiński, Michał Tarnacki i Aleksandra Bojarska – wszczyna śledztwo. Zaczynają od sprawdzenia „korzeni” Oryginalnegoobuwia.com. Opowiadając w dużym skrócie, wygląda to tak: jedna z firm działających na polskim rynku, nazwijmy ją Noblessa, która zajmuje się m.in. zakładaniem, hodowaniem i sprzedawaniem spółek. Reklamują się w sieci, że ich oferta umożliwia nabycie w pełni ukształtowanej firmy wpisanej do KRS w przeciągu 1–2 dni. Za umiarkowaną cenę. Na przykład spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością można nabyć za 3 tys. zł z małym hakiem w ciągu doby. A akcyjną, w tym samym czasie, za niecałe 9 tys. zł.
Ale idźmy dalej. Od Noblessy kilka z wyhodowanych spółek kupuje człowiek o egzotycznie brzmiącym nazwisku Wendy Rabino Bumagat. Jedną z jego licznych firm z Noblessą wiąże jeszcze jeden element: warszawski adres, czyli pl. Defilad 1. I jeszcze coś więcej, o czym za chwilę. Zdaję sobie sprawę, że prowadzenie czytelnika przez labirynt nazwisk i adresów może wydać się irytujące, ale to bardzo ważne dla tej opowieści. Choćby z tego powodu, że osoby dokonujące przekrętów w sieci starają się mylić tropy. Sprzedają i kupują firmy, rejestrują je i przerejestrowują, zmieniają adresy, kraje i kontynenty.
Oryginalneobuwie.com najpierw miało rodzimy adres, potem przeniosło się do Wielkiej Brytanii. W każdym razie wirtualnie, bo kiedy dociekliwi internauci dowiedli, że pod podawanym na stronie adresem taka firma nie istnieje, kontakt zniknął z portalu. Ale poszwędajmy się jeszcze przez chwilę po sieciowych bezdrożach, wirtualnych KRS-ach. Natkniemy się wówczas na zabawny przypadek. Jedna z firm wspomnianego Bumagata – E-cart – rekrutowała ludzi do pracy. Ich zadaniem było kupowanie towarów z Oryginalnegoobuwia.com i wystawianie pozytywnych komentarzy. Tyle tylko, że nikt niczego nie kupował. Cała fatyga polegała na przelewaniu pieniędzy z jednego konta na drugie i udzielaniu się w sieci.
Budowanie historii
Marcin Trybalski, podinspektor policji w stanie spoczynku, który zajmował się w Warszawie przestępczością gospodarczą, tłumaczy, że w oszustwach internetowych szalenie ważne jest przygotowanie podkładu. Uwiarygodnienie się. Mechanizm jest prosty: ludzie robiący zakupy w sieci chcą złapać okazję, bo to ona jest najskuteczniejszym wabikiem.
Wiele osób wprawdzie zdaje sobie sprawę z tego, że może paść ofiarą oszustów, i stara się zabezpieczyć, lecz nie są w stanie sięgnąć dalej niż pierwsza, góra trzecia strona odsłon w wyszukiwarce. Dlatego kiedy widzą entuzjastyczne komentarze, robią przelew. A oszuści mają prostą taktykę: sprzedają najpierw za grosze tanie produkty. Gromadzą pozytywne komentarze. Często nawet dopłacają do interesu, traktując to jako inwestycję w biznes. Kiedy ich zgromadzą kilkaset, rzucają na sprzedaż droższy towar, którego nie zamierzają dostarczyć. Ale wówczas dla naiwnych klientów jest już za późno. Mogą się pienić na społecznościowych portalach, i to w zasadzie wszystko.
Ludzie, którzy stoją za biznesem Oryginalneobuwie.com, obmyślili go w szczegółach. Musiał im podpowiadać prawnik. Można to wydedukować po regulaminie, który automatycznie (wiadomo, jak to działa) akceptują klienci. Jest w nim bowiem mnóstwo haczyków, wprawdzie w większości przypadków będących klauzulami abuzywnymi, czyli niedozwolonymi, za to skutecznie hamującymi roszczenia poszkodowanych.
Ale przypatrzmy się, jak to jest skonstruowane. Punkt 2 par. 1 stanowi, że kupujący jest jednocześnie importerem produktu, a sprzedający jego eksporterem. To importer ponosi całą odpowiedzialność, w razie roszczeń organów celnych i skarbowych musi sam uiścić wymagane prawem opłaty. Za to nie ma żadnych praw. Ma czekać. Towar jest dostarczany z krajów całego świata na cały świat. Żeby go przygotować i zapakować do wysyłki, potrzeba nawet 30 dni. Transport może iść kolejne 60 dni. Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Potem jeszcze jest czas na procedurę reklamacyjną, która w regulaminie jest nieokreślona czasowo. Nie można odstąpić od umowy, bo – zgodnie z regulaminem – prawo do odstąpienia od umowy jest wyłączone dla towaru zamówionego z zagranicy, kiedy to zamawiający jest importerem towaru.
