Historycznie wysokie raty kredytów hipotecznych we frankach i rekordowo niskie tych złotowych – to skutek ostatnich wydarzeń.
ikona lupy />
DGP
Symulację obciążeń przygotowała na prośbę DGP firma Expander. Punkt wyjścia do porównań to kredyt zaciągnięty na 300 tys. zł w styczniu 2008 r., czyli w szczycie mieszkaniowej górki sprzed kryzysu finansowego. Expander policzył, jak zmieniała się rata kredytu w złotych i kredytu na podobną kwotę, ale denominowanego we frankach, od początku tego roku. A więc od momentu, gdy na rynkach finansowych panował jeszcze spokój, do dziś, gdy są one co chwila wstrząsane paniką.
Dla naszej symulacji najważniejsze są dwie przesłanki. Pierwsza to obniżka stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski, która pociągnęła za sobą spadek rynkowej stopy WIBOR. To ona jest bazą do wyliczania oprocentowania kredytów w złotych. Druga przesłanka to kurs franka szwajcarskiego, który wyraźnie wzrósł, bo jest on traktowany jako bezpieczna przystań. Wczoraj na fixingu NBP kurs franka ustalono na 4,3563 zł, ale Expander wziął do wyliczeń wycenę z rynku, która przed południem wynosiła ok. 4,34 zł.
Wynik? Rata kredytu we frankach w ciągu dwóch miesięcy wzrosła o ok. 160 zł, natomiast kredyt w złotych potaniał, bo dzięki spadkowi WIBOR rata zmalała w tym samym czasie o ok. 60 zł. W obu przypadkach mamy rekordy. Przy założeniu, że płatności wobec banków trzeba było dokonać wczoraj, rata frankowa była historycznie wysoka, zaś złotowa historycznie niska.
Taka sytuacja może mieć kilka skutków. Pierwszy: motywacja u frankowiczów, by pozywać banki, podpierając się niekorzystnym dla BANKÓW orzeczeniem TSUE z października 2019 r., może być teraz większa. Same banki, które mają dużo kredytów walutowych w portfelach, też mogą mieć problem, bo ich wycena w złotych się zwiększy, co przełoży się na większe koszty podatku bankowego i – jeśli nadzór finansowy nie złagodzi wymogów – konieczność utrzymywania odpowiednio większego zabezpieczenia.
– Co do spłacalności tych kredytów, to sama wielkość raty ma tu drugorzędne znaczenie. Od 2008 r. dochody Polaków wyraźnie wzrosły i zwiększenie obciążenia o 150–200 zł miesięcznie nie powinno być decydujące. Ale jeśli w wyniku obecnego kryzysu miałoby dojść do zwiększenia bezrobocia czy spadku płac, to może być różnie – mówi Jarosław Sadowski, analityk Expandera. I dodaje, że gdyby doszło do poważnych zawirowań na rynku pracy wywołanych falą upadłości przedsiębiorstw czy po prostu ograniczaniem przez nie zatrudnienia, klienci mogą skorzystać z wakacji kredytowych, jakie szykują im banki.
To lepszy pakiet ratunkowy niż obniżka stóp, która – co wynika z symulacji – nieznacznie przełożyła się na zmniejszenie obciążeń kredytami w złotych. Ale i tu jest problem: nie ma jednego standardu wakacji w spłacie kredytów, jakie proponują banki. Niektóre zgadzają się na odroczenie kapitałowej części rat, ale odsetki trzeba płacić na bieżąco. Wakacje nie są też równoznaczne z przedłużeniem terminów spłat całości kredytu, co oznacza, że raty pozostałe do spłaty po odroczeniu mogą wzrosnąć.
– Mniej dotyczy to kredytów hipotecznych, bardziej konsumpcyjnych, których terminy są krótsze. Jeśli komuś zostało sześć rat do zapłaty, to po upływie wakacji te raty mogą znacząco wzrosnąć. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wakacje nie są darmowe. Cały czas naliczają się odsetki, które trzeba będzie spłacać w przyszłości – mówi Sadowski. I dodaje, że przydałaby się odgórna regulacja, może nieidąca tak daleko, jak propozycja UOKiK, która zakładała możliwość zawieszenia spłaty kredytów na rok bez żadnych dodatkowych kosztów, ale przynajmniej określająca, czy wakacje mają obejmować całość rat, czy tylko ich część.
Na ratunek frankowiczom może przyjść szwajcarski bank centralny
Oprócz kształtu pakietów ratunkowych i stanu gospodarki, przekładającego się na dochody, dla kredytobiorców walutowych istotna będzie też sytuacja na rynku. Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) zdaje sobie sprawę, że zbyt mocny frank to problem dla tamtejszej gospodarki i zapewne interweniuje na rynku, by go osłabić. To wniosek, jaki wyciągają inwestorzy z dużego wzrostu depozytów na żądanie w SNB. Rosnące depozyty banków komercyjnych w centralnym zwykle oznaczają, że ten ostatni był aktywny na rynku, skupując waluty za franki.
W poniedziałek zwiększyły się one o 6 mld do 608,8 mld franków, najwięcej od zawirowań, które nastąpiły po referendum w sprawie brexitu w 2016 r. – Wydaje się, że interwencje działają, ponieważ frank szwajcarski nie przekracza bariery 1,05 wobec euro. Uważam, że SNB będzie nadal bronić tej bariery. Bank nie ma ograniczeń, a jego reakcja będzie zależała od dotkliwości i długości kryzysu wywołanego koronawirusem – mówił Reutersowi Karsten Junius, główny ekonomista Banku J. Safra Sarasin.