Zacznę od zastrzeżenia – pomysł, by 17-latek mógł dostać prawo jazdy, bardzo mi się podoba i to z tego samego powodu, dla którego przedstawianie go jako walkę z wykluczeniem komunikacyjnym jest absurdalne. Podoba mi się, że początkujący kierowca będzie musiał przez pół roku jeździć w towarzystwie bardziej doświadczonego. Zakładam, że najczęściej będzie to rodzic czy ktoś z dalszej rodziny. I to jest super. Da możliwość korygowania ewentualnych błędów, zdobycia doświadczenia. Osobiście uważam, że nawet 25-latek po zaledwie 30 godzinach obowiązkowego kursu nie jest gotowy do tego, by zmierzyć się z tym, co dzieje się na polskich drogach. Sam miesiącami towarzyszyłem synowi, gdy już otrzymał prawo jazdy, choć i tak wcześniej miał wykupione dodatkowe lekcje u instruktora.
Dlatego popieram projekt zmian w prawie o ruchu drogowym, który został przez rząd skierowany do Sejmu. Zgadzam się też z tą częścią jego uzasadnienia, w której mowa o szansie na poprawę bezpieczeństwa jazdy wśród najmłodszych kierowców. Dane policji nie pozostawiają wątpliwości – to właśnie kierowcy w wieku 18-24 lat powodują najwięcej wypadków.
Dostrzegając sens umożliwienia najmłodszym kierowcom wsiadania za kółko, ale tylko w towarzystwie doświadczonych użytkowników dróg, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego partyjni spin doktorzy postanowili promować rządowy pomysł w tak absurdalny sposób. A reklamują go jako „walkę z wykluczeniem komunikacyjnym”. Trudno się dziwić, że wpis Platformy Obywatelskiej na platformie X wywołał tak zmasowaną krytykę.
W jaki sposób prawo jazdy dla 17-latka ma zmniejszyć jego wykluczenie komunikacyjne? Jaka jest różnica, czy to on będzie prowadził samochód w towarzystwie kierowcy z pięcioletnim stażem, czy ten sam kierowca po prostu zawiezie młodą osobę tam, gdzie chce dotrzeć? Ostatecznie przecież i tak dorosły będzie musiał siedzieć w tym samochodzie.
Na marginesie pozostawię już to, że w walce z wykluczeniem komunikacyjnym kompletnie nie chodzi o to, żeby wszyscy przesiedli się do własnych samochodów. Wykluczenie komunikacyjne najbardziej dotyka ludzi, którzy z różnych względów własnym autem nie mogą dojechać tam, gdzie chcą. Dzieci dojeżdżające do szkół, osoby starsze, schorowane lub nieposiadające uprawnień do prowadzenia samochodów czy wreszcie takie, których nie stać na własne cztery kółka. Dlatego z wykluczeniem komunikacyjnym można walczyć tylko w jeden sposób – poprzez rozwój transportu publicznego, a nie poprzez zmuszanie ludzi do kupowania własnych aut.