Taka konstrukcja powoduje, że nawet jeśli nabici w markowe buty idą się poskarżyć na policję lub do prokuratury, zostają odesłani do domu. Dłonie umywają też prawnicy. Mówią: podpisałeś, cierp. Za dużo zachodu, za małe profity. Za głupotę się płaci.
Historia się powtarza
I byłabym skłonna przyklasnąć takiemu stawianiu sprawy, gdyby nie jedna rzecz. Trzy lata temu głośna była w kraju historia oszukania internetowych klientów, opisana przez dziennikarza „Gazety Wyborczej”.
W 2013 r. Jakub Wątor donosił o identycznym przekręcie. Inne tylko były nazwy sklepów internetowych, ale mechanizm taki sam. „12 tys. przesłuchanych i kilkadziesiąt tysięcy pokrzywdzonych. Największe oszustwo w polskiej sieci to sprawka dwóch osób” – pisał. I jeszcze: „Ukrywają się w Azji”. Przyrównywał ten przekręt internetowy do afery Amber Gold, gdzie pokrzywdzonych zostało „ledwie” 10 tys. osób. Wówczas chodziło o internetowe sklepy Pilkasklep.pl, 66procent.pl, 66prezent.pl i Retrobut.pl. Oszuści mieli zgarnąć ponad 20 mln zł. Do dziś sprawa nie znalazła finału w postaci wyroku sądowego. Głównie z tego powodu, że ludzie, którzy za nią stali, uciekli z Polski – prawdopodobnie do Azji.
Jak mówi jeden z policjantów z wydziału przestępstw gospodarczych, w tego typu historiach problemem jest zarówno namierzenie i zidentyfikowanie sprawców (globalna sieć rodzi globalne problemy, komputerowe adresy IP się zmieniają, a jeśli lądują na innym kontynencie, nasze siły policyjne mają często związane ręce), jak i – jeśli już uda się ich namierzyć – udowodnienie oszustom zamiaru oszustwa. Gdyż pomiędzy oszustwem a nierzetelnie realizowaną umową jest cienka linia. Przestępcy o tym dobrze wiedzą. I mają na to swoje sposoby. Wystarczy że, jak w Oryginalnymobuwiu.com, będą wysyłali odpowiedzi z automatu: że dostawa się spóźnia, przepraszają, za chwilę towar powinien się pojawić, razem z bonem na 50 zł zniżki na kolejne zakupy. Albo kilku klientom zwrócą pieniądze.
Marcin Trybalski opowiada o patentach stosowanych przez tego typu internetowych cwaniaków: wiedzą, że ludzie, którzy stracili relatywnie niewielką kwotę, raczej machną ręką, bo szkoda im czasu, żeby łazić po komisariatach, prokuraturach, sądach, użerać się, tracić nerwy. Kiedy już zdarzy się ktoś szczególnie upierdliwy, sprawiający kłopoty, internetowi oszuści postarają się z nim dogadać. – Bywa i tak, że reagują dopiero, kiedy zaczyna się nimi interesować policja. Wtedy udają zażenowanych własnym niedbalstwem, tłumaczą się wielkim natłokiem zamówień, deklarują, że natychmiast naprawią szkodę – relacjonuje były szef praskiej grupy PG. A prokurator – jeśli nie ma pewności, że w sądzie uzyska wyrok skazujący – czym prędzej sprawę umarza. Ku radości gliniarzy. Każdy, jak może, czyści sobie statystyki.
Wiem, że znów się narażam, ale wystarczy przeanalizować dane. W 2013 r., kiedy niektóre przestępstwa internetowe zaliczono do gospodarczych, wykrywalność w tym zakresie poleciała na łeb na szyję. Zwłaszcza w branży oszustw internetowych i naruszenia praw autorskich, czyli piractwa. Powód? Za duży pokład i za mało rąk na nim. Do czego nikt nie lubi się oficjalnie przyznawać. Pewnie dlatego biuro prasowe Komendy Głównej Policji, kiedy pytam o tę sprawę, nabiera wody w usta.
Poszkodowani przez Oryginalneobuwie.com zwracali się także do UOKiK, skąd zostali przepędzeni. Ja zresztą także. W telefonicznej rozmowie usłyszałam, że oszustwa nie są sprawą dla tej instytucji. Jak kogoś nacięli, niech się skarży policji. W oficjalnej wersji brzmi to tak: „W przypadku kiedy padliśmy już ofiarą oszustwa, powinniśmy zawiadomić organy ścigania: policję lub prokuraturę. O wszelkich podejrzeniach możemy również zawiadomić firmę hostingową lub – jeśli kontakt z nią okaże się utrudniony – rejestratora domeny, na której jest strona internetowa nieuczciwego sklepu. (...) Warto być mądrym przed szkodą. Bardzo często informacje o nieuczciwości czy nawet niesolidności sklepu można znaleźć w internecie, m.in. na różnego rodzaju forach. Innymi sygnałami alarmowymi, które powinny wzbudzić naszą czujność, są m.in. brak danych o sprzedawcy, brak kontaktu do niego na stronie internetowej, siedziba przedsiębiorcy w egzotycznych krajach, brak możliwości płatności przy odbiorze towaru, ceny towarów znacznie poniżej ich wartości rynkowej”.
