Sylwestrowy poranek, kilka minut po ósmej. Natarczywe brzęczenie telefonu.



– Tak, słucham – powitałem nieproszonego rozmówcę. W słuchawce głos pani starającej się wykrzesać odrobinę entuzjazmu do pogawędki w imieniu wielkiego przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego.
– Pan X? Dzwonię z firmy Y. Uprzedzam, że nasza rozmowa jest rejestrowana. Gratuluję, prowadzi pan działalność gospodarczą i dlatego został pan przez nas wytypowany. Otrzyma pan laptopa HP i...
Mój umysł w naturalnym o tej porze odruchu obronnym przeszedł w stan spoczynku, ignorując informacje na temat kompletu urządzeń i usług, które miały mnie uszczęśliwić w nowym roku. Nie obudził się z letargu nawet, gdy padła rzucona mimochodem uwaga o miesięcznych kosztach, których nie powinienem się chyba spodziewać, skoro mnie wytypowano i zasłużyłem na gratulacje. Podjął pracę dopiero wtedy, gdy zmusiło go do tego kolejne pytanie.
– Na jaki adres dostarczyć sprzęt: firmowy, korespondencyjny, domowy? Firmowy, zgadłam?
Siła odruchu jest wielka, ale na szczęście nim zdążyłem odpowiedzieć, przemknęło mi przez myśl, że coś nie gra: czy rzeczywiście od rozmowy (a właściwie monologu) sugerującej, że mam szczęście i otrzymałem nagrodę, przeszliśmy jakimś cudem – niezauważenie – przez negocjacje handlowe, zawarliśmy umowę i pozostało nam omówienie szczegółów jej realizacji?
– Przecież nie zgodziłem się jeszcze na żadną przesyłkę.
– Właśnie o tym rozmawiamy. Więc na jaki adres? – pani nie straciła rezonu. Dopiero wtedy zaświtało mi w głowie, by zrobić użytek z wiedzy, którą niedawno dzieliliśmy się z czytelnikami.
– A czy wyraziłem zgodę na przedstawienie mi oferty?
– No pewnie, na początku rozmowy – w jej głosie słychać było nieukrywaną irytację.
– Nie sądzę. W wolnej chwili proszę odsłuchać nagranie. Nie zaakceptowałem też waszej propozycji, nie zawarliśmy żadnej umowy i nie ma powodu, byśmy rozmawiali o dostawie. A tak w ogóle – kilka dni temu zmieniły się przepisy. Wasze praktyki są z nimi sprzeczne. To karalne.
– Pan chyba żartuje – tego już było dla niej za dużo. – Działamy zgodnie z prawem – krzyknęła.
Dawniej usłyszałbym jeszcze trzask odkładanej z impetem słuchawki, teraz – sygnał zerwanego połączenia.
Pięć dni po wejściu w życie zmian w prawie telekomunikacyjnym (w myśl których ofertę można przedstawić tylko po uzyskaniu uprzedniej i wyraźnej zgody) tak wyglądał telemarketing jednej z największych firm telekomunikacyjnych w kraju. Strach pomyśleć, jak wygląda w wersji mniejszych i jeszcze mniej szanujących ustawy przedsiębiorców.