Ta historia mogła przydarzyć się każdemu. Dziadek postanowił sprezentować wnukowi notebooka, który miał ułatwiać mu naukę na studiach. Razem z nim i jego dziewczyną poszli do sklepu i wybrali sprzęt. Dziewczyna kupiła dokładnie taki sam model.
Po powrocie do domu okazało się, że notebook dziewczyny działa bez zarzutu, w przeciwieństwie do drugiego. Ten kupiony przez dziadka nie chciał bowiem łączyć się z siecią, zacinał się też w nim touchpad. Wnuczek zgłosił reklamację do sklepu, ten odesłał sprzęt do serwisu. Wrócił po dwóch tygodniach. Tyle, że nadal niesprawny, a na dodatek ze źle dopasowaną obudową. Między jej częściami widać było wyraźne szczeliny, zwłaszcza przy klawiaturze.
Sprzęt po raz drugi trafił do sklepu, a ten oddał go do serwisu. Tym razem wymieniono klawiaturę i sformatowano dysk. Po uruchomieniu notebooka wnuczek zauważył na ekranie szarą plamę, jednoznacznie wskazującą uszkodzenie matrycy. Następnego dnia znów więc pojawił się w sklepie. Notebook wrócił do niego po trzech kolejnych tygodniach. Tym razem wymieniono w nim matrycę.
Sprzęt psuje się zaraz po upływie gwarancji? Producenci robią to specjalnie >>
Po każdej kolejnej naprawie komputer wracał do właściciela w coraz gorszym stanie. Obudowa była wciąż źle spasowana, odpadła zaślepka na zawiasach, jej zatrzask został wyłamany. O takich drobiazgach, jak porysowana obudowa, już nie wspominając. Oczywiście sprzęt nadal nie działał prawidłowo.
Opinia rzeczoznawcy
Student próbował wyjaśnić sprawę bezpośrednio z serwisem. Wbrew oczywistym faktom zapewniono go, że sprzęt musiał wrócić z naprawy kompletny i w pełni działający. Wrócił więc do sklepu, ten znów przyjął sprzęt i odesłał go do serwisu, ale tym razem odmówiono w nim wykonania naprawy na gwarancji, twierdząc, że został uszkodzony mechanicznie przez użytkownika.
Nie widząc wyjścia z tej sytuacji, właściciel zgłosił się do powiatowego rzecznika konsumenta. Ten próbował doprowadzić do polubownego rozwiązania sporu, ale bezskutecznie. Ostatecznie rzecznik zasugerował, by oddać sprawę do sądu, a wcześniej zasięgnąć opinii niezależnego rzeczoznawcy, by upewnić się, po czyjej stronie jest racja.
Użytkownik feralnego notebooka tak właśnie zrobił. Opinia eksperta nie pozostawiała złudzeń – sprzęt jest niesprawny, uszkodzony. Na dodatek okazało się, że został sprzedany z wadą prawną – na fakturze wskazano urządzenie z innym systemem operacyjnym niż ten, którego dotyczyła licencja. W efekcie właściciel mógł nawet zostać posądzony o piractwo komputerowe.
Konsument słabszą stroną
Student złożył oświadczenie o odstąpieniu od umowy, a następnie wniósł przeciwko sprzedawcy pozew o zapłatę kwoty 1,4 tys. zł, czyli ceny komputera oraz 1 tys. zł wraz z odsetkami kosztów opinii rzeczoznawców. Po wydaniu nakazu zapłaty sklep zaakceptował roszczenie dotyczące zwrotu ceny. Nie zgodził się natomiast pokryć kosztów ekspertyzy. Jego zdaniem skoro klient zlecił ją bez konsultacji z nim, to sam powinien je ponieść.
Sąd Rejonowy w Świdnicy, który rozpoznawał tę sprawę doszedł do innych wniosków. Zwrócił uwagę, że zgodnie z art. 494 kodeksu cywilnego strona, które odstępuje od umowy wzajemnej może żądać nie tylko zwrotu tego, co świadczyła, lecz również naprawienia szkody wynikłej z niewykonania zobowiązania.
- W ocenie sądu poniesiony przez powoda koszt ekspertyzy w kwocie 1 tys. zł spowodowany był wyłącznie postawą pozwanej, która próbowała uniknąć swojej odpowiedzialności za wady fizyczne sprzedanego, wadliwego urządzenia i zachodzą wszelkie podstawy ku temu, by koszt ten uznać za szkodę, o której mowa w powołanym przepisie art. 494 k.c. – uzasadniła wyrok sędzia Halina Grzybowska, przewodnicząca składu orzekającego.
Wadliwy towar zwrócimy bez reklamacji >>
Zwróciła uwagę, że konsument jest słabszą stroną stosunku prawnego.
- Obarczany niesłusznie, winą za uszkodzenia komponentów urządzenia, nie miał innej możliwości udowodnienia swoich racji, niż poprzez prywatne, we własnym zakresie zlecenie ekspertyzy przed wszczęciem sporu z pozwaną na drodze sądowej – zaznaczyła.
Wyrok Sądu Rejonowego w Świdnicy, sygn. akt I C 2079/13