Bezradność państwa
Święte słowa. Ale mało pomocne osobom, które zainwestowały w zakup markowego obuwia kilkaset złotych. Ich historie opisywane na FB oraz w prywatnych e-mailach są niemal identyczne. Jedna z internautek tak to podsumowuje: „Czuję, że i tak nie odzyskam pieniędzy. Sprawa będzie się ciągnęła latami. W tym czasie oni dalej będą oszukiwać innych ludzi. Zdążą założyć kilka innych firm, o innych nazwach. Myślę, że oni są już tak obeznani w tych oszustwach, że nikt im tego nie udowodni. Gdyby się bali tego, że pójdą do więzienia lub będą musieli oddać te kilkaset tysięcy, to robiliby dalej coś tak perfidnego? Ta sprawa śmierdzi na kilometr”.
Ano, śmierdzi. Nie tyle korupcją, co bezsilnością. I zaniedbaniem. Michał Rapacki, były oficer policji zajmujący się w swojej karierze przestępczością gospodarczą, a dziś prowadzący firmę wywiadowczą, określa to tak: totalna zlewka. I pójście na łatwiznę. W przypadku oszustwa nie ma, jak powiada, granicy bólu. Nieważna jest kwota, na którą ktoś nas naciął – 50 zł czy 50 tys. zł. Liczy się intencja. Jeśli zachodzi uzasadnione podejrzenie przestępstwa, a w tym przypadku takowe niewątpliwie istnieje, organy powinny się nim zająć.
W jaki sposób, jeśli mamy do czynienia z rozproszonymi po całym kraju zgłoszeniami drobnych zdarzeń? Marcin Trybalski widzi to tak: wszystko zależy od ludzi w policyjnych mundurach. Jeśli oficer, który przyjmuje tego typu zgłoszenie – nie dostałem butów za 200 zł – ma śledczy nerw, zacznie szukać. W elektronicznej bazie dokopie się po specjalnych kodach do innych zgłoszeń tego typu. Poprosi inne jednostki o pomoc. Będzie trudno, lecz złapanie sprawców jest możliwe. Jak mu się nie chce, umorzy z aprobatą prokuratury.
I to jest główny powód, że oszuści mają się świetnie. Nie muszą nawet zmieniać modus operandi, bo zdają sobie sprawę, że nikomu nie będzie się chciało za nimi ganiać. Wystarczy, że automat wyśle w ich imieniu jakieś wytłumaczenie: Oj, przykro nam bardzo, ale statek wiozący kontenery z Twoimi butami właśnie utonął. Prosimy o chwilę cierpliwości.
Na butach wrze
Hitem na fejsowej grupie skupiającej klientów sklepu Oryginalneobuwie.com są wpisy, według których wystarczy napisać do banku, z którego strony robiło się przelew, żeby ten zwrócił kasę. Pojawiają się nawet screeny takich przelewów. Tyle tylko, że to kolejne kłamstwo. Wprawdzie banki mają konto, z którego płacą ludziom okradzionym przez złodziei, jest możliwość cofnięcia przelewu, ale dotyczy to spraw wielkiej wagi. Jak na przykład prania brudnej kasy lub wspierania terroryzmu.
Działa to tak: jeśli zauważymy podejrzane ruchy na swoim koncie, powinniśmy o nich zawiadomić bank i prokuraturę. Mamy na to 24 godziny. A każda z tych instytucji ma taki sam czas na podjęcie decyzji. Który z klientów nabitych w trampka się na to zdecyduje? A która z instytucji – nawet zawiadomiona o przekręcie – użyje ciężkich dział na sprawę wartą 200 czy nawet 600 zł? No właśnie.
Każdy dzień, każda godzina, każda minuta wreszcie to czas, który pozwala oszustom zarabiać. Umówmy się, że te 2,7 tys. osób zgromadzonych na FB to zamknięta grupa poszkodowanych. I że każdy z nich wysłał na konto Oryginalnegoobuwia średnio 200 zł. Jeśli to pomnożymy, uzyskamy marną sumę 540 tys. zł. Ale wiadomo, że takich aktywnych, jednoczących się w kłopocie jest ułamek procenta. Nie wiemy, czy osoby stojące za tym portalem są tymi samymi, które wpadły na pomysł oszukiwania internetowych leszczy w Retrobut.pl etc. Być może są to zdolni plagiatorzy, którzy powielają sprawdzony model biznesowy. Ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Aleksandra Bojarska, jedna ze śledczych, donosi: Znalazłam sklep, który jest podejrzany, działa od niedawna, lecz już zaczynają się pojawiać informacje o przekrętach na tej samej zasadzie co Oryginalneobuwie.com. To Isklepobuwie.info. Komputerowe IP tej firmy jest takie samo jak Oryginalneobuwie.com, więc to na pewno oni.